Slaughter w kadrze? On ma gdzieś Polskę! - rozmowa z Jackiem Łączyńskim, byłym reprezentantem Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jacek Łączyński jest zdecydowanie przeciwny naturalizacji AJ Slaughtera. Zdaniem naszego eksperta w reprezentacji powinniśmy wreszcie postawić na młodzież i powalczyć o sukces w 2017 roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Ostrowski: Co Pan sądzi o naturalizacji Slaughtera?

Jacek Łączyński: Trudno mnie się wypowiadać, bo zaraz pojawiają się komentarze, że promuje swoje syna. Prawda jest taka, że niezależnie od tego czy on jest w reprezentacji, czy też nie, to jestem przeciwnym zagranicznym zawodnikom. Nie tylko w koszykówce. Kilka miesięcy temu oglądałem mecz reprezentacji pingpongistów i u nas grało bodaj dwóch czy trzech Chińczyków z inną reprezentacją, w której... też byli Chińczycy. Co to ma wspólnego z naszym krajem, z jego reprezentowaniem?

Według mnie nic.

- Ja już bodaj na facebooku napisałem, że dla mnie to jest promowanie danego zawodnika przez układ agentów albo przez inne układy. On ma i tak gdzieś Polskę. Zresztą podobnie było z Loganem, który powiedział, że może grać dla... Azerbejdżanu?

Afganistanu.

- Właśnie. Gra się dla orzełka. W kadrze się nie zarabia, nie gra się dla kasy, lecz po prostu reprezentuje się swój kraju. Jestem też przeciwnym zagranicznym trenerom w Polsce. Nie ogólnie, ale w pewnym stopniu. Jeżeli ma do nas przyjechać świetny fachowiec, który pomoże drużynie lub w szkoleniu, to jak najbardziej. Poza tym on będzie chciał zawsze wygrywać i będzie to robił dla drużyny. A zawodnik? Będzie chciał zaprezentować się z jak najlepszej strony dla siebie. [ad=rectangle]

Szkoda tylko, że nie uczymy się na błędach.

- Według mnie to było upadlające, kiedy zawodnik powiedział, że może teraz grać dla Afganistanu. Upadlające dla kraju, reprezentacji czy zawodników. W Ameryce gra pewnie z milion zawodników, drugie tyle pewnie na podwórkach. Zróbmy wszystko, aby przez powolne kroki urodził nam się jakimś system szkolenia, aby u nas młodzi też chcieli grać. Ja też mogę być wybitnym trenerem, jeśli dostanę 30 milionów na sezon, kupię 10 zawodników, z czego sześciu Amerykanów. Jakoś wygramy to mistrzostwo, ale to się według mnie mija z celem.

Czy naturalizowanie zawodnika to nie jest tuszowanie problemów?

- Muszę powiedzieć, że wy, dziennikarze mądrze piszecie. Co z tego, że zdobędziemy mistrzostwo świata, jeśli potem dalej będziemy mieli bałagan. To nie przekłada się na koszykówkę i to jest też przyciemnianie sprawy o szkoleniowcach. Louis Van Gaal jest uważany za wielkiego trenera, ale mówi, że potrzebuje lepszych zawodników. Twierdzi, że ma słabych i musi mieć lepszych, choć wydał już na nowych mnóstwo pieniędzy. Tymczasem trener powinien tworzyć drużynę z tego co ma i osiągać wyniki. Jeżeli ściągnie do drużyny samograjów, to oni odwalą robotę za ciebie. Nie możemy iść w tym kierunku.

Barwne porównanie, ale rzeczywiście sporo w tym prawdy.

- Taka sytuacja prawdę mówiąc źle wpływa na morale zawodników. Zresztą pamiętam jeszcze czasy, kiedy drużyna z Pruszkowa stawała się wielka. Wcześniej świetnie pracowali w młodzieżowej koszykówce -me zdobywali dale w kategoriach kadetów czy juniorów. Udało im się awansować do pierwszej ligi, czyli aktualnej ekstraklasy, i było tam bodaj dziewięciu czy dziesięciu chłopaków z Pruszkowa. Co się stało później? Po awansie został tylko jeden czy dwóch! Pozostałych kupili, by walczyli o mistrzostwa Polski. Później przestali stawiać na sekcje młodzieżowe i tak to się skończyło. Wydaje mi się, że w Polsce chcemy wszystko na siłę. Tymczasem powinniśmy zacząć pracować z młodzieżą.

Co ma Pan przez to na myśli?

- Widziałem błędy poszczególnych trenerów - Dirka Bauermanna czy Alesa Pipana. Wtedy wszyscy myśleli, że mamy trzech rozgrywających - Koszarka, Szubargę i Skibniewskiego. Ale nikt nie zastanawiał się - co dalej? Przecież może być tak, że jeden zrezygnuje, drugiego dopadnie kontuzja i robi się problem. Dlaczego nie przygotowywaliśmy Tomasza Śniega, Grzegorza Grochowskiego czy Kamila Łączyńskiego, aby grali w kadrze? Za Pipana było tak, że Śnieg i "Łączka" byli w kadrze, ale.. na treningach stali z boku i nie uczestniczyli na dobrą sprawę w treningach. Bauermann nie wziął żadnego młodego zawodnika, aby poczuł atmosferę reprezentacji, potrenował z nią i wdrożył się do drużyny.

W przyszłość raczej nikt w związku nie wybiega.

- Dam przykład Łączyńskiego, bo bliższa koszula ciału. To jest w miarę utalentowany zawodnik, który ma łatkę, iż łapie kontuzje. Ale kto teraz nie ma kontuzji? Dajmy jednak na to, że jest zawodnik X, który będzie czwartym rozgrywającym w reprezentacji. W tym roku Koszarek zrezygnował, Szubarga nie grał z powodu kontuzji i został Skibniewski. Co by było, gdyby on też wypadł z kadry? Łączyński i Śnieg mieliby prowadzić drużynę? Przecież nikt ich do tego nie przygotował! Dobrze, że Skibniewski się odnalazł, a Łączyński nie zagotował się psychicznie, bo jest już w miarę doświadczony. Z sukcesu naszej reprezentacji w eliminacjach się cieszę, ale to nie zakryło błędów, które popełniamy w kadrze. [nextpage]Jednym z poważniejszych według mnie jest ciągłe zmienianie selekcjonerów.

- Jeśli dobrze pamiętam, to przez ostatnie dziesięć lat mieliśmy sześciu szkoleniowców. Za każdym razem obcokrajowiec. Czy naprawdę coś dzięki temu zyskaliśmy? Nie jestem co do tego przekonany. Ciągle się mówi, że u nas nie ma polskich trenerów. Ale spójrzmy na to inaczej - czy przez dziesięć lat zagranicznych trenerów w reprezentacji wychowaliśmy sobie Polaka? Każdy następny bierze innych asystentów. Teraz przykładowo dajmy na to pan Andrzej Adamek, który kończy karierę, jest chłopakiem, który ma smykałę, wiedzę i chęci, nie mógłby zostać jednym z asystentów? Był przy Urlepie, ale potem już nie. Tymczasem powinniśmy zrobić tak, że jest przez kilka lat asystentem, podpatruje innych szkoleniowców, dokłada własną filozofię i przejmuję reprezentację, doskonale ją znając.

Brzmi rozsądnie, ale w naszych realiach to mało prawdopodobne.

- Myślę, że poderżnęliśmy sobie gałąź, na której siedzimy. To właśnie PZKosz powinien w taki sposób działać. Tak samo jak z rozgrywającymi. Przychodzi nowy selekcjoner i mówimy: to jest trzech wybitnych, a następni w kolejce są ten i ten. Oni jeżdżą na obozy, trenują z reprezentacją, siedzą na ławce lub grają mniej minut i czekają aż ci starzy odejdą. Tymczasem weźmiemy jakiegoś Amerykanina - może pogra, albo zrezygnuje i co wtedy? Nawet jeśli podpisze klauzule, to co z tego? Pojedzie na mistrzostwa, nabije statystyki, a potem będzie nas miał w głębokim poważaniu.

Prezes PZKosz Grzegorz Bachański ostatnio nie tylko tym zaskoczył, ale również wypowiedzią dla "Przeglądu Sportowego", że nie liczy się ilość, tylko jakość.

- Myślę, że cała ta rozmowa była śmieszna. Czytam bowiem, że nie liczy się ilość, tylko jakość. Logiczne jest to, że pracując z większą liczbą ludzi łatwiej wybrać większą liczbę ciekawych zawodników. A pan prezes chce mieć najlepiej 20 wybitnych. Pamiętam taką sytuację, jak pracowałem w SMS w Sopocie. Był taki moment, że pracowałem z rocznikiem 89, w których nieźle prezentowali się Waczyński, Kostrzewski czy Łączyński. W każdym razie, jeśli jeden czy dwóch z każdego rocznika pójdzie do dużej koszykówki, to po kilku latach mamy reprezentację. Tyle że o tym nikt nie pomyśli.

Wracamy jednak do tego, o czym wspomniałem. Nie liczy się przyszłość ani młodzież.

- Ta szkoła, SMS, była na pokaz. Pewnego roku robiłem w SMS-ie dla PZKosz selekcje. Miałem wtedy wybrać dwudziestu zawodników. Prawda jest taka, że żadnego nie powinienem przyjąć! To byli mili, sympatyczni chłopcy, ale żaden z nich niczego nie wróżył. Mimo wszystko musiałem ich przyjąć! Pieniądze na to poszły, oni trenowali, ale niczego nie osiągnęli, nigdzie nie grali, bo po prostu to nie był ten poziom. Jasne, że dobrze jest mieć jakość. Ale czy PZKosz ma jakiś system szkolenia? Nie? To o czym mówimy. Moim zdaniem w każdym roczniku powinno być tak jak w szkole - najpierw musisz zdać alfabet do połowy, następnie cały, potem tabliczkę mnożenia np. do 50, a potem do 50. Tak samo powinno być w koszykówce. Tymczasem my przepuszczamy chłopaków i dziewczęta tak po prostu. Trzeba pamiętać, że czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.

PZKosz powinien w większym stopniu wspierać szkolenie młodzieży np. w klubach?

- Nie wiem do końca jak jest w statucie. PZKosz na pewno odpowiada za wszystkie reprezentacje i za to, aby miały one jak najlepsze warunki itp. Niemniej jednak związek robić znacznie więcej, aby popularyzować koszykówkę. Coś trzeba zrobić. Mówiąc, że nie chodzi o ilość, tylko o jakość można się przejechać. PZKosz organizuje bowiem turnieje, na które przyjdzie ileś tam dzieciaków. Skąd wniosek, że pojawią się najlepsi? Oni nie zawsze przyjdą - albo ktoś ich już wyrwie albo nawet nie mają ochoty przyjść. Trzeba stwarzać warunki do tego, aby jak największa liczba dzieciaków chciała grać. Trzeba wyjść do szkół, do dzieci w wieku szkolnym. Spójrzmy na to, co robi piłkarska Legia. Oni zrobili już roczniki przedszkolne! Trenują u nich setki dzieci. Dlaczego my nie możemy tego zrobić?

Wróćmy do tematu reprezentacji. W przyszłym roku na mistrzostwach Europy warto za wszelką cenę walczyć o jakiś sukces?

- To jest trudna sytuacja. Chcemy zrobić wynik, ale inaczej bym potraktował ten turniej. Według mnie celem tej drużyny powinno być ogranie. Z tych chłopaków, którzy w tym roku debiutowali, myślę, że z sześciu czy siedmiu nadaje się do grania - Ponitka, Karnowski, Michalak, Gielo, Śnieg i Łączyński. Plus kilku innych, lepszych. Możliwe, że w takim składzie już za rok o coś byśmy powalczyli. Trzeba jednak mieć cel, do którego się dąży. Dla tych chłopaków powinny to być mistrzostwa Europy 2017. Oni do tej pory miesiąc ze sobą trenowali i grali. Co to jest? Tyle co nic.

W przyszłym roku powinniśmy odpuścić?

- Myślę, że powinniśmy ich ogrywać. Jak się coś uda osiągnąć, to świetnie. Jeśli nie, to mamy następne eliminacje i mistrzostwa. Wtedy należy coś osiągnąć, żeby wreszcie cała dyscyplina poszła w górę. Zresztą nie mamy gwarancji, że jak postawimy na najlepszych, to w przyszłym roku coś osiągną. W zeszłym roku mieliśmy naprawdę najlepszą drużynę od 1997 roku. Mieliśmy gwiazdy, nazwiska, umiejętności. Mogli przejść do historii i wydawało się, że to osiągną. Mieli Bauermanna, którego znałem i byłem za nim. Mieliśmy być w ósemce. Wzięliśmy Lampego, Gortata czy Koszarka. I czy to coś nam dało? Czy gdybyśmy wtedy grali młodymi, to mielibyśmy gorszy wynik? Pewnie niewiele. Zresztą Mike Taylor powiedział, że niekoniecznie najlepsi zawodnicy tworzą najlepszą drużynę.

Czyli Pana zdaniem postawmy na młodszych?

- Myśląc o przyszłości dajmy ich szansę w reprezentacji. Gortat czy Koszarek też na pewno się przydadzą reprezentacji. Jeśli Skibniewski dalej będzie w formie, to on powinien być pierwszym rozgrywającym. Generalnie to on nigdy nie był tym pierwszym, ale zawsze drugim. Od wielu lat tymi pierwszymi byli Koszarek i Szubarga. Tymczasem mam wrażenie, że on się odnalazł. Może nie ma najlepszych umiejętności, ale do poukładanej koszykówki, którą my chcemy grać, dobrze się nadaje. Poza tym dobrze się czuje psychicznie. Koszarek był pierwszym na trzech ostatnich EuroBasketach i jakoś nigdy nas daleko nie zaprowadził. Niech gra w klubie czy Eurolidze, ale w reprezentacji dajmy szanse Skibie i młodym chłopakom.

Wrócę na koniec jeszcze do tematu naturalizacji. W innych krajach np. Macedonii czy Bułgarii to normalne zjawisko. U nas jest to źle odbierane. Dlaczego?

- Bo wszyscy tak robią. Co to za argument? Niech w Bułgarii tak robią, jak im się podoba. A Hiszpania tak robi? Co innego gdyby do nas przyszedł Dwyane Wade, Derrick Rose czy inna gwiada NBA. On wniósłby znacznie więcej do naszej reprezentacji, niż tylko wybitną klasę. Doszłaby do tego zdecydowanie większa popularność. Wtedy można się nad tym zastanawiać. Inaczej miała się sprawa z Kelatim, który przecież grał w Polsce, ma żonę Polkę. Jeżeli ktoś u nas gra, jest związany z naszym krajem, to jestem za tym, aby był traktowany jak inni. Ale zastanówmy się - czy Kelati i Logan znacząco podnieśli nasz poziom? Chociażby o 50 procent? Myślę, że nie. Znacznie korzystniej byłoby, gdybyśmy się zajęli tymi młodymi chłopcami i dawali im już wcześniej szansę w reprezentacji. Tymczasem my chcemy pójść na skróty. Nagle szukamy wyniku. Jeżeli zajmiemy szóste czy siódme miejsce na mistrzostwach, a facet będzie rzucał po 30 punktów, to co takiego to zmieni w naszej koszykówce? Powiedzmy sobie wprost - nic. Dla mnie w ogóle dziwne jest, jeśli ktoś nie śpiewa polskiego hymnu, jak nie czuć tego ducha patriotyzmu.

Źródło artykułu: