Przed spotkaniem przedstawiciele zespołu jasno mówili, że jadą walczyć o sukces, aczkolwiek doza niepewności pozostawała. Do środowego wieczoru oba teamy legitymowały się podobnymi wynikami. Miejscowe media nieznacznie nawet faworyzowały swój kolektyw.
Nie dziwiło zatem, że od początku kibice oglądali wyrównaną walkę. Żadna ze stron nie potrafiła zdobyć choćby kilku punktów pod rząd. Raczej non stop miała miejsce wymiana ciosów i ciężko przychodziło ocenić kto jako pierwszy zaznaczy swoją wyższość. Ta sztuka udała się wiślaczkom. Pomiędzy 18 a 23 minutą Sopron przeżył prawdziwy szok. Podopieczne Stefana Svitka nagle zdominowały boiskowe wydarzenia, po czym różnica dzieląca oba teamy zaczęła zbliżać się do dwudziestu "oczek". - Wtedy zagraliśmy naprawdę świetnie. Wyeliminowaliśmy błędy oraz nie pozwoliliśmy rywalkom realizować ich założeń - analizowała Zane Tamane.
Dzięki temu wicemistrzynie Polski zyskały spory komfort, aczkolwiek nie oznaczało to końca emocji. - Rzeczywiście później straciłyśmy koncentrację. Zdecydowanie za wcześnie, lecz na szczęście zachowałyśmy dość bezpieczną przewagę - przyznaje mierząca 201 cm zawodniczka.
Oczywiście można mówić, że gospodyniom zabrakło czasu żeby cokolwiek wskórać, jednak tamte wydarzenia powinny posłużyć za nauczkę. Gdyby drużyna mocniej skupiła uwagę choćby przez parę minut więcej, wtedy rozmiary triumfu byłyby znacznie okazalsze i część obserwatorów zaoszczędziłaby sobie nerwów.
Rezultat odniesiony w Sopronie pozwoli również spokojnie przeżyć najbliższe dwa tygodnie. Ekipę spod Wawelu czeka bowiem przymusowa pauza, więc bez większego stresu będzie przygotowywać się do kolejnego wyzwania jakie przyniesie rywalizacja na międzynarodowej arenie. 11 grudnia w grodzie Kraka zagości rosyjska Nadezhda Orenburg.