Duży krok w kierunku zakwalifikowania się do fazy TOP 16 wykonali koszykarze Cibony Zagrzeb, triumfując wyraźnie w meczu 7. kolejki Euroligi z zespołem Sarthe Le Mans. Po wygranej nad Francuzami podopieczni Velimira Perasovicia legitymują się bilansem 5-2, zaś koszykarze Sarthe nadal czekają na odniesienie swojego pierwszego zwycięstwa w tegorocznej edycji Euroligi. Mimo, iż David Bluthenthal i spółka od początku byli skazywani na porażkę, postawili trudne warunki. - Zaczęliśmy spotkanie dobrze. Graliśmy pewnie w ataku, wykorzystując wiele rozwiązań taktycznych. Później jednak nasi przeciwnicy odnaleźli rytm gry, zaś my nie potrafiliśmy się niczym przeciwstawić. Znowu zapomnieliśmy o obronie - powiedział po meczu John-David Jackson, trener Sarthe. Mecz rozstrzygnął się tak naprawdę dopiero w pierwszych minutach trzeciej kwarty. Choć dzięki punktom Joao Paulo Batisty oraz Alaina Koffiego, ze stanu 46:41 nagle zrobiło się 48:47, to jednak decydujący głos należał do graczy Cibony. Pięć oczek z rzędu zdobył Vedran Vukusić; trafiali również Marin Rozić oraz Earl Calloway i na tablicy wyników pojawił się rezultat 61:47. Kilkunastopunktowa przewaga utrzymała się już do ostatniego gwizdka sędziego. Najlepszym strzelcem meczu okazał się być Rawle Marshall, który zdobył 21 punktów. - To było ważne spotkanie, bo gdybyśmy go nie wygrali - moglibyśmy nie awansować do TOP 16. Na szczęście udało się zwyciężyć, a ja pokazałem dzisiaj to, co umiem najlepiej - skomentował Amerykanin pojedynek tuż po ostatnim gwizdku sędziego.
Cibona Zagrzeb - Sarthe Le Mans 89:70 (20:18, 26:23, 26:17, 17:12)
(Marshall 21, Calloway 18, Rozić 12 - Bluthenthal 15 (7 zb.), Koffi 14, Batista 12)
Antymecz, brudna koszykówka - tak krótko można by określić spotkanie między Unicają Malaga a Olympiakosem Pireus. Obie ekipy zdobyły razem tylko 116 oczek. Jeszcze na cztery minuty przed końcową syreną na tablicy wyników widniał remis po 54. Ku uciesze 10 tysięcy fanów w Maladze, w ostatnich dwustu czterdziestu sekundach podopiecznym Aito Garii Renesesa udało zdobyć się 6 oczek, podczas gdy Grecy trafili do kosza tylko raz. Wygrana Unicaji oznacza, że obie drużyny mają bilans 5-2 do w dalszym ciągu liczą się w walce o wejście do fazy TOP 16. Najskuteczniejszym zawodnikiem meczu został znany z ligi polskiej Thomas Kelati - 16 oczek. Żaden inny koszykarz Unicaji nie rzucił więcej niż 10 punktów, zaś dla Olympiakosu wyróżnili się Georgios Printezis i Sofoklis Schortsanitis. Obaj zdobyli po 12 punktów. Co ciekawe, na konferencji prasowej obaj trenerzy tryskali dobrym humorem. Dzięki temu zwycięstwu znacznie przybliżyliśmy się do fazy TOP 16. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z drugiej połowy, lecz to, co prezentowaliśmy w pierwszej części meczu - to jest do poprawy - stwierdził szkoleniowiec Unicaji. Głos zabrał również trener gości - Panayotis Iannakis. To przyjemność grać w Maladze. Ci kibice, ta atmosfera. Sam mecz, mimo niskiego wyniku, był dobrym widowiskiem. Wyszliśmy do gry bardzo skoncentrowani, co przyniosło efekty. Później jednak popełniliśmy trochę błędów. Zwalam to na karb młodego wieku moich koszykarzy, którzy nie mają jeszcze tak dużo doświadczenia.
Unicaja Malaga - Olympiakos Pireus 60:56 (17:20, 11:15, 18:9, 14:12)
(Kelati 16, Cabezas 9, Welsch 8 - Printezis 12 (5 zb.), Schortsianits 12, Bourousis 10 (5 zb.))
Spotkanie w Sienie od samego początku toczyło się pod wyraźne dyktando gospodarzy, którzy obecnie mogą się już pochwalić bilansem 6-1, będąc pewnymi gry w następnej fazie Euroligi. Na przeciwległym biegunie są gracze Żalgirisu. W dotychczasowych sześciu kolejkach Litwini nie wygrali żadnego spotkania. Również i we Włoszech schodzili z parkietu pokonani, mimo dobrej postawy Jonasa Maciulisa (21 oczek) i Mindaugasa Kalnietisa (20). Wśród podopiecznych Simone Panigianiego na słowa pochwały zasługuje strzelec Henry Domercant, który zdobył 21 punktów. Świetnie spisali się również dwaj litewscy gracze w barwach Montepaschi - Ksystof Lavrinović i Rimantas Kaukenas - odpowiednio 19 i 17 punktów. To właśnie dobra postawa tych zawodników, oraz Romaina Sato, pozwoliła gospodarzom utrzymać kilkupunktowy dystans do końca meczu, gdy w 28. minucie goście zbliżyli się na zaledwie pięć oczek, doprowadzając do rezultatu 66:61 (do przerwy 57:40). - Myślę, że nasza koncentracja, determinacja, mobilizacja oraz agresja nie były na takim poziomie, na jakim powinny być. Zagraliśmy przyzwoite spotkanie, ale nie dobre. Musimy przeanalizować nasze błędy, by uniknąć ich w przyszłości - oznajmił tuż po spotkaniu niezadowolony z postawy swojej drużyny Kaukenas.
Montepaschi Siena - Żalgiris Kowno 100:93 (26:19, 31:21, 16:23, 27:30)
(Domercant 21, Lavrinović 19 (6 zb.), Kaukenas 17 (5 as.) - Maciulis 21, Kalnietis 20 (5 zb.), Woods 17 (8 zb.))
Gracze Efesu Pilsen Stambuł ożywili swoje nadzieje na wejście do fazy TOP 16, po tym jak zwyciężyli zespół Armani Jeans Mediolan różnicą siedmiu oczek, 74:67. Turcy zawdzięczają dwa punkty świetnej postawie dwójki koszykarzy. Milos Vujanić rzucił 20 oczek i rozdał 4 asysty, podczas gdy Kaya Peker zdobył 19 punktów, miał 9 zbiórek, 4 przechwyty i aż dziesięciokrotnie wymuszał faule na rywalach. Duet ten zaprezentował się bardzo dobrze zwłaszcza w trzeciej kwarcie kiedy to zawodnicy trenera Pierra Bucchiego zdobyli osiem oczek z rzędu, nie tracąc żadnego oraz gdy w czwartej kwarcie wynik oscylował wokół remisu. - Niestety kiedy w siódmej kolejce notuje się dopiero trzecie zwycięstwo - każdy mecz jest decydujący. Dlatego cieszmy się z wygranej, lecz za tydzień pojedynek z Panioniosem również będzie bardzo ważny. Chciałbym podziękować Kayi Pekerowi za świetną robotę, którą dzisiaj wykonał - stwierdził na konferencji prasowej Ergin Ataman, szkoleniowiec Efesu. Bucchi z kolei przyczyn porażki swojej ekipy szukał w obronie. - Źle zaczęliśmy mecz w defensywie. Daliśmy sobie rzucić zbyt dużo punktów, lecz potem udało się to zbilansować. Po koniec meczu dokonaliśmy jednak paru błędnych wyborów i to gospodarze mogą cieszyć się z dwóch punktów.
Efes Pilsen Stambuł - Armani Jeans Mediolan 74:67 (28:19, 11:18, 15:17, 20:13)
(Vujanić 20, Peker 19 (9 zb.), Smith 12 (6 zb.) - Bulleri 14 (5 as.), Rocca 11 (8 zb.), Mordente 9)
Najmniejszym złudzeń nie pozostawili graczom słoweńskiej Olimpiji Lublana podopieczni Dusko Ivanovicia wygrywając w stolicy Kraju Basków różnicą aż 32 oczek. Gościom sił starczyło tylko na pierwsze dziesięć minut, po których Słoweńcy prowadzili nawet dwoma punktami (25:27). Bardzo dobrze radził sobie wówczas Mirza Begić, wspomagany przez Franka Robinsona i Jakę Klobucara. Od drugiej kwarty na parkiecie dominowali jednak tylko zawodnicy TAU. Dziesięć oczek w tej części meczu rzucił William McDonald, zaś osiem Pete Mickeal, który po meczu był bardzo zadowolony ze swojej postawy. - Zagrałem chyba najlepsze zawody od dwóch miesięcy, dlatego bardzo się cieszę. Nie byłoby jednak tego, gdyby nie dobra postawa moich kolegów. Po stronie gości w drugiej połowie głownie trafiał Miha Zupan - najlepszy strzelec Olimpiji, który uzyskał 15 oczek. Dwa punkty w tym meczu znacznie przybliżają TAU Ceramikę do awansu do fazy TOP 16, od której coraz dalej są koszykarze z Lublany. Warto podkreślić, iż Słoweńcy mają co poprawiać - w tym meczu zanotowali aż 23 straty.
TAU Ceramica Vitoria - Union Olimpija Lublana 101:69 (25:27, 27:10, 20:13, 29:19)
(McDonald 21, Teletović 13, Mickeal 12, San Emeterio 12 - Zupan 15 (6 zb.), Golubović 12 (9 zb.), Robinson 12 (5 str.)
Spotykamy się z zespołem, który wygrał trzy z ostatnich czterech meczów w Eurolidze, więc musimy zagrać bardzo agresywnie - tak mówił przed spotkaniem z greckim Panioniosem Ateny, trener CSKA Moskwy, Ettore Messina. Pomimo wielu kontuzji, które przełożyły się na ubiegłotygodniową porażkę w Mediolanie, koszykarze CSKA nie dali najmniejszych szans swojemu przeciwnikowi. Dzięki temu zwycięstwu "Armia Czerwona" jest już pewna gry w następnej fazie rozgrywek (bilans 6-1), zaś pokonani nadal muszą walczyć o swoje szanse (3-4). Koszykarze trenera Messiny zaprezentowali w spotkaniu świetną defensywę oraz zespołowy atak, notując aż 27 asyst. Osiem z nich padło łupem Nikosa Zisisa, który wyszedł w pierwszej piątece, zastępując cierpiącego na uraz J.R. Holdena. Grek rzucił ponadto 9 oczek, będąc bardzo blisko double-double. Najlepiej punktującym graczem CSKA okazał się być jednak Słoweniec Matjaz Smodis (15 punktów). Tyle samo oczek zanotował nowy nabytek Panioniosu - Demos Dikoudis. - Proszę spojrzeć na statystyki - mieliśmy aż 21 strat, podczas gdy nasza średnia to 12… Popełniając aż tyle błędów nie da się wygrywać meczów przeciwko takim rywalom jak CSKA. Cóż, dziś przegraliśmy ale walczymy dalej - zanalizował przyczyny porażki trener gości, Aleksandar Trifunović.
CSKA Moskwa - Panionios Ateny 93:61 (29:17, 21:14, 20:10, 23:20)
(Smodis 15, Langdon 14 (5 as.), Khryapa 14 (6 zb.) - Dikoudis 15, Cvetković 13 (5 str.), Zoroski 10)