Przez dwa lata gry w Miami Heat zmagał się z krytyką dotyczącą ilości spotkań, które musiał opuszczać z powodu urazów. W tegorocznej fazie play-off również w pełni zdrowy nie był, co nie przeszkodziło mu jednak stać się jednym z bohaterów serii finałowej. W decydującym o tytule meczu eksplodował i spłacił dług wdzięczności kierownictwu klubu oraz jego fanom.
Mówiło się o tym, że skoro wreszcie osiągnął swój cel, a więc zdobycie pierścienia, może pomyśleć o emeryturze. Umysł Mike'a Millera zdaje się być jednak znacznie bliżej boiska do koszykówki. Weteran ostro trenuje, wyleczył stare urazy i gwarantuje gotowość do obrony mistrzowskiego tytułu.
- Czuje się całkiem nieźle. Rozważałem możliwości, jakie miałem i po konsultacjach z lekarzami doszliśmy do wniosku, że mogę zupełnie pozbyć się bólu. Powoli, ale systematycznie zbliżam się do tego momentu - oceniał Miller i dodał, że jest w pełni gotów na obóz przygotowawczy, co ostatnio nie zdarzało mu się za często.
Nie wiadomo jeszcze, ile minut w rotacji trenera zaoferuje mu trener Erik Spoelstra, pewnym jest, że Miller nie ma zamiaru poprzestać na jednym tytule.