Tym razem podopieczni Steve'a Kerra nie pozwolili sobie na fatalną grę w czwartej kwarcie. To ona przecież doprowadziła Wojowników do porażki w pierwszym starciu. Tym razem obrońcy tytułu poszli za ciosem i byli lepsi przez całe 48 minut.
Grzmot nie miał zbyt wiele do powiedzenia, głównie z powodu ofensywy. Goście wprawdzie byli skuteczniejsi niż poprzednim razem, ale tym razem znaczne rzadziej meldowali się na linii rzutów wolnych, gorzej wychodziły im też próby z dystansu. Równie kluczowe była jednak przegrana - i to zdecydowanie - walka pod tablicami.
Zresztą tylko Kevin Durant i Russell Westbrook zdołali przekroczyć granicę 10 punktów. Pierwszy z wymienionych zagrał naprawdę dobre zawody (trafił 11 z 18 rzutów z gry i uzbierał 29 punktów), ale drugi - podobnie jak większość drużyny - miał już problemy ze skutecznością. Nic dziwnego, że to się tak źle skończyło dla OKC.
Warriors wyciągnęli wnioski i tym razem nie pozwolili rywalowi na tak wiele. Poza tym sami poprawili się w ataku. W całym meczu trafili 50,6 procent rzutów z gry (43/85), w tym 13 "trójek". Ich gra była lepiej zbilansowana, choć na pierwszym planie był tradycyjnie Stephen Curry, autor 28 punktów. Aż 15 z nich zdobył w niespełna dwie minuty!
Można powiedzieć, że mistrzowie NBA wyszli z małych tarapatów. Gdyby doznali drugiej porażki - i to u siebie - byliby w naprawdę trudnej sytuacji. Udało im się tego uniknąć i doprowadzić do remisu.
Golden State Warriors - Oklahoma City Thunder 118:91 (27:20, 30:29, 31:19, 30:23)
(Curry 28, Thompson 15, Iguodala 14, Speights 13, Ezeli 12, Barnes 11, Green 10 - Durant 29, Westbrook 16)
Stan rywalizacji: 1-1
ZOBACZ WIDEO Dramatyczna końcówka finału ZSRR - USA (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}