Sodówka nam nie grozi - rozmowa z Grzegorzem Grochowskim, młodzieżowym wicemistrzem świata

Grzegorz Grochowski jest jednym z twórców historycznego sukcesu młodzieżowej reprezentacji Polski koszykarzy sprzed pół roku. Młody rozgrywający przyznaje, że po wywalczeniu wicemistrzostwa Świata, on i jego koledzy nie zamierzają spoczywać na laurach

Mateusz Kołodziej: Wracasz jeszcze myślami do tego, co działo się w lipcu w Hamburgu na mistrzostwach Świata?

Grzegorz Grochowski: Oczywiście. To niesamowite przeżycie towarzyszy mi bardzo często. Wicemistrzostwo Świata to bardzo dobry wynik, lecz gdy myślami jestem przy tym turnieju, to mam cały czas pewien niedosyt po meczu finałowym. Przegraliśmy finał różnicą 31 punktów, ponieważ źle podeszliśmy do tamtego meczu. Zadowoliliśmy się tym, że mamy już srebro i nie było takiej motywacji, jak na wcześniejsze mecze. Zespół USA na pewno był najlepszym zespołem tego turnieju, lecz zdecydowanie mogliśmy nawiązać z nimi walkę.

Zdajecie sobie sprawę, że osiągnęliście największy sukces dla polskiej koszykówki w ostatnich latach.

- Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że wpisaliśmy się w historię polskiej koszykówki, lecz nie spoczywamy na laurach. To, że zdobyliśmy srebrny medal zmotywowało nas wszystkich do dalszej, jeszcze cięższej pracy oraz chęci potwierdzenia w najbliższym czasie tego, że wicemistrzostwo świata polskiego teamu nie było dziełem przypadku.

Ten sukces, to efekt Waszej ciężkiej pracy, znakomitego trenera, czy też może trochę szczęścia?

- Każdy, kto był w tym zespole miał bardzo duży wkład w ten sukces. Stworzyliśmy razem z trenerami atmosferę, której pozazdrościć mógł nam nie jeden zespół uczestniczący w tych mistrzostwach. Wszyscy byliśmy razem bardzo zżyci i wspieraliśmy się nawzajem. My na pewno bardzo ciężko pracowaliśmy na treningach, lecz taką samą pracę wykonywali nasi trenerzy. Przygotowanie treningów, scouting czy inne rzeczy organizacyjne są bardzo pracochłonne i za to należą się trenerom słowa uznania. Oczywiście nie mogę zapomnieć o naszym trenerze przygotowania fizycznego, Jacku Herniku, który był przy nas w każdym momencie, gdy komuś się przytrafił jakiś uraz. Natomiast jeśli chodzi o szczęście, jak to się mówi, sprzyja ono lepszym.

Po tym sukcesie, w środowisku sportowym pojawiają się też opinie, że to wicemistrzostwo świata może wam zaszkodzić.

- Mogę zapewnić wszystkich tych ludzi, którzy są pesymistycznie nastawieni co do naszej przyszłości, że nie grozi to nikomu z nas. W głowach nasza mentalność się nie zmieni i sodówka nam na pewno nam nie odbije. Tak jak mówiłem, ten sukces jest motywacją do dalszej pracy i podnoszenia swoich umiejętności indywidualnych.

We wrześniu w Polsce mistrzostwa Europy do lat 18. Jesteście jednym z faworytów tej imprezy. Czujecie się tak samo mocni, by walczyć o najwyższe cele?

- Uważam osobiście, że nie jesteśmy faworytem tego turnieju, ale chcemy pokazać wszystkim jaką ciężką pracę wykonaliśmy przez cały sezon, a wynik przyjdzie sam. Na pewno naszym szóstym zawodnikiem będą polscy niesamowici kibice, którzy nam pomogą w osiągnięciu jak najlepszego wyniku na turnieju.

Ty zacząłeś ten sezon w drugoligowym SMS PZKosz Władysławowo, jednak niektórzy twoi koledzy już stanowią o sile ekip pierwszoligowych. Nie uważasz, że to dla was jeszcze za wcześnie?

- Tak jak powiedziałeś, jestem zawodnikiem SMS PZKosz Władysławowo, z czego jestem bardzo zadowolony. Moja decyzja o przenosinach na północ Polski była bardzo trafiona. Jeśli chodzi o kolegów z zespołu to wydaje mi się, że każdy jest we właściwym miejscu. Mateusz Ponitka jest jednym z liderów swojej drużyny, która walczy o awans do ekstraklasy, Michał Michalak bardzo dobrze sobie radzi na pierwszoligowych parkietach, a Łukasz Bonarek trenuje z MKS MOS Pruszków. Reszta ogrywa się w 2 lidze i każdy z nas ma tam sporo minut, co jest dla wszystkich bardzo ważnym aspektem. Każdy z nas podnosi swoje umiejętności.

Ty ze swoim zespołem należycie do ligowej czołówki grupy A II ligi. Rok temu, zespoły OSSM zamykały drugoligowe tabele. Postęp jest więc chyba znaczący.

- Dokładnie, postęp jest widoczny, bo sam osobiście w poprzednim sezonie grałem w OSSM Stalowa Wola, gdzie niestety odnieśliśmy tylko jedno zwycięstwo w sezonie, a dzisiaj jestem w zespole, który walczy o udział w play-off. Tutaj, we Władysławowie przede wszystkim mamy się skupić na nauce i trenowaniu. SMS przygotowuje nas do przejścia z koszykówki juniorskiej do seniorskiej, co na pewno nie będzie łatwe.

Twoim zdaniem, zlikwidowanie większości ośrodków OSSM to dobry pomysł. W tej chwili jest ich w Polsce zaledwie dwa

- Osobiście nie lubię oceniać takich decyzji. Na pewno ma to swoje plusy, ale i też minusy. Ja mam szczęście, że znajduję się w znajduje się w SMS-ie i i mogę powiedzieć, że warunki w takich ośrodkach są bardzo dobre.

Komentarze (0)