Karol Wasiek: Po rocznej przerwie, znów powracasz do Polski. Jednakże nie będziesz już reprezentował barw Asseco Prokomu, ale Trefla Sopot. Co skłoniło ciebie, że podjąłeś decyzję o powrocie?
Filip Dylewicz: Przede wszystkim ten rok spędzony we Włoszech był dla mnie nowym przeżyciem. Zdecydowałem się wreszcie na wyjazd, zobaczyłem jak to jest za granicą. W przyszłości na pewno nie będę sobie wypominał, ze nie wykorzystałem szansy, która się nadarzyła. Pograłem tam rok, ale stwierdziłem, że nie ma to jak dom i gra w Sopocie. To był główny argument, że wróciłem do Trefla. Tutaj zaczynałem swoją karierę i bardzo chciałbym ją tutaj zakończyć.
Wiem, że wyrażałeś chęć pozostania we włoskiej lidze. Czy oprócz propozycji z Trefla były jakieś inne oferty?
- Szczerze mówiąc nie pojawiło się nic ciekawego na tyle, żebym miał zostać we Włoszech. Nie chciałem też na siłę szukać klubu we włoskiej lidze, który byłby w dole tabeli. Zobaczyłem jak to jest, rozłąka z rodziną i przyjaciółmi jest dosyć ciężka. Gdybym był młodszy to pewnie zostałbym we Włoszech. Mam już jednak swoje lata i myślę, że powrót do Sopotu był najlepszym rozwiązaniem.
Jak wyglądają treningi we Włoszech i gdzie dostrzegasz największe różnice do tego, co dzieje się w Polsce?
- Treningi są bardzo podobne, ponieważ ta baza pod względem koszykówki jest wszędzie taka sama. Nie ma tam jakiś ciekawostek, czy specjalnych systemów treningowych. Sam poziom ligi jest nieco inny. Jest tam wiele bardzo mocnych zespołów, które kiedyś decydowały o tym, że liga włoska była najsilniejsza w Europie. Później, aż do dzisiaj prym wiedzie jednak hiszpańska liga. Praktycznie poza Montepaschi, wszystkie inne zespoły mogą ze sobą wygrać. Nie ma takiej sytuacji, że drużyna z dołu tabeli jedzie do wicelidera i jest od razu skazywana na pożarcie. To jest właśnie znacząca różnica do tego, co się dzieje w Polsce.
Wciąż nie wiadomo, w której hali będziecie występować w nowym sezonie. Problemy z Ergo Areną trwają już od dłuższego czasu. Istnieje taka możliwość, że tylko te najważniejsze mecze będziecie rozgrywać w tej supernowoczesnej hali. Czy dla was zawodników jest to problem, że w trakcie sezonu nie macie jednego obiektu, w którym możecie zarówno trenować oraz grać?
- Na pewno jest to problem, ponieważ jeśli się trenuje i gra na jednym obiekcie to człowiek się przyzwyczaja się i czuje się, jak gospodarz. Pod względem sportowym myślę, że ma to jakiś minimalny wpływ na postawę zespołu. Mam nadzieję, że ta sprawa zostanie wyjaśniona. Ja osobiście uwielbiam tą halę w Sopocie i dla mnie nie ma znaczenia, gdzie będziemy grać. Chociaż wolałbym grać tutaj w Sopocie.
Z nowymi kolegami w Sopocie jesteś już jakiś czas. Jak oceniasz potencjał drużyny?
- Potencjał indywidualny zawodników jest bardzo duży. Jest to nowy zespół, z poprzedniego składu zostało tylko trzech zawodników. W tamtym sezonie byli bardzo blisko zdobycia medalu. Natomiast teraz rzeczywiście jest inny skład, ale również wartościowy. Jeżeli stworzymy kolektyw to spokojnie możemy powtórzyć sukces z poprzedniego roku, a może nawet zdobyć coś więcej.
Działacze klubu stawiają przed wami odważne cele. Macie co najmniej zagrać w półfinale Polskiej Ligi oraz awansować do grupowej fazy w Eurochallenge. Zapytam wprost - jesteście w stanie to osiągnąć?
- Jesteśmy w stanie to osiągnąć! Jeżeli chodzi o polską ligę to mogę powiedzieć, że jestem w miarę spokojny o nasz wynik. Oczywiście nigdy nie wiadomo do końca, jak to wszystko się ułoży. Teraz w okresie przygotowawczym nasza gra jeszcze faluje, ponieważ raz wygrywamy 30 punktami, a na drugi dzień przegrywamy kilkoma punktami. Najważniejsze jest jednak, aby teraz wygrać z Belgami. Myślę, że jesteśmy w stanie awansować do grupowej fazy. Nie oglądaliśmy jeszcze żadnego spotkania Dexii, ale wiem, że gra tam kilku ciekawych Amerykanów i nie będzie to łatwa przeprawa.
Od nowego sezonu będziesz kapitanem Trefla Sopot. Jednak dla ciebie to nie nowość, bo w kadrze trenera Griszczuka pełniłeś podobną funkcję. Jak czujesz się w roli kapitana?
- Przede wszystkim czuję się bardzo wyróżniony. Dołączyłem zdecydowanie później do zespołu niż większość zawodników, a mimo to koledzy zaufali mojej osobie i mnie wybrali na kapitana. Bardzo im za to dziękuję. Mam nadzieję, że wywiąże się z tej funkcji jak najlepiej. Dzięki temu będę mógł pomagać jeszcze zespołowi od wewnątrz, przeprowadzać rozmowy z kolegami w razie jakich problemów.
Pod koszem będziesz współpracował z Draganem Ceraniciem. Jak oceniasz tego zawodnika?
- Dragan jest bardzo doświadczonym zawodnikiem. Widać, że ma jeszcze braki treningowe, ale widać, że z meczu na mecz jest coraz lepiej. Musimy nauczyć się go wykorzystywać. Na pewno potrzeba nam trochę czasu, żebyśmy się rozumieli na boisku. Dragan może wnieść dużo do zespołu, bardzo na niego liczę. Jest on jedynym centrem w naszej drużynie.
Przejdźmy na chwilę do reprezentacji Polski. Jak układały się twoje stosunki z trenerem Griszczukiem?
- Z trenerem Griszczukiem miałem bardzo dobry kontakt. Jedyna rzecz, która mniej mi się podobała to mała ilość minut na parkiecie. Ale to była decyzja szkoleniowca. Ja jako zawodnik muszę ją zaakceptować. Wiadomo, że po dwóch miesiącach pracy, człowiek spodziewa się nieco więcej zaufania ze strony trenera. Wydawało mi się, że na treningach prezentowałem całkiem niezłą formę. Trener jednak uznał, że Maciej Lampe powinien grać więcej. Myślę, że ta rotacja zawodników powinna być nieco szersza. Nie mam żadnych pretensji do trenera Griszczuka.
Pytam nieprzypadkowo, ponieważ po nieudanych eliminacjach Marcin Gortat stwierdził, że reprezentacja Polski potrzebuje trenera z charyzmą. Jakbyś odniósł się do tych słów?
- Nie będę komentował jego wypowiedzi. Marcin co roku ma jakieś ciekawe wywiady do prasy. Ja znam go także z zespołu. Potrzeba nam trenera, który zaufa wszystkim zawodnikom, a nie tylko pierwszej piątce. To że ktoś gra w polskiej lidze nie przekreśla ich umiejętności. Nie wiem, czym jest to spowodowane, że gracze z zagranicy grają znacznie więcej.
Eliminacje do mistrzostw Europy totalnie wam nie wyszły. Jak zareagowałeś, więc na decyzję włodarzy europejskiej federacji, którzy poszerzyli liczbę uczestników w turnieju na Litwie?
- Dla nas jest to bardzo dobra wiadomość. Dostaliśmy się do tego turnieju "bocznym wejściem". Cieszy jednak to, że mamy szansę występu w tym turnieju. Gdyby nie europejska federacja to za rok gralibyśmy eliminacje, w których raczej większych szans byśmy nie mieli. Po raz kolejny, reprezentacja Polski zeszłaby na boczny tor i byśmy mogli o niej zapomnieć. A tak mamy szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności.
Jakie indywidualne cele stawiasz sobie przed nowym sezonem?
- W koszykówce nie można stawiać sobie indywidualnych celów. Najważniejsze jest dobro zespołu i dla mnie zawsze tak było i będzie. Ja sobie życzę, żeby ten zespół walczył o najważniejsze trofea. W tym roku liga jest bardzo wyrównana i mamy szansę z każdym wygrać. Wszystko jest w naszych rękach.
Gdyby kiedykolwiek pojawiła się oferta z Asseco Prokomu, to co byś zrobił?
- Taka oferta nigdy się nie pojawi.. (śmiech).