Marcin Dutkiewicz: Kibice mogą nam machać białymi chusteczkami

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Energa Czarni przegrywają mecz za meczem, a ich szanse na zajęcie miejsca w czołowej szóstce maleją z każdą kolejną serią spotkań.

Ostatniej porażki słupszczanie doznali w miniony weekend, kiedy ulegli we Włocławku Anwilowi 78:57. Ich gra wyraźnie uległa pogorszeniu od momentu, w którym kontuzji doznał podstawowy rozgrywający - Todd Abernethy: - Każdy z zespołów ma na konkretną pozycję przynajmniej po dwóch zawodników, żeby w razie ewentualnej kontuzji któregoś można było go z łatwością zastąpić. My w składzie, licząc Wojtka Jakubiaka, mamy trzech rozgrywających, więc na pewno nasze wyniki nie biorą się z tego, że nie gra Todd - stwierdził Marcin Dutkiewicz.

W meczu z Anwilem kilka błędów, które popełnili rozgrywający, sprawiły, że gra niemal całego zespołu się posypała: - Czasem jeden błąd wystarczy, aby przegrać mecz. Gramy przecież od pierwszej do ostatniej minuty i to nie jest wina rozgrywających, że przegrywamy mecz. Przykładowo ja nie trafiłem swoich pierwszych czterech rzutów, które mogłyby dać osiem czy dziesięć punktów, mogące pozwolić nam odnieść zwycięstwo. Jeżeli zaczęlibyśmy myśleć, że spotkanie trwa czterdzieści minut i trzeba w nim walczyć od początku do końca, to może większość z tych przegranych spotkań inaczej by wyglądała. Każdemu z nas zdarzają się  błędy, ale jesteśmy przecież tylko ludźmi. To jest jak najbardziej normalne - zauważył skrzydłowy.

Energa Czarni po pokonaniu w pierwszej rundzie takich zespołów jak Asseco Prokom czy Trefl, w drudziej rundzie nie przypomina niczym tamtego zespołu. Marcin Dutkiewicz wierzy, jednak, że ostatnie porażki nie oznaczają jeszcze końca sezonu: - Do każdego przeciwnika podchodzimy z takim samym szacunkiem, zaangażowaniem i wolą zwycięstwa. Raz wszystkie sprawy na parkiecie wychodzą lepiej, a raz gorzej. Po pokonaniu Asseco czy Trefla mieliśmy zdecydowanie lepszą pozycję, aniżeli teraz, co także wpływało na to, że czuliśmy się mocniejsi. Jednak te nasze ostatnie porażki nie oznaczają końca sezonu. Nie ma co załamywać rąk, tylko brać się do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Nie należy nas jeszcze skreślać. Tak samo traktowaliśmy mecz z Polpharmą, jak ten późniejszy z Anwilem. Obydwa zespoły trafiały sporo rzutów, których normalnie nie powinny trafiać. Nam zatrzęsły się później kilka razy ręce i zapłaciliśmy za to wysoką cenę. Jednak raz jeszcze powiem, że to nie jest koniec sezonu - powiedział.

Z każdą kolejną porażką cel, jakim było wejście do pierwszej szóstki, wyraźnie oddala się od zespołu "Czarnych Panter": - Dla nas prestiżem nie byłoby wejście do pierwszej szóstki, ale co najmniej do pierwszej czwórki. Normalne jest to, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po tej serii zwycięstw każdy już zaczynał nas plasować w okolicy podium. Sezon jest długi, każdy mecz jest inny, a do tego dochodzą takie rzeczy jak kontuzje, choroby, czy inne niedyspozycje, dlatego trzeba być przygotowanym na każdą sytuację. Zrobimy wszystko, aby wejść do tej czołowej szóstki. Jednak jeżeli nam się nie uda, to nie będzie to koniec świata - odparł były zawodnik m.in. AZS Koszalin.

Frustracji z wyników osiąganych przez swój zespół nie kryją słupscy fani. Coraz głośniej wyrażają oni głosy swojej krytyki i niezadowolenia wobec postawy drużyny: - Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nasi kibice są na nas po prostu wściekli. Mamy świadomość tego, że sobotni mecz z Jeziorem może wyglądać różnie z ich strony. Możemy grać przy pustych trybunach albo mogą nam zacząć machać białymi chusteczkami. Jednak my nie możemy poddać się presji i staramy się robić to, co przed każdym kolejnym spotkaniem. Wiemy, że jesteśmy mocni i potrafimy grać w koszykówkę, co udowodniliśmy nie raz i nie dwa w tym sezonie. Zdarzały nam się także mecze gorsze, ale jesteśmy dalej jednym zespołem, który chce znowu zacząć wygrywać - powiedział 27-letni zawodniak.

Dutkiewicz zapytany o to, czy zamierza w jakiś sposób zaapelować do słupskich kibiców, odpowiedział:  - Nie będę apelował do kibiców. Wolę się skupić na grze. Rozliczany jestem z gry, a nie z tego jak bardzo będę błagał kibiców, żeby przyszli do nas na mecz. Moim zdaniem kibiców poznaje się po tym, że są z zespołem na dobre i na złe. Mogę ich jedynie poprosić o to, by byli dalej z nami, niezależnie od osiąganych przez nas rezultatów. Wiem, że w poprzednich sezonach w Słupsku, również bywały różnego rodzaju wzloty i upadki, ale tutejsi kibice zawsze byli z zawodnikami. To, że przegraliśmy jedno czy dwa spotkania to nie świadczy o tym, że trzeba kogoś wygwizdać czy coś w tym stylu.

Popularny "Zielony" występował już w Słupsku cztery lata temu. Wtedy również kibice mieli dość tego, co prezentował ich zespół, a głównym powodem tego były ekscesy amerykańskich graczy:  - Wierzę, że kibice będą dalej nas wspierać. Atmosfera w obecnym zespole jest lepsza, niż w tym, w którym występowałem cztery lata temu. Jeden za drugiego chce walczyć i to jest chyba najważniejsze - stwierdził krótko.

Jeden z bardziej doświadczonych Polaków w barwach Energi Czarnych pokusił się o podsumowanie dotychczasowego sezonu: - Sezon zaczęliśmy od dwóch porażek. Dla niektórych ludzi był to już koniec świata i zaczęto twierdzić, że się nie nadajemy i powinno się wszystkich wyrzucić. Później przyszła seria dziewięciu zwycięstw z rzędu, biorąc pod uwagę również Puchar Polski. Byliśmy na szczycie, szliśmy na mistrza i wszystko było pięknie. Teraz znowu role się odwróciły. Przegraliśmy kilka spotkań, ale może to jest taki etap, że powinniśmy zaskoczyć na najważniejsze mecze sezonu? Każda seria się kiedyś kończy. Nigdy nie wygląda to tak, że ciągle się wygrywa lub ciągle przegrywa. Spójrzmy choćby na Jezioro, które po fatalnym początku, teraz spisuje się naprawdę nieźle. Mi nie pozostaje nic innego, jak liczyć, że wygramy te kluczowe spotkania - zakończył z nadzieją Dutkiewicz.

Źródło artykułu: