Drużyna z Włocławka nie najlepiej rozpoczęła rywalizację w lidze szóstek, wygrywając zaledwie jeden z pierwszych czterech meczów. Poniosła sromotną porażkę w Zgorzelcu, zaś przed własną publicznością uległa Stelmetowi i Treflowi. Wyjątkowo zależało jej więc na zwycięstwie w spotkaniu z Rosą, kończącym pierwszą część drugiego etapu.
- W ostatnich dniach pracowaliśmy nad tym, aby wyeliminować te błędy, które popełnialiśmy w dotychczasowych pojedynkach. Udało się to wykonać, co było jedną z głównych przyczyn wygranej - przyznał tuż po zakończeniu starcia Jordan Callahan, najlepszy strzelec Anwilu w czwartkowej konfrontacji.
Mecz rozegrany w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji był bardzo wyrównany od pierwszej do ostatniej akcji. Żadnej z drużyn nie udało się wypracować znaczącej przewagi. - Było ciężko. Walczyliśmy twardo zarówno w ataku, jak i w obronie. Bardzo zależało nam na tym, aby zaprezentować zespołową koszykówkę - podkreślił 23-latek.
Włocławianie spodziewali się zaciętego boju z Rosą. - Zawsze, kiedy grasz w hali przeciwnika, musisz oczekiwać trudnego meczu. Przed tym spotkaniem trenowaliśmy sumiennie, staraliśmy się również trochę odpocząć, ponieważ tego grania jest w ostatnim czasie naprawdę bardzo dużo. Od początku stanowiliśmy drużynę i to jest najważniejsze. To zespołowe zwycięstwo nas wszystkich - zaznaczył Amerykanin.
Nie da się jednak nie zauważyć świetnej dyspozycji Callahana. Zagrał w końcu na miarę swoich możliwości: 22 punkty przy kapitalnej, 70-procentowej skuteczności, zdobyte w nieco ponad 32 minuty spędzone na parkiecie, a także 5 zbiórek. Był to chyba jego najlepszy występ w barwach Anwilu. Czy zgadza się z tym stwierdzeniem? - Nie wiem. Mówiąc szczerze, dobrze czułem się na parkiecie. W pierwszej kolejności nie patrzę jednak na to, ile punktów zdobyłem, ponieważ najistotniejsza jest wygrana. Oczywiście to miłe, że swoją dobrą dyspozycją mogłem w znaczący sposób pomóc zespołowi - nie ukrywał.