Prawdziwy mecz rozgrywa się w głowie - wywiad z Deividasem Dulkysem, obrońcą Anwilu Włocławek

Choć do zespołu dołączył jako ostatni, dzisiaj jest jego najlepszym strzelcem. Trudno obecnie wyobrazić sobie skuteczną grę Anwilu Włocławek bez litewskiego snajpera, Deividasa Dulkysa.

Michał Fałkowski: Kiedyś były trener Anwilu Włocławek, Emir Mutapcić, powiedział mi, że zawodnik, by utrzymywać wysoką formę, musi mieć zachowany balans fizyczny i mieć komfort psychiczny. Zgodzisz się?

Deividas Dulkys: Oczywiście, bo koszykówka to przede wszystkim gra mentalna. Kibic siedzi sobie na trybunach i patrzy: biegają, machają rękoma, rzucają do kosza, skaczą. Prawdziwy mecz rozgrywa się jednak w głowie i w tym wszystkim chodzi o pewność siebie. Jeśli masz dobre nastawienie mentalne, a dodatkowo ćwiczysz solidnie, nabierasz pewności siebie. I wówczas dopiero grasz dobrze w koszykówkę.

Czasami jest jednak tak, że zawodnik trenuje ostro, ale mimo to forma szwankuje. Czy co, wówczas ma problemy z odpowiednim nastawieniem?

- Nie generalizowałbym, ale tak może być. Przede wszystkim jest jeszcze jedna rzecz: brak formy powinien motywować do ciężkiej pracy, a niektórych demotywuje. Czasami zawodnik zacina się, gdy nie trafi jednego czy drugiego rzutu. Ja uważam, że każdy nietrafiony rzut to motywator do jeszcze większego wysiłku, bo to, że nie trafiasz teraz, nie znaczy, że nie będziesz trafiał przez cały sezon.

Ty obecnie jesteś w wysokiej formie…

- Bo mocno trenuję, a także zdążyłem już poznać lepiej moich partnerów z drużyny. To też ma znaczenie.

Aklimatyzacja w nowym miejscu?

- Tak można to nazwać, ale nie do końca w miejscu jako mieście. Miasto, czy nawet nowe państwo, nie ma tutaj nic do rzeczy, chodzi o zespół. Chodzi o aklimatyzację w zespole. Musiało upłynąć trochę czasu zanim wszyscy się dobrze poznaliśmy i nawykliśmy do swoich przyzwyczajeń. I teraz moi koledzy wiedzą jak podawać mi piłkę, wiedzą kiedy będę chciał rzucić za trzy a kiedy spenetruję. To jest również elementem składowy dobrej formy. I dlatego ostatnio wygrywamy.

Deividas Dulkys w meczu ze Stelmetem
Deividas Dulkys w meczu ze Stelmetem

Anwil wygrał trzy ostatnie mecze, a ty byłeś kluczowym zawodnikiem tych spotkań…

- Zawsze można grać lepiej.

To slogan. Każdy koszykarz tak powie, a nie ma tak naprawdę bezbłędnych meczów.

- Bezbłędnych meczów nie ma, ale zawsze można zagrać lepiej (śmiech). Zrobić jedną asystę mniej, spudłować jeden rzut mniej. Chodzi o to, żeby widoczna była poprawa formy.

Formę łatwiej jest wypracować czy ją utrzymać?

- Na pewno trudniej jest ją utrzymywać przez większą liczbę meczów, bo każdy zawodnik ma w sezonie kilka spotkań, w których gra po prostu słabo. Ważne, żeby w tym słabszym okresie starać się mimo wszystko pomagać zespołowi. Jak nie rzutem, to asystą, jak nie asystą, to zbiórką, jak nie zbiórką, to dobrą defensywą i tak dalej.

A forma zespołowa? Anwil gra bardzo stabilną… sinusoidą. Trzy zwycięstwa, trzy porażki, trzy zwycięstwa...

- Czyli co, teraz czas na trzy porażki (śmiech)? Nie ma takiej opcji! A poważnie - tak się po prostu złożyło. Ja osobiście twierdzę, że jako drużyna cały czas idziemy do przodu. Zaraz powiesz, że to kolejny slogan, ale to prawda. Moim zdaniem gramy coraz lepiej i, przede wszystkim, rozumiemy się coraz lepiej na parkiecie. Zwróć uwagę nawet na nasze trzy przegrane mecze. Jeden po dogrywce, drugi w dramatycznej końcówce, gdzie graliśmy właściwie w sześciu, a trzeci z euroligowym zespołem. To nie były porażki, w których odstawaliśmy od rywala czy w których rywal dominował nad nami w każdym elemencie.

Gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy kilka tygodni temu, zapytałem cię o twoje oczekiwania. Nie umiałeś sprecyzować. Nadal tak jest?

- Tak, nadal nie zaprzątam sobie tym głowy. Nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość.

Pytam, bo jesteś w troszeczkę innej sytuacji niż reszta koszykarzy. Musisz zanotować naprawdę dobry sezon pod względem indywidualnym jeśli chcesz wrócić za rok do Lietuvosu Rytas Wilno, by zacząć odgrywać w nim większą rolę...

- A ja powiem inaczej. Prezesi czy trenerzy poważnych klubów przede wszystkim patrzą na to czy zawodnik był częścią zespołu, który wygrywał. Gdy zestawimy dwóch koszykarzy, jednego, który nie miał świetnych statystyk, ale będącego częścią czołowej drużyny, a drugiego ze świetnymi cyferkami, ale grającego w zespole, który odniósł jedno czy dwa zwycięstwa, zawsze górą będzie ten pierwszy. Indywidualnie zawsze możesz się poprawić. Po prostu będziesz rzucał i rzucał, aż w końcu wyrobisz te 20 punktów. Ale mieć wpływ na zespół, który wygrywa, być jego częścią, to już zupełnie inny temat.

[b]Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

[/b]

Źródło artykułu: