- Zaczęliśmy spotkanie bardzo spięci, graliśmy wyjątkowo powolnie i, co tu dużo mówić, fatalnie. Gdybyśmy rozpoczęli inaczej, wówczas łatwiej byłoby nam ich gonić. Niestety, rozpoczęcie meczu 0:12 dało nam się bardzo mocno we znaki, bo pomimo tego, że robiliśmy wszystko, by zmniejszyć straty, to ostatecznie przegraliśmy właśnie różnicą dwunastu punktów - komentował po ostatniej syrenie sobotniego spotkania Przemysław Frasunkiewicz.
Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.
Dla 34-letniego skrzydłowego ten mecz miał istotne znaczenie - wszak jeszcze rok temu był on graczem właśnie gdyńskiego Asseco Prokomu. Ostatecznie okazał się jednym z lepszych zawodników włocławskiej drużyny tego wieczora - rzucił, tak samo jak w pierwszym pojedynku obu drużyny, 10 punktów, ale tym razem do pełni szczęścia zabrakło zwycięstwa.
Frasunkiewicz razem z Nikolą Jovanoviciem dali nadzieję włocławianom dzięki czterem celnym trójkom w trzeciej kwarcie. Po ich serii Anwil zbliżył się do Asseco Prokomu na dystans trzech punktów (50:53) przed decydującą odsłoną. Na zadanie ostatecznego ciosu zabrakło jednak sił.
- Ta przewaga z początku meczu trochę się zmniejszała w trakcie spotkania, ale mimo to uważam, że gdynianie kontrolowali wynik i ogółem zagraliśmy słabe spotkanie. Oni z kolei zrobili wszystko jak trzeba - dzielili się piłką, szukali na otwartych pozycjach. A jak się trafi kilka otwartych rzutów to potem wpadają nawet te trudniejsze - dodawał Frasunkiewicz.
To już drugi przypadek odkąd trenerem Anwilu jest Milija Bogicević, że drużyna przegrywa szósty mecz po pięciu wcześniejszych zwycięstwach. W sobotę serię włocławian przerwali mistrzowie Polski, a poprzednio koszykarze AZS Koszalin.