Po pierwszych dwóch kwartach meczu z PGE Turowem, udanych w wykonaniu Rosy, kibice miejscowych mogli mieć nadzieję na korzystny wynik końcowy. - Przed ponad 30 minut prowadziliśmy. Myślę, że w czwartej kwarcie zabrakło troszkę umiejętności i spokoju - zwrócił uwagę Wojciech Kamiński. - Mogliśmy trafić z prostych pozycji, spod kosza, ale nie potrafiliśmy dojść do "bonusu", goście to opanowali i to był problem - kontynuował.
W ostatnich dwudziestu minutach gospodarze zdobyli jedynie 32 punkty przy 48 rywali. Brak skuteczności oraz bezradność wobec świetnej defensywy zgorzelczan zadecydowały o porażce. - Chcieliśmy grać do kosza, a nie potrafiliśmy zdobyć punktów, robiliśmy proste straty. W ostatnich siedmiu minutach czwartej kwarty wzięło górę doświadczenie Turowa i jakość zawodników. Szkoda, bo mogliśmy ten mecz wygrać - żałował trener radomian.
Szkoleniowiec Rosy był pod wrażeniem postawy przyjezdnych w decydujących momentach spotkania. - Turów grał bardzo dobrze i bardzo twardo w obronie w drugiej połowie. Może nie widać tego po faulach, bo przeciwnicy mieli ich zaledwie 6 w całej drugiej połowie, ale nie mieliśmy łatwych pozycji. Dlatego nie było tych "extra-passów", bo nie było za bardzo miejsca - podkreślił. Zarówno Kamil Łączyński, jak i Korie Lucious sprawiali wrażenie, jakby w najważniejszych fragmentach nie mieli pomysłu na rozegranie akcji. - Rzeczywiście może ten młody wiek naszych rozgrywających trochę przeszkadzał, ale taki skład zbudowałem i liczyłem się z tym, że kilka końcówek możemy przegrać - przyznał "Kamyk".
Losy czwartkowego meczu rozstrzygnęły się w końcowych minutach. Niemal do ostatniej chwili radomianie mieli jednak szansę na co najmniej doprowadzenie do dogrywki. Przechwycili bowiem kilka piłek. - Zawodnicy mieli wtedy za zadanie odcinać przeciwników od podań. Trochę chyba udało się tych założeń zrealizować, bo wyszarpaliśmy kilka piłek - przypomniał trener.
Zabrakło jednak kropki nad "i". - Kuba Dłoniak wjeżdżał pod kosz na swoją lewą rękę, ale nie trafił. Gdyby tak się stało, a jeszcze byłaby akcja "dwa plus jeden", to może mogłoby być inaczej. Nie ma co gdybać. Miał otwartą pozycję, ale nie trafił - zakończył Kamiński.