Krzysztof Kaczmarczyk: Trenerze jest wygrana i to chyba najważniejsze po meczu z liderem naszej grupy. Wiara w sukces była duża i... udało się.
Jacek Winnicki: Przede wszystkim gratuluję dziewczynom ogromnego zaangażowania, walki i determinacji. Po raz kolejny udowodniliśmy, że potrafimy grać w koszykówkę, że stać nas na zwycięstwo w starciach przeciwko dobrym zespołom europejskim. Z tego niezmiernie się cieszę.
Ponownie ciężko wskazać jedną bohaterkę meczu. Ponownie wygrała drużyna.
- Od początku mówiliśmy, że naszą siłą będzie i jest zespół. To miało być właśnie to, czym chcieliśmy wygrywać mecze i tak właśnie się dzieje. Opieramy naszą grę na zespołowości oraz na defensywie. W meczu z Czarnogórą udało nam się zatrzymać rywala na granicy 50 punktów, a to przecież jedna z lepszych zespołów ofensywnych w tych eliminacjach.
Pierwsza kwarta meczu była niemal perfekcyjna, a wiara nie tylko w pokonanie Czarnogóry różnicą nawet większą w porównaniu z meczem wyjazdowym, wzrosła i to bardzo.
- Od początku wierzyłem, no może nie w ostatnich minutach, że uda nam się tego dokonać. Ja nie rozpatruję jednak tego meczu w perspektywie jednej kwarty. Za długo jestem w koszykówce. Tu nie jest tak, że wygrywa się pierwszą kwartę, a potem przelicza się wszystko na wynik końcowy. Wiadomo, że w każdym spotkaniu są wzloty i upadki. Ja cieszę się, że wygraliśmy ten mecz.
Wzloty i upadki były ogromne. W pierwszej kwarcie potrafimy zdobyć 23 punkty po to, żeby w trzeciej wywalczyć zaledwie 4 oczka. Takie wahania i brak stabilności to największy problem tego zespołu?
- Trochę brakuje nam doświadczenie - to na pewno. Rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Potem mieliśmy dużo otwartych pozycji, ale brakowało skuteczności, dlatego wkradła się nerwowość. To jednak co ważne to fakt, że w momencie, w którym zespół z Czarnogóry odskoczył na 10 punktów, dzięki obronie pozostaliśmy w grze. Nie wygraliśmy czwartej kwarty jakimś fenomenalnym atakiem, bo rzuciliśmy w niej 17 punktów, czyli sześć mniej w porównaniu z pierwszą kwartą. Niemniej udało nam się zatrzymać rywala na zdobyczy 4 punktów, a przecież ma on bardzo dobrych zawodników, którzy potrafią zdobywać punkty. Siłą Czarnogóry jest zdecydowanie bardziej atak w porównaniu z obroną.
W momencie, gdy zespół dostał wiatru w żagle, na hali zapadły ciemności, które mogły nieco zirytować. Nie miał Pan obaw, że przerwa ta może wybić biało-czerwone z uderzenia, bowiem rywal w tym momencie był już niemal liczony na deskach?
- To działa tak samo w dwie strony. W tamtym momencie, bardziej wydawało mi się, że rywalki miały jakby nieco mniej siły od nas. Można się zatem było obawiać, że ta dłuższa przerwa pozwoli im wrócić do gry. Niemniej jednak potem straciliśmy jedynie trzy punkty po rzucie Skerovic, także mimo wszystko zagraliśmy do końca dobrze, utrzymaliśmy naszą grę i wygraliśmy.
W końcu na trybunach zasiadało trochę więcej ludzi, a koszykarki mogły liczyć na dość głośny doping. To musi cieszyć.
- Chciałem podziękować wszystkim kibicom, którzy tak wspaniale nas dopingowali. Ja osobiście mam bardzo dobre wspomnienia związane z Inowrocławiem, także wierzyłem w to, że kibice dopiszą i atmosfera będzie dobra. To na pewno również miało wpływ na naszą wygraną. Mam nadzieję, że w podobnych humorach będziemy za tydzień. Chciałbym się spotkać tutaj po meczu ze Szwajcarią i mieć powody do świętowania.
Żeby tak się stało trzeba wygrać dwa mecze. Teraz jedziecie do Serbii i musicie wygrać mecz o awans, bo tak można go chyba nazwać...
- Każda porażka niestety nas eliminuje, więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wygrać mecz i właśnie z takim nastawieniem tam się udamy. Czeka nas ogromna walka i zrobimy wszystko, żeby zagrać najlepiej jak potrafimy. Musimy zagrać nasze najlepsze zawody, żeby móc się potem cieszyć.
Na wyjazdach jednak nie idzie nam już tak dobrze, jak w meczach na własnym terenie. To może być duży problem?
- Cóż mam powiedzieć... Niestety nie da się przenieść tego meczu z Serbią do Polski..
Goniliście wynik w czwartej kwarcie meczu z Serbią. Tutaj było niemal identycznie. To wszystko pokazuje, że zespół ma ogromny charakter, nie podłamuje się i zawsze walczy do końca. To cecha charakterystyczna dla tej reprezentacji oraz znak firmowy?
- Na pewno ta reprezentacja ma wielki charakter i z tego bardzo się cieszę. Stworzyliśmy fajną ekipę, ale na oceny przyjdzie czas. Do końca pozostały dwa mecze - najważniejszy w środę i jedziemy do Belgradu po zwycięstwo.
Odejdźmy jednak na chwilę od reprezentacji. W piątek odbyło się losowanie Euroligi koszykarek. Miał pan czas je śledzić? CCC ma w grupie rywali z najwyższej europejskiej półki.
- Oczywiście, że śledziłem. Jestem związany z Polkowicami i wiadomo, że jest to jakby mój obowiązek. Analizowaliśmy co się stało. Los dał nam taką grupę i cóż mówić. Na pewno kibice w Polkowicach nie będą narzekali na niski poziom sportowy, gdyż przyjadą do nas najlepsze drużyny Europy. My postaramy się zrobić wszystko, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i zająć jak najlepszą pozycję w grupie. Jeżeli chodzi jednak o Polkowice to jest jeszcze trochę czasu. Aktualnie w pełni koncentruję się na kadrze i meczu w Serbii.
Kadra CCC na sezon 2012/2013 została już zamknięta, czy jeszcze penetrujecie rynek w poszukiwaniu uzupełnienia składu?
- Prowadzimy różnego rodzaju rozmowy i szukamy pewnych rozwiązań. Cały czas jestem w kontakcie z prezesem Korsakiem i oczywiście wymieniamy opinie. Na tą chwilę jednak ustaliliśmy, że pracuję z reprezentacją i całą swoją uwagę oraz energię poświęcam kadrze. Z prezesem Korsakiem umówiliśmy się na spotkanie po zakończeniu eliminacji i wtedy zapadną ostateczne decyzje.