Koszykarze AZS-u Koszalin o niedzielnym spotkaniu, jak i całym sezonie będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. Co prawda pierwsza kwarta była jeszcze w miarę wyrównana, ale od drugiej odsłony tempo i warunki gry zaczęły dyktować Czarne Pantery, które tę część meczu wygrały aż 32:10!
- Energa Czarni Słupsk zasłużenie sięgnęli po zwycięstwo. Byli od nas lepszą drużyną. W pierwszej połowie pokazali nam, jak gra się w koszykówkę na wysokim poziomie. To była tragedia z naszej strony we wszystkich elementach koszykarskiego rzemiosła - tłumaczy Kamil Sadowski, szkoleniowiec AZS-u.
Już do przerwy słupszczanie mieli o 30 "oczek" więcej od gospodarzy. Sam Demonte Harper miał 23 punkty na swoim koncie (gospodarze łącznie 29).
ZOBACZ WIDEO Narodowe święto biegania, czyli ORLEN Warsaw Marathon
{"id":"","title":""}
- Pozwoliliśmy się otworzyć Harperowi w pierwszej połowie. Trafiał praktycznie z każdej pozycji - mówi Sadowski, który podczas 15-minutowej przerwy zmotywował zawodników, którzy na drugą połowę wyszli z zupełnie innym nastawieniem.
- W przerwie powiedziałem zawodnikom, że nie mają nic do stracenia. Aczkolwiek wiedziałem, że odrobić 30 punktów to jest praktycznie niemożliwe. I tak udało nam się dojść gości na 10 oczek, co jest sukcesem. Szacunek dla kibiców, którzy nas nieśli do lepszej gry - przyznaje opiekun AZS-u.
Sygnał do odrabiania strat dał Cameron Gliddon, który w samej trzeciej kwarcie trafił trzy rzuty z dystansu. Swoje dorzucili także Adam Pechacek, Artur Mielczarek i A.J. Walton. Gospodarzom udało się w pewnym momencie zredukować straty do dziewięciu oczek, ale na więcej nie było ich stać tego dnia. Ostatecznie słupszczanie triumfowali 89:75.
- Cieszę się, że w drugiej połowie podnieśliśmy się po tej tragedii, którą zaprezentowaliśmy w pierwszych 20 minutach. Podobała mi się gra naszego zespołu. Goniliśmy wynik i zmusiliśmy trenera Kairysa do wzięcia szybkich czasów - komentuje.
Dla 24-letniego Sadowskiego, który na stanowisku pierwszego trenera zastąpił Davida Dedka, był to ostatni mecz w zespole AZS-u. Wiadomo, że w kolejnym sezonie władze klubu zdecydują się na innego szkoleniowca. Istnieje jednak możliwość, że Sadowski zostanie i będzie pełnił rolę asystenta.
- Dziękuję zawodnikom za postawę w tych siedmiu meczach, które prowadziłem jako pierwszy trener. Na treningach zachowywali się bardzo profesjonalnie. Nie mogę mieć do nich żadnych pretensji. Udało nam się wygrać dwa mecze, ale w pozostałych twardo walczyliśmy o zwycięstwa. Dziękuję zarządowi za szansę, którą otrzymałem - mówi Kamil Sadowski.