Rosa była o krok od pokonania Energi Czarnych, a tym samym zakończenia rywalizacji o trzecie miejsce Tauron Basket Ligi i sięgnięcia po historyczny sukces. Po wspaniałej pierwszej kwarcie spuściła jednak z tonu, co wykorzystali rywale. Po bardzo emocjonującym spotkaniu słupszczanie wygrali 77:75.
[ad=rectangle]
- W drugiej kwarcie Czarni rzucili aż 33 punkty, rozkręcili się bardzo mocno - podkreślił Damian Jeszke. Przypomnijmy, iż premierowa odsłona padła łupem gospodarzy - 30:14 - natomiast w drugiej przyjezdni pozwolili im zdobyć zaledwie 16 "oczek". - Mieliśmy w samej końcówce akcję na zwycięstwo, ale to rywale zachowali bardziej chłodne głowy i zwyciężyli ten mecz. Zostało nam jedno spotkanie, aby zdobyć medal, i zrobimy wszystko, żeby je wygrać - zapewnił.
Na kilka sekund przed końcową syreną, po jednym celnym rzucie wolnym Jarosława Mokrosa, radomianie wyprowadzali akcję. Na czystej pozycji znalazł się Uros Mirkovic, ale spudłował z dystansu. Jego koledzy jeszcze kilka razy zebrali piłkę, jednak dobitki Roberta Witki i Michała Sokołowskiego nie znalazły drogi do kosza.
Czy serbski skrzydłowy miał wykonać decydujący rzut? - Ta ostatnia akcja nie była rozrysowana, trener nie wziął specjalnie czasu. Chłopaki zagrali to, co wyniknęło z gry. Wyszło tak, że Uros rzucał - odpowiedział Jeszke. - Potem mieliśmy jeszcze dwie dobitki, ale nie trafiliśmy. Cóż, taka jest koszykówka. Teraz trzeba powtórzyć grę z pierwszego meczu, bo w Słupsku przecież już raz zwyciężyliśmy - przypomniał.
W niedzielę 20-latek przebywał na parkiecie przez cztery minuty, w trakcie których zdobył pięć punktów (1/1 "za dwa" i 1/1 "za trzy). Zapytany o to, jak trzeba zagrać w hali Gryfia, nie miał wątpliwości: - Na pewno trzeba zagrać twardo, nie popełniać wielu głupich strat, co miało miejsce w niedzielę, i nie dać rozpędzić się Czarnym. Musimy narzucić swój styl gry.