- Gratuluję swoim zawodnikom postawy w obu meczach. Myślę, że tylko niepoprawni optymiści i marzyciele myśleli, że wywieziemy z Koszalina dwa zwycięstwa. My wierzyliśmy w to, że możemy grać z AZS-em jak równy z równym, a co się wydarzy, to jest w naszych rękach, nogach i głowach - przyznał po zakończeniu niedzielnego spotkania Wojciech Kamiński, opiekun Rosy Radom.
Po dwóch meczach ćwierćfinałowych w Koszalinie podopieczni Kamińskiego prowadzą dość niespodziewanie już 2:0 i są o krok od wyeliminowania Akademików.
[ad=rectangle]
- Pierwszy mecz był bardzo trudny. Z kolei w niedzielę zwycięstwo przyszło nam nieco łatwiej. Czapki z głów dla moich zawodników za zaangażowanie, walkę i defensywę. Zrobiliśmy wszystko, aby utrudnić życie Akademikom - zaznaczył Kamiński.
W dwóch pierwszych meczach w Koszalinie - goście rewelacyjnie spisywali się w defensywie. Zatrzymali AZS odpowiednio na 55 i 62 punktach! Liderzy Akademików nie potrafili się przedrzeć przez obronę radomian - Qyntel Woods trafił zaledwie 7 z 26 rzutów z gry.
Radomianie już w środę mogą zakończyć rywalizację z koszalińskimi Akademikami. Trener Kamiński przestrzega jednak przed hurraoptymizmem i podkreśla, że w tej rywalizacji wszystko jest jeszcze możliwe. Przypomina jednocześnie historię sprzed roku, kiedy to jego drużyna przegrywała z Anwilem Włocławek 0:2, a potrafiła odwrócić losy rywalizacji.
- W serii prowadzimy 2:0 i teraz rywalizacja przenosi się do Radomia. Czeka nas co najmniej jeden mecz. Potrzebujemy do zwycięstwa trzech wygranych. Nie możemy się jeszcze cieszyć, celebrować, bo w zeszłym roku przegrywaliśmy w ćwierćfinale 0:2, a i tak udało się nam wygrać. - Potrzebna jest nam odpowiednia koncentracja, aby utrzymać nasz poziom defensywy w kolejnym spotkaniu - podsumował Kamiński.