EuroBasket 1/4 finału: Były mistrz w starciu z aktualnym wicemistrzem

Byli mistrzowie Europy - Rosjanie zmierzą się w ćwierćfinale z aktualnymi wicemistrzami Starego Kontynentu - Serbami. Spotkanie zapowiada się niezwykle frapująco, bo obie drużyny mają i wybitnych zawodników, i równie znakomitych strategów. Do półfinału awansuje jednak tylko jeden zespół, drugi będzie musiał przełknąć gorzki smak porażki. Kto tym razem będzie górą?

W tym artykule dowiesz się o:

Rosjanie dowodzeni przez szanowanego trenera Davida Blatta pozostają jako jedyni z całej stawki niepokonani na Litwie. Choć w kilku przypadkach nie obyło się bez problemów, to jednak za każdym razem Sborna z opresji wychodziła cało, bez szwanku. Niemniej czy limit szczęścia został wyczerpany już przez byłych mistrzów Europy? Na to pytanie jeszcze nie można odpowiedzieć, mimo że otwarcie można przyznać, iż w takich ilościach nie miała go żadna inna drużyna.

Ambitni Serbowie mają za sobą niezwykle trudną, wyczerpującą drugą rundę. Koszykarze Dusana Ivkovicia po świetnym starcie i wygraniu swojej grupy eliminacyjnej, w drugim etapie do samego końca drżeli o awans do ćwierćfinału. Serbowie przegrali bowiem ze świetnie dysponowaną Francją, mocną u siebie Litwą i potężną jak zawsze Hiszpanią. Ale w decydującej konfrontacji Serbowie minimalnie pokonali wicemistrzów świata i tym samym wciąż grają w EuroBaskecie.

Teoretycznie obie drużyny są podobne - w obu przypadkach możemy mówić o szkoleniowcach z wysokiej półki, którzy kładą głównie nacisk na poukładaną grę w ofensywie, choć równie ważna dla nich jest twarda gra w obronie. Co więcej, i jedni, i drudzy mają w swoim składzie gwiazdy wielkiego formatu oraz kilku graczy znakomicie się zapowiadających (tutaj bryluje jednak Serbia). Na pierwszy rzut oka trudno znaleźć wyraźne różnice. Nawet liderami obu ekip są gracze podkoszowi z NBA - Andriej Kirilenko w Rosji i Nenad Krstić w Serbii.

Ale im bardziej zanurzamy się w szczegóły, tym łatwiej dostrzec inny styl gry. Serbowie pewne braki nadrabiają zadziornością czy też niewyczerpanymi pokładami nadziei. Zespół z Bałkanów praktycznie nigdy nie odpuszcza, a niemal zawsze próbuje do samego końca. Zresztą nie bez powodu mówi się o nich jak o wojownikach, którzy albo dają z siebie wszystko, albo wracają na tarczy. Z pewnością graczom Ivkovicia zadanie ułatwiłaby żywiołowa publiczność, ale na tę w Kownie nie mają co liczyć.

Rosjanie to z kolei bardzo dobrze poukładany zespół, z zawodnikami i bardzo doświadczonymi, i bardzo młodymi. Toteż nic dziwnego, że w przypadku gorszego występu Kirilenki inni gracze biorą na siebie odpowiedzialność, a o wygranej z Macedonią zadecydował 28-letni Siergiej Monia. Wydaje się, że Sborna ma lepiej zbilansowany atak, a słabej strony należy upatrywać na rozegraniu, bo mimo wszystko brak w zespole JR Holdena, który przed czterema laty na czempionacie w Hiszpanii grał wręcz koncertowo i walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa.

Co ciekawe, Rosja i Serbia zmierzyły się na obu poprzednich mistrzostwach Europy. I tym razem też stają w szranki. W 2007 roku rozpędzona ekipa Blatta wygrała w fazie grupowej 73:65, ale dwa lata później w Polsce w meczu ćwierćfinałowym górą byli Serbowie 79:68. Tym samym po dwóch potyczkach mamy remis. Jak będzie tym razem? Początek spotkania w czwartek o godz. 20.

Źródło artykułu: