W Tychach nikt nie chciał zaprzepaścić tego, co udało się wywalczyć w Pruszkowie. Tam udało się wygrać i "przejąć" atut w postaci przewagi własnego parkietu. Sobotni mecz długo nie układał się jednak po myśli gospodarzy.
Pruszkowianie rozpoczęli bardzo zmotywowani. Wygrali kwartę otwierającą mecz, a w drugiej prowadzili nawet 32:22. Podopieczni Tomasza Jagiełki szybko chcieli wrócić do gry, jednak trójka równo przed syreną kończącą pierwszą połowę w wykonaniu Mateusza Szweda dała Zniczowi osiem oczek przewagi do szatni.
Po powrocie do gry Tyszanie niesamowicie szarpali, ale gdy tylko zbliżali się na pięć oczek, rywale odpowiadali trójkami Filipa Puta czy Damiana Janiaka.
Po celnym rzucie z dystansu tego drugiego zespół z Pruszkowa prowadził 54:45. Wtedy losy meczu diametralnie się odwróciły. Gospodarze zanotowali serię, która w końcowym rozrachunku dała im wygraną.
GKS zdobył 14 kolejnych punktów, a w 29 minucie Marceli Dziemba wyprowadził swoją drużynę na upragnione prowadzenie.
W decydującej części spotkania role się odwróciły, bo to Znicz gonił wynik. Na nieco ponad dwie minuty przed końcem tyszanie prowadzili 74:67 i wydawało się, że spokojnie dowiozą triumf do końca.
Ambitni rywale zdołali jednak dwukrotnie zmniejszyć straty do zaledwie punktu, ale Skuteczni na linii rzutów wolnych Wojciech Barycz i Tomasz Deja przypieczętowali niezwykle ważny triumf GKS-u.
Czwarty mecz już w niedzielę i gospodarze będą przed doskonałą szansą, aby zakończyć serię i wywalczyć miejsce w półfinale pierwszoligowych rozgrywek.
GKS Tychy - Znicz Basket Pruszków 83:78 (15:20, 20:23, 24:14, 24:21)
GKS: Deja 17, Piechowicz 13, Barycz 12, Szpyrka 10, Bzdyra 8, Basiński 6, Hałas 6, Markowicz 6, Dziemba 5, Olczak 0.
Znicz Basket: Put 15, Janiak 12, Szwed 12, Tokarski 11, Kordalski 9, Przyborowski 9, Słupiński 7, Czosnowski 3.
stan rywalizacji: 2:1 dla GKS-u Tychy