Patryk Neumann:Po zakończeniu ubiegłego sezonu nosił się pan z zamiarem rezygnacji ze stanowiska prezesa Spójni. Czy biorąc pod uwagę początek obecnych rozgrywek nie żałuje pan zmiany swojej wcześniejszej decyzji?
Marek Kisio: Nie, nie żałuję, ponieważ moja decyzja nie była podyktowana aspektami sportowymi, tylko i wyłącznie sprawami rodzinnymi. Nie raz już powtarzałem, że w klubie pracuję społecznie, popołudniami. Skoro powiedziałem, że jeszcze pociągnę tak, jak prosili zawodnicy, trenerzy i koledzy z zarządu, to na pewno do maja pozostanę.
Przed rozpoczęciem rozgrywek zapowiadał pan walkę o pierwszą czwórkę. Dotychczasowe mecze chyba zweryfikowały te plany?
- Nie, w żadnym wypadku! Specyfika rozgrywek jest taka, że gramy najpierw rundę zasadniczą. Cel pierwszy to zakwalifikowanie się do play off. Uważam, że nadal jest w stu procentach realny. Jeżeli wejdziemy do ósemki to pierwsza czwórka jest wielce prawdopodobna.
Jak ocenia pan postawę zespołu w pierwszych ośmiu spotkaniach?
- To jest ciężko określić. Na pewno pod względem wyników sportowych źle. Problem tkwił w słabych wynikach. Nie potrafiliśmy dokonać pełnej diagnozy, co się dzieje. Myślę, że główny problem tkwił w sferze psychicznej po pierwszym meczu. Zespół pomału się odbudowuje i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
Efektem słabych wyników było zwolnienie trenera Grzegorza Chodkiewicza. Czy i wobec zawodników zostały wyciągnięte jakieś konsekwencje?
- Trener Chodkiewicz po meczu z Dąbrową Górniczą sam podał się do dyspozycji zarządu. My zawiesiliśmy tą decyzję, ponieważ uważaliśmy, że to nie był odpowiedni moment. Pamiętajmy, że to było dwa dni przed wyjazdem do Tychów i nie było możliwości zmiany trenera. Myślałem, że ten zespół psychicznie się odbuduje i wyglądało to zupełnie nieźle w meczu z Górnikiem. Również nieźle było w Warszawie z AZS-em. Niestety druga połowa z rosą Radom dopełniła czary goryczy i były konieczne zmiany. Co do zawodników to nie chciałbym się wypowiadać. Jakieś konsekwencje są, ale to nasza wewnętrzna sprawa. W klubie jest na tyle dobra atmosfera, że nie ma potrzeby rozstrzygać tych spraw na zewnątrz.
Do Stargardu Szczecińskiego po wielu latach powrócił trener Tadeusz Aleksandrowicz. Łatwo było przekonać tego doświadczonego szkoleniowca do powrotu na ławkę trenerską?
- O dziwo tak. Ale nie ukrywam, że to nie była decyzja z dnia na dzień. Rozmowy z trenerem Aleksandrowiczem prowadziłem przynajmniej przez dwa tygodnie i w decydującym momencie tak naprawdę w jedną noc załatwiliśmy wszelkie formalności.
Jakie cele stawia pan przed trenerem Aleksandrowiczem?
- Przede wszystkim ma odbudować zespół. A cel jest taki, jak całej drużyny, czyli przede wszystkim awans do play off, a później walka o pierwszą czwórkę.
W Pucharze Polski Spójnia wylosowała Kotwicę Kołobrzeg. Czy z perspektywy prezesa klubu jest to dobre losowanie?
- Myślę, że tak. Przede wszystkim atrakcyjne dla kibiców. Jednak jest to zespół z TBL. Mam nadzieję, że kibice nas nie opuszczą i przyjdą gremialnie zobaczyć jeden z najlepszych zespołów w Polsce, jakim jest Kotwica. Zagrają obcokrajowcy, myślę, że będzie to olbrzymia atrakcja dla stargardzian.
Latem dokonaliście kilku transferów. Jak teraz można ocenić ich trafność?
- Chcieliśmy dopasować zespół w miejsce brakujących elementów. Odszedł Jakub Dłoniak, który w poprzednim sezonie grał niewiele. Na pewno dużym ubytkiem jest strata Huberta Mazura. Chcieliśmy troszkę zmienić sytuację podkoszową i Rafał Kulikowski w stu procentach wypełnia swoje zadanie i z tego transferu jesteśmy bardzo zadowoleni. Sławek Buczyniak miał być zmiennikiem Marcina Stokłosy. Niestety pechowa kontuzja i przez jakiś czas nie będzie grał, ale mamy w obwodzie młodzież, na którą ciągle stawiamy. Jest, więc okazja dla Wróblewskiego i Ważnego.
Już drugi rok z rzędu sprowadzony dopiero zawodnik doznaje poważnej kontuzji. Teraz jest to Sławomir Buczyniak. Jak wygląda jego sytuacja i kiedy można będzie się spodziewać powrotu na parkiet?
- Można to określić jako pech sportowy, ponieważ Sławek nabawił się kontuzji sam o tym nie wiedząc. Pod koniec pierwszej kwarty meczu w Świeciu usiadł na ławkę i zaczęła go boleć ręka. Po prześwietleniu okazało się, że ma złamaną kość między palcami a nadgarstkiem. Konieczne było „śrubowanie". W tej chwili jest już po zabiegu. Był kilka dni w Szczecinie w szpitalu. Dostał tydzień urlopu, później będzie miał ściągnięcie szwów i myślę, że za cztery- pięć tygodni rozpocznie treningi.
W trakcie rozgrywek konieczne było wzmocnienie składu. Adam Parzych ma wypełnić lukę po Hubercie Mazurze i Jakubie Dłoniaku?
- I tak i nie. Adam zgłosił się do nas. Testowaliśmy go i zauważyliśmy, że jest bardzo ciekawym zawodnikiem i szkoda go było puścić z polskich parkietów. Jeśli nie zagrałby u nas to powróciłby do USA. Bardzo w niego wierzę, podobnie jak cały zespół. Z resztą w ostatnim meczu udowodnił, że potrafi rzucać. Myślę, że będziemy mieli z niego pożytek. Nastąpiła w pewnym sensie wymiana Marcelem Wilczkiem, a Adamem. Klub z tego powodu nie poniósł jakiś znaczących kosztów.
Mimo rozczarowujących wyników kibice wspierają swoich koszykarzy w trudnych chwilach. Jest pan zadowolony z ich postawy?
- Muszę powiedzieć, że my się często kontaktujemy. Powstanie klubu kibica to wspólna inicjatywa. Członkowie mają swoje legitymacje i myślę, że obie strony są zadowolone. Na tym chyba polega współpraca zarządu z kibicami i jestem bardzo im wdzięczny za wsparcie.
Proszę na koniec powiedzieć o sytuacji finansowej klubu. Trudno pozyskiwać kolejnych sponsorów?
- Sponsorów jest bardzo trudno pozyskiwać. Przypomnę, że w ubiegłym roku dwa razy spotkaliśmy się z mojej inicjatywy z zarządami klubów z województwa Zachodniopomorskiego występujących w ekstraklasie oraz I lidze. Wspólnie oceniliśmy, że w całym województwie sytuacja, jeśli chodzi o sponsorów jest wręcz dramatyczna. Są reklamodawcy, ale to nie są pieniądze, które by mogły powalić na łopatki. Sytuacja finansowa jest stabilna. Nie grozi nam jakaś zapaść. Pracujemy na ściśle określonym budżecie i staramy się trzymać w pewnych ryzach. Są nieprzewidziane rzeczy, które nam powiększają koszty. Na pewno trzeba wziąć pod uwagę, że Spójnia to nie tylko pierwszy zespół, ale i osiem grup młodzieżowych, które również trzeba finansować. Nie jest łatwo, ale jest stabilnie.