Gospodarze wyraźnie ustępowali rywalom, którzy szybciej podejmowali decyzje. Lublinianie przeciwstawili Rosie rzuty z dystansu Sebastiana Szymańskiego, lecz było to zdecydowanie za mało. - Zespół z Radomia dysponuje paroma zawodnikami, którzy mają bardzo dobre warunki fizyczne i kosztowało nas to dużo sił. Parę razy nie wpadły nam łatwe rzuty, za to rywal miał 55-procentową skuteczność rzutów za trzy. Po prostu zabrakło argumentów po naszej stronie. Nie można wygrać meczu bazując tylko na obwodzie. Nasi podkoszowi - Prażmo i Król rzucili we dwóch 4 punkty. Dobrze, że wrócił Łuszczewski, ale on sam, to trochę za mało - ocenia Dominik Derwisz.
Porażka we własnej hali zabolała ekipę Startu tym mocniej, że jeszcze ani razu nie wygrała na wyjeździe. Lubelska drużyna nijak nie potrafi się przełamać. - To nie jest tak, że jedziemy przegrać jak najmniejszym nakładem sił. Zawsze czegoś brakuje. Na wyjazdach prezentujemy 30, może 35 procent swojej wartości. To jest nasz główny problem. W większości nie dają ciała zawodnicy doświadczeni. Gracze młodsi grają dużo, dużo gorzej niż w domu - uważa szkoleniowiec.
W meczach w Lublinie dużo do dorobku punktowego Startu dokładają Michał Aleksandrowicz oraz Szymański, ale nie potrafią tego przełożyć na wyjazdowe starcia. Nie pomaga nawet stabilna forma utrzymywana przez Przemysława Łuszczewskiego. Dlatego też lublinianie wciąż niewiele tracą do czołowej ósemki. - Szymański i Aleksandrowicz w meczu w Lublinie oddają średnio po 20-25 rzutów, a w Krośnie oddali łącznie 5. Ciężko jest wygrać, jeśli dwóch strzelców w ogóle nie rzuca. A jeszcze do tego gracze podkoszowi też nie dostarczają punktów, to kto ma je zdobywać? Nie możemy zbilansować zdobywania punktów i z obwodu i spod kosza - argumentuje Derwisz.