Od wznowienia swoją wielką klasę i dobrą dyspozycję zaczął potwierdzać George Reese. Były MVP naszej ligi robił w ataku co chciał i szybko zdobył 8 punktów (4/4 z gry). Śląsk w grze trzymali natomiast jak zwykle Aleksandar Mladenović oraz rezerwowy Akselis Vairogs. Goście odskoczyli jednak po dwóch trójkach kolejnego weterana, Igora Milicicia. Gospodarze natomiast razili skutecznością w tym elemencie gry i przegrali pierwszą kwartę 18:23.
Identycznie zaczęło się drugie dziesięć minut - kolejną trójkę trafił Milicić. Trochę pechowo sprawy potoczył się dla Rafała Bigusa. W ciągu trzech minut popełnił aż trzy przewinienia (w tym jedno po wydawałoby się czystym, efektownym bloku na Pawle Buczaku) i musiał usiąść na ławce. Trener gości, Tomasz Herkt, popełnił niemal identyczny błąd, co Tomasz Jankowski, który tydzień wcześniej nie zdjął także środkowego, Gani Lawala, który sfaulował czwarty raz. Po chwili jednak prawem serii czwartą trójkę dorzucił Milicić (Śląsk był w tamtej chwili 1/10 "zza łuku") i goście prowadzili już 33:25. Po rzutach wolnego Marko Lekicia przewaga wzrosła natomiast do liczb dwucyfrowych (35:25). Połowę zakończył jeszcze jedną trójką Mateusz Bartosz. Goście w tym elemencie gry wyraźnie przeważali (5/10 z dystansu, przy katastrofalnych 1/14 Śląska...). Niezbyt widoczny był natomiast czołowy strzelec ligi - JJ Montgomery (tylko 3 "oczka" do przerwy").
Druga połowa rozpoczęła się z kolei od agresywnych wejść pod kosz AZS-u. Po punktach dominującego Reese'a szybko zrobiło się już 50:34 dla gości. W grze Śląska było widać marazm, a AZS pewnie i skutecznie punktował. Zastrzyk energii dał natomiast Paul Graham. W ciągu kilkudziesięciu sekund trzy akcje zakończył pod obręczą (należy wyróżnić świetną obronę Jakuba Koelnera w tym fragmencie!) i zrobiło się tylko 46:57. Ten chwilowy przebłysk niewiele jednak dał - na parkiet wrócił wreszcie Bigus, który zaskoczył dwoma rzutami z półdystansu, swoje dołożył Reese i trójka Slavisy Bogavaca (dodajmy, pięciu wcześniejszych pudłach z dystansu) zamknęła trzecią kwartę wynikiem 49:64.
Floater z łatwej pozycji Montgomery'ego na początku finałowej odsłony nie był dobrym zwiastunem. Gospodarze nie bronili wystarczająco dobrze, chociaż robili co mogli w ataku. Efektownie akcje kończyli między innymi Graham i Buczak. W morderczej dyspozycji był jednak Milicić, który dorzucił piątą już trójkę bez pudła. Im bliżej końca, tym wrocławianie grali w obronie coraz intensywniej. Efektem było kilka przechwytów i punkty z kontry. Niestety, grali jednak niedokładnie - podania bywały minimalnie niecelne, rzuty spod kosza niedbałe. Z tego powodu na 3:42 przed końcem Śląsk nadal przegrywał 65:75. Świetny tego dnia w ataku Buczak (16 punktów, najlepszy strzelec swojego zespołu!) zupełnie jednak nie był w stanie wybronić Reese'a. To jego rzut przez ręce dał gościom przewagę nie do odrobienia, mimo zrywu wrocławian na dwie minuty przed końcem.
Byliśmy świadkami swoistego Dnia Weterana we Wrocławiu. Trzej zawodnicy, który byli najważniejsi w tym spotkaniu w zespole gości (Reese, Milicić, Bigus) mają łącznie...104 lata! Mimo to w dość pewny sposób poprowadzili AZS do zwycięstwa.
Śląsk Wrocław - AZS Koszalin 76:85 (18:23, 14:18, 17:23, 27:21)
Śląsk: Buczak 16, Bogavac 16, Graham 15, Skibniewski 13, Mladenović 9, Calhoun 4, Vairogs 3, Niedźwiedzki 0, Bochno 0, Koelner 0
AZS: Reese 23, Milicić 19, Montgomery 13, Lekić 12, Bigus 9, Strickland 6, Bartosz 3, Łączyński 0, Dutkiewicz 0