Łukasz Czechowski: Taki mecz to chyba świetny sposób na poprawienie morale w zespole.
Katarzyna Dydek: Pauzujemy pierwszą kolejkę, a że nie chcieliśmy zostać trochę z tyłu, to rozegraliśmy ten sparing, który potraktowaliśmy całkowicie poważnie, trochę tak, jakbyśmy grali pierwszy mecz w lidze.
Czyli w lidze będziecie grać podobnie, jak dzisiaj? Wysoka obrona, dużo przechwytów i szybkich ataków?
- W tym meczu mogliśmy sobie na taką grę pozwolić, ale oczywiście w ekstraklasie będzie ona wyglądała troszeczkę inaczej. Na pewno nie będziemy po każdym celnym rzucie wysoko bronić, bo przecież nie będę miała na ławce aż 15 zawodniczek. Do niektórych aspektów będziemy musieli podchodzić też z większą czujnością.
Mecz z Koninem kończy przygotowania do sezonu. Jak je pani oceni?
- Z dzisiejszym spotkaniem rozegraliśmy 12 spotkań kontrolnych i myślę, że to spora liczba. To pozwoliło nam na dotarcie się, dopracowanie szczegółów, ale jeszcze sporo pracy przed nami, bo wydaje mi się, że jesteśmy w połowie tego, co chcielibyśmy osiągnąć.
Niemal przez cały okres przygotowawczy nie było z wami dwóch reprezentantek kraju - Joanny Walich i Agnieszki Skobel.
- Niestety tak i już dziś mieliśmy tego oznaki. Nie traktuje tego jednak, jako jakiegoś niepokojącego sygnału. Myślę, że zarówno Agnieszka, ale szczególnie Joanna, to doświadczone, mimo młodego wieku, koszykarki i szybko dostosują się naszego stylu i szybko wkomponują się w zespół.
Która zawodniczka zrobiła największy postęp w okresie przygotowawczym?
- Jest kilka takich zawodniczek. Chciałabym, żeby te koszykarki, które dotychczas były lekko w cieniu, w tym sezonie pokazały, że potrafią rzucić za trzy punkty, potrafią minąć, penetrować, po prostu dobrze grać w koszykówkę. Mam tu na myśli Małgosię Myćkę, Annę Pamułę, Marlenę Wdowczyk, która w końcówce sezonu pokazała, że potrafi grać. Muszę w ogóle przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona etyką pracy, którą mi pokazały.
Po długiej kontuzji do gry wróciła była reprezentantka, Natalia Mrozińska. Czy ona może wrócić do formy sprzed urazu?
- Myślę, że bez najmniejszego problemu. Natalia bardzo dobrze grała na pierwszym turnieju w Arenie, pokazała, że chce bardzo szybko wrócić do formy. Potem trochę przez nas, przez sztab szkoleniowy trochę przysiadła, ale musieliśmy doładować akumulator. Teraz jednak wraca do siebie i praca, którą wykonała, będzie przynosić efekty.
O co w tym sezonie gra INEA AZS?
- Na pewno o play off, ale nie możemy zapominać, że play off rozpoczyna się już na początku sezonu, bo PLKK wprowadziła zmianę, która oznacza, że każdy mecz liczy się już do finałowej rundy. Trzeba więc od początku ostro pracować i nie można odpuszczać żadnego spotkania. Mamy pierwszy mecz z Rybnikiem i jeżeli tego nie uda nam się wygrać, to dalej będzie nam już bardzo ciężko. Naszą siłę upatruję w zgraniu zespołu.
Kto jest faworytem ligi?
- Myślę, że wiele zespołów jest na podobnym poziomie. Mamy taką sytuację, że niemal każdy klub jest w stanie zakupić zawodniczki zagraniczne. Sama jestem ciekawa, czy te pościągane Amerykanki rzeczywiście będą wzmocnieniem, czy po prostu tylko będą zabierać miejsce Polkom. Może zdarzyć się tak, że sprowadzane za małe pieniądze zawodniczki mogą tylko przeszkadzać. W AZS chcieliśmy tego uniknąć, dlatego mamy tylko jedną, sprawdzoną zawodniczkę zza oceanu. Być może, jeżeli pozwoli na to budżet, w połowie sezonu wzmocnimy się jeszcze jedną, ale to odległa przyszłość.
Ma już pani w głowie pierwszą piątkę na mecz z UTEX ROW?
- Nie, ja nie mam pierwszej piątki i myślę, że przez cały sezon nie będę jej miała. Grać będzie ta zawodniczka, która przede wszystkim będzie w najwyższej formie, i która akurat w danym meczu będzie potrzebna w zależności od założeń taktycznych i konkretnego przeciwnika.
Mecz z drużyna z Rybnika będzie pani debiutem w roli pierwszego trenera. Denerwuje się pani z tego powodu?
- Nie stresuje się. Oczywiście z niecierpliwością czekam na ten mecz, ale nie denerwuje się zupełnie. Mam już jakieś doświadczenie, wprawdzie jako asystent. Ale pracowałam już w Lotosie, mam też doświadczenie ze Stanów z profesjonalnej koszykówki, gdzie wiele rzeczy podpatrzyłam. Daje mi to dużo poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie.
Na koniec pytania z zupełnie innej beczki. Co u pani męża, Joe McNaulla?
- Mąż niestety opuścił mnie chwilowo. Podpisał kontrakt w szwedzkim zespole Norrköping Dolphins i do maja będziemy widywać się tylko sporadycznie. Ma trzech Amerykanów w zespole, dwóch trenerów to również Amerykanie, więc nie ma najgorzej.