Ostrowski Robin Hood
Przewidzenie rozstrzygnięcia spotkania z udziałem ostrowskiej Stali powoli graniczy z cudem. Podopieczni Andrzeja Kowalczyka w jednej kolejce zadziwiają całą koszykarską Polskę, pokonując najbardziej uznane firmy w PLK, by w kolejnej sprawić wielki zawód swoim kibicom i przegrać ze znacznie niżej notowanym rywalem. Niektórzy zaczęli już porównywać Stal do Robin Hooda, który zabiera punkty bogatym klubom i rozdaje tym znacznie biedniejszym. Trudno bowiem racjonalnie wytłumaczyć postawę drużyny, który ogrywa Asseco Prokom Sopot, Turów Zgorzelec, Polpharmę Starogard Gdański, a przegrywa ze Sportino Inowrocław czy Zniczem Jarosław. - Z takim porównaniem spotykam się pierwszy raz. Nie ulega jednak wątpliwości, że w tej chwili najbardziej potrzeba nam stabilizacji. Tego życzyłbym sobie, a także wszystkim moim kolegom. W tej chwili jest nam niezmiernie przykro z powodu niedzielnej porażki - mówi skrzydłowy Atlasa Stali, Łukasz Majewski.
Bez Reynoldsa też można
W pierwszych minutach niedzielnego spotkania taktyka gości z Jarosławia opierała się przede wszystkim o Grady Reynoldsa. Amerykanin z dziecinną łatwością ogrywał znacznie wolniejszego od niego Patricka Okafora i to głównie dzięki jego skutecznej grze zawodnicy Znicza znajdowali się na kilkupunktowym prowadzeniu. - Doskonale zdaję sobie sprawę, że Okafor lubi bronić bliżej kosza. Ten zawodnik znacznie gorzej funkcjonuje na nogach, kiedy jest na obwodzie. Staraliśmy się to wykorzystać i można powiedzieć, że nam się udało - mówił o taktyce swojego zespołu trener, Dariusz Szczubiał. Warto jednak zauważyć, że goście z Jarosławia radzili sobie również bez swojego lidera, który w pewnym momencie musiał opuścić boisko z powodu urazu. Wtedy o sile Znicza stanowili jego rodacy, a przede wszystkim Chad Timberlake, który trafiał w niesłychanie ważnych momentach. Gracz ekipy z Jarosławia był również autorem najbardziej widowiskowego zagrania meczu, kiedy w drugiej kwarcie kapitalnie minął swoich rywali, a następnie wykończył akcję efektownym wsadem. Bez wątpienia tego zawodnika można okrzyknąć ojcem niedzielnego zwycięstwa w Ostrowie.
Bez liderów nie ma gry
Obserwując przegrane pojedynki Atlasa Stali, można również dojść do wniosku, że ostrowski zespół notuje porażki, kiedy zawodzą liderzy. Tak było również w niedzielę. Wtedy na bardzo słabym poziomie zagrali Patrick Okafor i Alan Daniels. Szczególnie bezproduktywny był ten drugi, który w całym meczu nie zdobył ani jednego punktu. W ostrowskiej drużynie na swoim poziomie grał jedynie Nikola Jovanovic. Ambicji i woli walki nie można również odmówić Brandunowi Hughesowi. Co gorsza, ze Stalą już wkrótce może pożegnać się Portorykańczyk Carlos Rivera, którego pozyskaniem zainteresowana jest Polonia Warszawa. Niski skrzydłowy Atlasa w przeszłości występował już w ekipie ze stolicy i niewykluczone, że niedzielne spotkanie ze Zniczem było jego ostatnim przy Kusocińskiego.
Utrzymać dziewiątą lokatę
Wszystko wskazuje na to, że ostrowskim koszykarzom pozostaje jedynie gra o dziewiątą lokatę w ligowej tabeli. Trudno bowiem przypuszczać, że zespół Andrzeja Kowalczyka dogoni Czarnych Słupsk, którzy w ostatniej kolejce powiększyli dystans nad Atlasem dzięki wygranej z Anwilem Włocławek. W najbliższej kolejce Atlas zagra z jedną z rewelacji obecnego sezonu, a więc Kotwicą Kołobrzeg. Być może ostrowianie po raz kolejny potwierdzą, że z teoretycznie silniejszym zespołem grają zdecydowanie lepiej? Cudu jednak spodziewać się nie można. Atlas grający tak jak w niedzielę trudno nazwać drużyną ekstraligową. Całej sytuacji powoli mają chyba także dość ostrowscy kibice, którzy za sprawą swoich koszykarzy najpierw przeżywają chwile ogromnej radości, a później spadają z bardzo wysokiego konia, kiedy gra ich drużyny przypomina walenie głową w ścianę. Z coraz większym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że w tym sezonie w Ostrowie nie będzie wielkich emocji. Obecny sezon może skończyć się dla Atlasa bardzo szybko. Może i ostrowianie są w stanie sprawiać pojedyncze niespodzianki, ale coraz trudniej uwierzyć w to, że zespół Andrzeja Kowalczyka ustabilizuje w końcu swoją formę na wysokim poziomie. Należy bowiem pamiętać, że w pre play offach a także fazie play off wszystkie drużyny będą doskonale zdawać sobie sprawę, o co toczy się gra. Wtedy o niespodzianki będzie znacznie trudniej...
Co by było, gdyby...
… Znicz nie przegrał dziesięciu kolejnych spotkań? Pewnie jarosławianie nie drżeliby o utrzymanie w Polskiej Lidze Koszykówki, ale myśleli nawet o awansie do fazy play off. Niestety, gołym okiem widać, że ta fatalna seria do dzisiaj odbija się czkawką podopiecznym Dariusza Szczubiała, którzy po dojściu do drużyny nowych graczy stanowią bardzo ciekawy zespół. Jarosławianie nie mogą być jednak jeszcze pewni utrzymania. Należy bowiem zauważyć, że w końcowej fazie regularnego sezonu Znicz zagra z bardzo wymagającymi rywalami, a także pojedzie do Inowrocławia, gdzie o zwycięstwo wcale nie będzie łatwo.