W połowie trzeciej kwarty Rosa Radom przegrywała już z Energą Czarnymi różnicą czternastu punktów. - Mogłoby się wydawać, że jest po meczu, ale my cały czas wierzyliśmy w to, że można odwrócić losy tego spotkania. No i można powiedzieć, że mieliśmy rację... - przyznał po meczu Danny Gibson, rzucający Rosy Radom.
[ad=rectangle]
Amerykanin był obok Damiana Jeszke kluczowym zawodnikiem w ekipie Wojciecha Kamińskiego. Gibson zdobył 23 punkty (8/22 z gry, 3/4 za jeden), dokładając do tego pięć zbiórek i trzy asysty. - Wydaje mi się, że faktycznie to nie był nasz najlepszy mecz, ale cały czas staraliśmy się wrócić do gry na pełnych obrotach. Każdy, kto wychodził na parkiet, dawał z siebie wszystko. Jestem zdania, że to był klucz - dodał Gibson.
W meczu z Asseco Gdynia radomianie trafili aż 16 "trójek", w meczu z Energą Czarnymi Słupsk było ich o połowę mniej. Mimo wszystko Rosa zdołała przechylić szalę na swoją korzyść. - Staraliśmy się dogrywać piłkę pod kosz, bo tam mieliśmy przewagę. Na dodatek w czwartej kwarcie poczuliśmy się bardzo pewnie i zaczęliśmy grać w taki sposób, jaki bardzo lubimy - powiedział zawodnik. Jaki w takim razie jest styl Rosy? - Gra szybka, nieco nieuporządkowana, ale w tym szaleństwie jest metoda - zaznaczył Gibson.
W niedzielnym finale radomianie zmierzą się ze Stelmetem Zielona Góra. - To nasz trzeci mecz w tym turnieju. Nie pozostaje nam nic innego, jak wyjść i zagrać o pełną pulę - skomentował gracz.