CCC nie daje za wygraną - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - CCC Polkowice

W drugim meczu finałowym ekstraklasy kobiet Wisła Can Pack Kraków przegrała z CCC Polkowice, efektem czego w ogólnym rozrachunku jest remis 1:1. Świetny występ zanotowała Belinda Snell.

To starcie przyniosło pierwotnie sporo gry ofensywnej. Tym razem jednak na czele utrzymywały się przyjezdne. Znacznie szybciej operowały piłką i częściej zaskakiwały obronę wiślaczek niż dzień wcześniej. Dwie "trójki" ustrzeliła Belinda Snell, wykorzystując kawałek wolnej przestrzeni.

Biała Gwiazda natomiast opierała ciężar odpowiedzialności o Jantel Lavender, lecz Amerykanka była dokładnie pilnowana. Zresztą wszystkie zawodniczki zespołu odczuwały presję. Podopieczne Jacka Winnickiego nie odpuszczały. Po sześciu minutach zasłużenie prowadziły 18:10, co stanowiło znak, że miejscowe muszą zareagować. Brakowało im agresji oraz polotu. A przecież za cel postawiły sobie wygrać obie potyczki u siebie.

Tyle, że z biegiem czasu poprawa nie nadchodziła mimo wyraźnej złości trenera Stefana Svitka. Słowak rotował składem, chciał odmienić losy bitwy, ale na darmo. Mocno zawodziła skuteczność. Drużyna notowała zbyt długie przestoje. Przy takiej stawce rywalizacji podobne rzeczy nie powinny mieć miejsca. Zaledwie pojedyncze udane zagrania Cristiny Ouvina czy Danielle McCray dawały namiastkę tego czego się spodziewano.

Przerwę krakowianki spędziły przegrywając 20:30. Dla CCC ta sytuacja wydawała się być lepsza od przypuszczeń. Za faworyta konfrontacji uchodził bowiem małopolski klub.

Zmiana stron nie zmieniła wiele. Ekipa gości kontrolowała wydarzenia, a Wisła chwilami biła wręcz głową w mur. Za dużo uzależniała od Lavender. Poprzednim razem więcej koszykarek punktowało dlatego korzystny rezultat przyszedł łatwiej. Zaistniało coś w rodzaju syndromu Tiny Charles. Rok temu identycznie niemal każda piłka kierowana była pod adresem środkowej, co stało się wręcz monotonne.

Aktualne mistrzynie zaś za sprawą swojej australijskiej gwiazdy Snell przybliżały się konsekwentnie do upragnionego sukcesu. Ich atak też nie zwalał z nóg, aczkolwiek gdy przychodziła konieczność umiały należycie wykonać pracę.

W decydującej batalii oprócz wspomnianej skrzydłowej próbkę umiejętności dały Teja Oblak oraz Magdalena Leciejewska. Dzięki nim pięć minut przed finiszem wynik brzmiał 38:56 i gospodynie praktycznie mogły zapominać o triumfie. Zaprezentowały formę absolutnie poniżej oczekiwań, choć wydawało się, iż przewaga mentalna jest po ich stronie.

Tym samym fanów kobiecej ekstraklasy czekają jeszcze przynajmniej dwa mecze finałowe. Następny w środę o godzinie 18 na parkiecie polkowickiej hali.

Wisła Can Pack Kraków - CCC Polkowice 53:65 (14:20, 6:10, 10:12, 23:23)

Wisła Can Pack: Lavender 18, Żurowska 9, Tamane 7, Ouvina 5, McCray 5, Quigley 4, Krężel 3, Szott Hejmej 2.

CCC: Snell 19, Leciejewska 11, Skorek 9, McCraville 8, Oblak 7, Skerović 4, Musina 3, Majewska 2.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (7)
Lekkobiektywny
17.04.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Btw podoba mi sie określenie "syndrom Tiny Charles", jakze trafne ; D 
avatar
Max
17.04.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Cieniutko dzisiaj Lavender. Nie trafiała z takich pozycji z ktorych powinna. Quigley i Ouvina tez nie widoczne zupełnie. Polkowice znow podniosły sie dzień po porazce i zapowiadaja sie wielkie Czytaj całość
Robert Bielak
17.04.2014
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Gratulacje dziewczyny,oby tak dalej. 
Lekkobiektywny
17.04.2014
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Nie zawiodły, brawo!