Pomimo dzielnej postawy, Polfarmex przegrał drugi mecz ćwierćfinałowy w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Radomiu 56:63. Oznacza to, że Rosie brakuje już tylko jednego zwycięstwa do postawienia kropki nad "i", czyli awansu do półfinału Tauron Basket Ligi.
Pretensji do postawy podopiecznych nie mógł mieć Jarosław Krysiewicz. - Moja drużyna zostawiła wiele serca na parkiecie - powiedział na konferencji prasowej. Nie ukrywał, iż o porażce ekipy z Kutna przesądziły detale. - Zadecydowały dwie rzeczy - liczba naszych strat, bo do przerwy mieliśmy ich 14, i niestety nie mamy w swoich szeregach takiego zawodnika, jak Thomas, który w odpowiednim momencie wie, kiedy trzeba chwycić piłkę, wziąć na siebie odpowiedzialność i załatwić mecz. Te dwie rzeczy były kluczowe - podkreślił trener.
W sumie przyjezdni zgubili piłkę aż dwudziestokrotnie, przy jedenastu stratach miejscowych. Rewelacyjnie spisali się natomiast pod obydwoma koszami. - Siedemnaście zbiórek mojej ekipy w ataku pokazuje, że walczyliśmy, i chyba więcej już się nie da. Lepiej też nie da się bronić, bo w defensywie zagraliśmy świetne zawody, odrobiliśmy lekcje po piątku - zaznaczył szkoleniowiec. Przypomnijmy, iż pierwsze starcie Polfarmex przegrał 66:76.
Goście zebrali aż 45 piłek, ponad dwa razy więcej od Rosy. W tym elemencie brylował Michael Fraser, autor aż czternastu takich zagrań.
- Niestety od jakiegoś czasu kuleje nam atak i ta obrona nie przekłada się na punkty w ofensywie - zwrócił uwagę Krysiewicz. W środowy wieczór dojdzie do trzeciego spotkania w tej parze (początek o godz. 20). - Myślę, że będzie jeszcze większa wojna, niż teraz. Musimy wyjść i się bić, położyć wszystko to, co mamy, żeby z tym rywalem wygrać - zakończył opiekun Polfarmexu.
ZOBACZ WIDEO 4-4-2: Legia skupia się na lidze. "Czerwone lampka nie powinna gasnąć" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}