Porażka włoskiego Air Avellino w starciu z izraleskim Maccabi Tel Awiw, może okazać się bardzo bolesna w skutkach. Gracze Zare Markovskiego ponieśli piątą przegraną, mając na swoim koncie tylko dwa zwycięstwa. - Nie powiem, że odpuszczamy Euroligę, ale faktem jest, że musimy się bardziej skupić na lidze włoskiej. Co do meczu… Maccabi prowadziło od pierwszej do ostatniej minuty i zasłużyło na zwycięstwo - skomentował spotkanie macedoński trener Air. Izraelczycy z wynikiem 4-3 nadal pozostają w grze o miejsce w fazie TOP 16. - Zwycięstwo bardzo cieszy, ale mniej styl. Nie wszyscy moi koszykarze zagrali tak, jak powinni. W drugiej połowie powinniśmy rzucić więcej punktów - mimo wygranej nie szczędził słów krytyki swoim podopiecznym trener Pini Gershon. Najlepszym strzelcem spotkania był Marcus Brown. Amerykanin zdobył 26 oczek, a swoimi zagraniami odbierał chęć do gry zawodnikom Air. Warto również wspomnieć, iż dwaj koszykarze Maccabi - Lior Eliyahu oraz d’Or Fischer rzucili do spółki 35 punktów (odpowiednio 18 i 17) oraz zebrali aż 20 piłek (po 10 każdy). Po stronie gospodarzy najlepiej punktującym graczem był ex-rozgrywający Prokomu - Travis Best - 17 oczek.
Air Avellino - Maccabi Tel Awiw 72:86 (23:24, 17:24, 16:17, 16:21)
(Best 17, Slay 14, Tusek 13 (5 zb.) - Brown 26 (5 zb.), Eliyahu 18 (10 zb.), Fischer 17 (10 zb.))
W bardzo trudnym położeniu znaleźli się gracze Asseco Prokomu Sopot po porażce z francuską drużyną SLUC Nancy. Obie ekipy zajmują odpowiednio 4. i 5. pozycję w grupie B. Oczko wyżej są jednak mistrzowie Polski ze względu na korzystniejszy bilans bezpośredniej rywalizacji. Gospodarze wygrali spotkanie, pomimo zrywu podopiecznych Tomasa Pacesasa w trzeciej kwarcie, kiedy to ze stanu 51:38, zrobiło się tylko 51:50. Od tego momentu oba zespoły grały kosz za kosz. Na dwie minuty do końca pięć punktów z rzędu zdobył Ronnie Burrell i to Prokom wyszedł na prowadzenie 67:69. Niestety, przez następne 240 sekund graczom z Sopotu udało uzyskać się tylko jeden punkt. Gospodarze zaś, głównie za sprawą najlepszego w meczu Michela Morandaisa (18 oczek), zdobyli ich 11… - Nie można wygrywać meczu kiedy popełnia się tyle strat oraz tak wyraźnie przegrywa się walkę o zbiórki. Teraz czeka nas mecz z Żalgirisem, który musimy wygrać - tłumaczył grę swoich zawodników trener Pacesas. Rzeczywiście, sopocianie popełnili aż 19 strat oraz zanotowali o 10 zbiórek mniej niż przeciwnik. - Mecz wygraliśmy bo nie straciliśmy wiary w siebie w ostatnich dwóch minutach. Prokom to silny rywal, który dobrze broni i ma w składzie Davida Logana - powiedział po ostatnim gwizdku szkoleniowiec SLUC, Jean-Luc Monschau. Amerykanin zagrał dobre zawody - miał 22 punkty, 5 zbiórek oraz 4 asysty. Po stronie gospodarzy świetnie spisał się center Cyril Julian - zdobywca 13 oczek, 14 zbiórek i 5 przechwytów.
SLUC Nancy - Asseco Prokom Trefl 78:70 (24:22, 20:14, 12:18, 22:16)
(Morandais 18 (5 zb.), Cox 16, Julian 13 (14 zb., 5 prz.) - Logan 22 (5 zb.), Ewing 17 (5 as.), Burke 14 (9 zb.), Burrell 14 (9 zb.))
Prawie dwa lata pozostawali niepokonani we własnej hali koszykarze Panathinakosu Ateny. Do czwartego wieczoru, kiedy to goście z Barcelony przerwali passę 18 zwycięstw. Dzięki dwóm punktom, Katalończycy zrównali się bilansem z Montepaschi Sieną (6-1) i są już pewni gry w TOP 16. - To coś niesamowite pokonać jeden z najlepszych zespołów Europy w jego hali. Nam się to udało i czuję się zaszczycony - stwierdził po spotkaniu Xavier Pascuali, trener "Dumy Katalonii". Barcelonę do zwycięstwa w tym meczu poprowadził duet Gianluca Basile - David Andersen. Dwójka ta niemal sama ze stanu 18:25 po pierwszej kwarcie, doprowadziła do wyniku 22:42. Trafienia Drew Nicholasa czy Vassilisa Spanoulisa pozwoliły koszykarzom Panathinaikosu zniwelować nieco stratę do przerwy (38:49). Po zmianie stron goście jednak nadal kontrolowali przebieg gry. Katalończycy zagrali bardzo zespołowo. Jaka Laković oraz Juan Carlos Navarro rozdali po 5 asyst, a 6 zanotował Victor Sada. Najlepszym graczem w drużynie gospodarzy był Mike Batiste - 21 oczek.
Mimo porażki chcę podziękować moim koszykarzom. Każdy wie jakie mieliśmy ostatnio problemy. Kontuzji doznali Peković, Hatzivrettas, Diamantidis, Fotsis i Jasikevicius. Mimo to, szczerze gratuluję przeciwnikom. Dziś byli lepsi - szukając przyczyn przegranej, tłumaczył swoich graczy Żeljko Obradović.
Panathinaikos Ateny - Regal FC Barcelona 76:87 (18:25, 20:24, 15:19, 23:19)
(Batiste 21 (7 zb.), Spanoulis 13 (5 as.), Nicholas 11 - Andersen 22 (9 zb.), Basile 16 (5 as.), Navarro 9 (5 as.))
Gdyby koszykarzom Lottomatiki Rzym udało się wywieźć z katalońskiej Badalony dwa oczka, byliby pewni swojego udziału w fazie TOP 16. Tak się jednak nie stało, gdyż w bardzo ofensywnym meczu to gospodarze zwyciężyli różnicą czterech oczek, poprawiając swój bilans do stanu 4-3. Mimo porażki, Lottomatika nadal plasuje się na pierwszej pozycji razem z innym TAU Ceramiką (bilans 5-2). Sam mecz toczył się na bardzo wysokim poziomie. Strzelcy obu ekip raz za razem zdobywali punkty i pierwsza połowa zakończyła się wynikiem po 48. W trzeciej kwarcie, głównie dzięki trafieniom tercetu Bracey Wright - Demond Mallett - Luka Bogdanović, Joventut doprowadził do stanu 71:56. I choć wydawało się, że losy spotkania zostały rozstrzygnięty, rzymianie po raz kolejny zerwali się do szaleńczej gry. Punktowali Sani Becirović oraz Andre Hutson i nagle zrobiło się tylko 78:75 dla gospodarzy. Ostatecznie jednak podopiecznym Alfonso Alonso udało się dowieźć kilkupunktową przewagę do końca. - Chcę podziękować swoim koszykarzom. Edu Hernandez-Sonseca miał nie grać w ogóle, a zagrał aż 22 minuty, zaś Henk Norel złamał sobie nos. Dlatego właśnie, mimo słabszej postawy w niektórych częściach meczu, jestem zadowolony - mówił na konferencji hiszpański szkoleniowiec. Z charakteru drużyny zadowolony był również tymczasowy trener gości, Nando Gentile. - Cieszę się, że chłopacy pokazali charakter. Niestety zwycięstwo wymknęło się nam z rąk w ostatnich minutach.
DKV Joventut Badalona - Lottomatica Rzym 97:93 (26:24, 22:24, 28:21, 21:24)
(Wright 19 (7 zb.), Bogdanović 15, Hernandez-Sonseca 14 - Hutson 22 (8 zb.), Becirović 14 (5 as.), Jennings 12)
Dzięki jednopunktowej wygranej nad serbskim Partizanem Belgrad, Real Madryt nadal pozostaje w grze o następną fazę (bilans 4-3). Partizan zaś znalazł w tej samej sytuacji co Efes Pilsen czy Panionios z wynikiem dokładnie przeciwnym. Bohaterem meczu był Marko Tomas. Chorwat w ostatnich sekundach spotkania przymierzył celnie za trzy, odpowiadając na takie samo udane zagranie Urosa Tripkovicia sprzed kilkunastu sekund. Warto dodać, iż tak dramatyczną końcówkę Real zafundował sobie na własne życzenie. Na początku drugiej kwarty prowadził bowiem nawet 31:11, by na początku czwartej odsłony stracić całą przewagę (54:55). Szczęśliwy rzut Tomasa zapewnił jednak "Królewskim" dwa oczka. Mimo to, na konferencji prasowej szkoleniowiec Realu był wściekły. - To nie pierwszy raz kiedy tracimy całą, wypracowaną wcześniej sporą przewagę. Spudłowaliśmy też zbyt wiele rzutów wolnych - mówił Plaza, zaś jego bezpośredni oponent z ławki trenerskiej Partizanu, Dusko Vujosević, wypowiadał się w nieco ciepleszych słowach. - Może powinienem być smutny, ale nie jestem. Biorąc pod uwagę jak młody i niedoświadczony mam zespół, cieszę się, że w drugiej połowie zagraliśmy z zębem i agresją, będąc tylko o krok od zwycięstwa. Najlepszym graczem Realu okazał się Felipe Reyes, który oprócz 15 punktów dodał 9 zbiórek. Koszykarzem, który w tym meczu zgromadził najwięcej oczek został wspomniany Tripković - 22.
Real Madryt - Partizan Belgrad 68:67 (24:9, 12:15, 16:25, 16:18)
(Reyes 15 (9 zb.), Tomas 10, Hosley 7, Massey 7 (6 zb.), Sanchez 7 - Tripković 22, Velicković 10, Milosević 9)
Po zwycięstwie nad Fenerbahce Ulkerem Stambuł, Alba Berlin ponownie liczy się w grze o miejsca w fazie TOP 16. Na chwilę obecną obie ekipy legitymują się bilansem 3-4. Co ciekawe, Alba w dalszym ciągu jest niepokonana u siebie w hali O2 Arena. W podtrzymaniu dobrej passy "Albatrosom" pomógł Ansu Sesay, zdobywca 17 punktów, a także Emmanuel McElroy, który większość ze swojego dorobku uzyskał w decydującej, czwartej kwarcie. Dla gości punktował głównie Mirsad Turkcan - 13 oczek - gdyż nikt poza nim w ekipie trenera Bogdana Tanjevicia nie rzucił więcej niż 8 punktów. - Zagraliśmy dużo poniżej naszych możliwości. Mam wrażenie, że przegrywamy w sferze psychologicznej - skomentował po meczu występ swoich podopiecznych szkoleniowiec tureckiego zespołu. Fenerbahce przegrało bowiem pojedynek, w którym wygrywało 9:19, 25:30 czy jeszcze 47:48. - My z kolei zaprezentowaliśmy się nieźle pomimo presji wyniku. Tym bardziej więc się ciesze, gdyż Fenerbahce to nie byle kto - zapewnił szkoleniowiec gospodarzy, Luka Pavicević.
Alba Berlin - Fenerbahce Ulker Stambuł 72:63 (10:19, 17:11, 24:18, 21:15)
(Sesay 17, McElroy 16 (6 zb.), Jacobsen 11 - Turkcan 13 (7 zb.), Green 8 (5 as.), Preldzić 8, Savas 8)