Po świetnym początku sezonu, kiedy Energa Czarni Słupsk zanotowali bilans 7-2, wydawało się, że "Czarne Pantery" są bardzo mocnym kandydatem do gry w górnej szóstce i tylko kataklizm mógłby zabrać im miejsce w tym gronie. Niestety, wszystko wskazuje na to, że ów kataklizm właśnie ma miejsce - w siedmiu ostatnich spotkaniach słupszczanie przegrali aż sześciokrotnie.
Tym samym, zespół Mariusa Linartasa legitymuje się obecnie bilansem 8-8 i ma już punkt straty do szóstego AZS Koszalin. Zespół w niczym nie przypomina kolektywu, którym był na początku sezonu, a w sobotę przegrał z Anwilem Włocławek zdobywając tylko 57 punktów w Hali Mistrzów.
Na konferencji prasowej litewski szkoleniowiec musiał zmierzyć się zatem z pytaniami dziennikarzy o to, jak widzi przyszłość zespołu i czy nie zamierza podać się do dymisji. - To nie jest pytanie do mnie, to jest pytanie do władz klubu, bo to one podejmują takie decyzje - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany Linartas.
Dodatkowo, Litwin zrzucił odpowiedzialność za wynik na swoich podopiecznych, akcentując, że choć zaczęli drugą połowę od stanu 42:37, to nie potrafili utrzymać koncentracji. - To nie jest pytanie do mnie co się stało w tamtym momencie, to jest pytanie do moich koszykarzy. Ja wziąłem wszystkie time-outy w krótkim okresie czasu, co mogłem zrobić jeszcze? - dodał opiekun Energi Czarnych.
Nieoficjalnie mówi się, że w poniedziałek zbierze się zarząd słupskiego klubu, który podejmie decyzję odnośnie dalszej współpracy z Linartasem.