Gospodarze musieli sobie radzić w sobotni wieczór bez Adriana Mroczka-Truskowskiego oraz Krzysztofa Sulimy, którzy z różnych powodów pauzowali. Na boisko wyszli jednak w bardzo silnym składzie, a absencja dwóch zawodników raczej nie usprawiedliwiała fatalnego początku.
Pierwsze akcje nie zapowiadały męczarni - Wojskowi tradycyjnie rozpoczęli nieźle, szybko wychodząc na prowadzenie 8:4. Trudno wytłumaczyć to, co działo się później. Goście zupełnie zdominowali WKS, a nie do zatrzymania był zwłaszcza Kamil Łączyński, który w krótkim okresie wymusił aż 5 fauli, w tym aż trzy Marcina Fliegera.
Śląsk miał problemy także w ataku, bo przez blisko 5 minut nie zdobył żadnych punktów. W międzyczasie MOSiR, w szeregach którego szalał Marcin Salamonik, trafiał z każdej pozycji i przyjezdni zdobyli 14 "oczek", przy ledwie 2 gospodarzy, wychodząc na prowadzenie 18:10.
Gdy wydawało się, że lider tabeli odzyskał wigor i niemal wyrównał stan meczu (18:20), przydarzył mu się kolejny, ogromny przestój i po 16 minutach gry WKS przegrywał już różnicą ponad 10 punktów (27:38). Wtedy jednak Michał Gabiński poprowadził Śląsk do fantastycznej szarży i jego zespół w ledwie cztery minuty odrobił cały deficyt!
Na przerwę zatem obie drużyny schodziły przy wyniku po 42. Spotkanie było bardzo wyrównane, co wyjątkowo odzwierciedlały arkusze statystyczne.
Drugą połowę doskonale otworzył Paweł Kikowski, który szybko zdobył cztery punkty, ale znowu dał o sobie znać Kamil Łączyński, wykorzystując wszystkie rzuty wolne po faulu w czasie rzutu z dystansu. Od tego momentu ekipy dalej szły łeb w łeb.
Taka sytuacja utrzymywała się praktycznie cały czas - z jednej strony Salamonik i Łączyński ciągnęli swój zespół, z drugiej - odpowiadali Radosław Hyży, Gabiński i Kikowski.
Wrocławianie kompletnie posypali się jedna w końcówce. Po kolejnym zastoju w ich grze, w ciągu 5 minut stracili 10 punktów bez odpowiedzi, przegrywali 67:74 i wydawało się, że muszą przegrać ten mecz. Nic bardziej mylnego - szalony pościg, którego głównymi aktorami byli Gabiński i Kikowski zakończył się pudłem tego drugiego i dobitką tego pierwszego w ostatniej sekundzie, zapewniając wygraną Śląska praktycznie równo z syreną.
Końcówce meczu towarzyszyły ogromne emocje, ponieważ tak zaciętego spotkania przed własną publicznością WKS nie rozegrał przez całą rundę. W związku z tym przewinieniami technicznymi ukarani zostali Michał Gabiński oraz Rafał Glapiński, jednak nie miało to już wpływu na wynik - Wojskowi w cudowny wręcz sposób wygrali ostatni mecz w sezonie zasadniczym.
WKS Śląsk Wrocław - PBS Bank Efir Energy MOSiR Krosno 75:74 (18:23, 24:19, 17:19, 16:13)
Śląsk - Gabiński 21, Ochońko 15, Kikowski 14, Hyży 10, Diduszko 5, Bochenkiewicz 4, Flieger 4, N. Kulon 2,
MOSiR - Salamonik 18, Oczkowicz 15, Łączyński 14, Pisarczyk 12, Glapiński 6, Adamczewski 5, Paul 4
Dobrze to wróży przed play-off,wróci jeszcze Misiewicz i powalczymy j Czytaj całość