Karol Wasiek: Macie trzecią ofensywę w lidze. Czy przed sezonem spodziewał się pan tego?
Darius Maskoliunas: Nawet nie wiedziałem, że mamy tak dobrą ofensywę (śmiech). Trudno powiedzieć, czy się tego spodziewałem. Musimy się dostosować do tego, co mamy. Nie mamy w swojej drużynie super obrońców, którzy są znani z tego, że potrafią grać świetnie w tym elemencie gry. Jedynym chyba takim zawodnikiem jest Marcin Stefański, którego ja już od dłuższego czasu nie widziałem na parkiecie.
To jest zespół ofensywny, czy bardziej defensywny?
- Nie jesteśmy zespołem, który byłby znany z tego, że potrafi bronić jeden na jeden. Z tego wynika nasza słabsza postawa w tym elemencie gry. Dobrze, że chociaż trafialiśmy z dystansu w tych ostatnich meczach, co nas uratowało... Nie są to moje słowa, ale wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mecze można wygrać ofensywą, ale tytuły wygrywa się defensywą.
[ad=rectangle]
Pracujecie nad tym elementem?
- Oczywiście. Muszę powiedzieć, że poświęcamy temu elementowi gry na treningach mnóstwo czasu. Jeśli mam być szczery, to często bywa tak, że dany zawodnik albo umie bronić, albo nie umie tego robić. Po prostu to "się ma". Trudno jest to wyszkolić. Aczkolwiek ja się nie poddaję, chcemy coś z tym "fantem" zrobić.
Na treningach wygląda to zdecydowanie lepiej, niż na meczach. Aż trudno mi uwierzyć, dlaczego podczas spotkań tak fatalnie to wygląda.
Ale ofensywa wygląda z kolei wyśmienicie...
- Mamy dużo zawodników, którzy dysponują bardzo dobrym rzutem z dystansu. Czemu z tego nie skorzystać? Zresztą nie mamy szerokiej rotacji i my musimy korzystać z naszych największych atutów, które mogą nam pomóc w odniesieniu zwycięstwa.
Zgodzi się trener z tym, że kilku zawodników w trakcie sezonu znacznie poprawiło swoją dyspozycję - tak jest chociażby z Michałem Michalakiem i Eimantasem Bendziusem?
- To prawda. Myślę, że do nich w końcu dotarło to, że muszą odgrywać znaczącą rolę w naszym zespole. Nie ma co ukrywać faktu, że dla nich nie ma dużej konkurencji. Oni jednak odbierają to w sposób normalny - starają się, walczą, biją się na treningach.
Uważam, że nieco zbyt duża presja wywierana jest na Michalaku, który ma dopiero 21 lat. On jest wciąż młodym zawodnikiem. On musi dostać parę lat kredytu na to, żeby się otworzyć jeszcze mocniej. On i tak zrobił bardzo duży postęp względem poprzedniego sezonu.
Pan z nim rozmawia na ten temat? Zawodnik czuje tę presję?
- Wierzę w jego umiejętności i bardzo mu ufam. Zresztą to widać po minutach - on gra najwięcej w tym zespole. Widać, że taki obrót spraw bardzo mu odpowiada. Wierzymy w niego i nadal będziemy na niego stawiać.
[nextpage]
W poprzednim sezonie mówiło się, że w ogóle pan nie krzyczy na swoich rodaków, a na innych graczy nie pozostawia tzw. "suchej nitki". Ale w tym sezonie jest chyba nieco inaczej - patrząc chociażby na pańską relację w trakcie spotkań z Eimantasem Bendziusem.
- Trzeba zacząć od tego, że ja nie faworyzuję swoich rodaków. Kto w ogóle to wymyślił? To bzdura totalna. Ja nie wybieram zawodników po rasie, kolorze skóry, czy innych tego typu sprawach. Po prostu, jeśli widzę, że dany gracz nie prezentuje się najlepiej, to muszę go przywołać do porządku. Eimantas ma świetne warunki fizyczne, ale w ogóle tego nie wykorzystuje. On może cementować naszą defensywę, ponieważ jest w stanie pokryć graczy z pozycji 1-5. Zwracam mu głośno uwagę na jego błędy, ale od następnego meczu już nie będę tego robił. Nie będę krzyczał (śmiech).
Jest pan zadowolony z Pawła Leończyka?
- To podobna sprawa, co do Michalaka i Bendziusa. Jest Paweł i tylko Paweł. Grzegorzowi Kulce jeszcze trochę brakuje do poziomu Tauron Basket Ligi. Wydaje mi się jednak, że nie zawsze Paweł rozumie fakt, że tak duża odpowiedzialność na nim ciąży. On powinien być takim prawdziwym liderem na boisku, jak i poza nim. Aczkolwiek jest to kwestia charakteru. Leończyk jest spokojny, a ja chciałbym, żeby on czasami się tak "pozytywnie wkurzył", pokazał złość.
Ostatnio w rotacji coraz częściej pojawiają się młodzi zawodnicy. To oznacza, że zaczęli lepiej prezentować się na treningach?
- Myślę, że każdy z nas do dziesięciu potrafi liczyć. Ja drugi miesiąc z rzędu do dyspozycji mam dziesięciu zawodników. Ja nie mogę grać siedmioosobową rotacją. To jest niemożliwe! Teraz są w rotacji, bo ja muszę z nich korzystać. Uważam, że oni cały czas robią postępy na treningach, krok po kroku do przodu, ale to są gracze, którzy cały czas mogą jedynie nam pomagać, a nie być pierwszorzędnymi postaciami.
To prawda, że Paweł Dzierżak w ostatnich tygodniach bardzo pana zaskoczył?
- Tak. Jego podejście do treningów po świętach Bożego Narodzenia bardzo się zmieniło. Zaczął pokazywać więcej zaangażowania. Z racji tego, że zaczął lepiej pracować, to jego liczba minut również wzrosła. On może dać 3-5 minut bardzo dobrej zmiany i zespół na tym nie traci. Korzystam z tego.
Wszyscy wasi najgroźniejsi rywale się wzmacniają. Jak wygląda sprawa pod tym względem w Treflu Sopot?
- Musimy znów wrócić do rozmowy z początku sezonu, a mianowicie o budżecie. Już dawno wszyscy wiedzą, że potrzebne są nam wzmocnienia, ale nas na razie na to nie stać. Jeżeli nadal nie będziemy mieli pieniędzy, to nie będzie pozyskiwać nowych graczy. Będziemy grali tym, co mamy.
Podobno pojawił się temat powrotu Milana Majstorovicia.
- Tak, też o tym słyszałem. Widziałbym go w składzie - patrząc na dodatek na ubytki, jakie mamy w składzie. Pod koszem mam tak naprawdę tylko dwóch zawodników plus Grzegorza Kulkę.
W piątek gracie ze Śląskiem Wrocław, który do tej pory jeszcze nie przegrał meczu. Jak podchodzicie do tego spotkania?
- Trzeba zacząć od tego, że Śląsk jest świetnie skompletowany. Ma bardzo szeroką rotację na obwodzie. Po dojściu Wiśniewskiego - ich skład wygląda naprawdę bardzo solidnie. Grają mądry, poukładany basket, w którym widać rękę trenera Rajkovicia. Nie ma bałaganu, nie ma przypadku. To bardzo trudny rywal, ale postaramy się sprawić niespodziankę.