Jeremy Sochan opuścił blisko miesiąc przez kontuzję kciuka, ale wraca na właściwe tory. Jedyny Polak w NBA ma za sobą drugi mecz po powrocie.
21-latek został rzucony na głęboką wodę, bo w obliczu braku kontuzjowanego Victora Wembanyamy musiał grać pod koszem.
Spisał się bardzo solidnie. Sochan w czwartek przeciwko Chicago Bulls spędził na parkiecie blisko aż 36 minut, najwięcej w zespole z Teksasu. Skompletował w tym czasie pokaźne double-double - 16 punktów, 14 zbiórek, dwie asysty, przechwyt, stratę i faul, wykorzystując 7 na 14 oddanych rzutów z gry i dwa na dwa wolne.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
- Niestety nie mieliśmy dzisiaj centra, ale ja jestem gotowy na wszystko. Kontroluję to, co mogę kontrolować i jestem gotowy na podobne wyzwania - przyznał po meczu w rozmowie z mediami Sochan, odnosząc się do kwestii wyjścia na parkiet w nowej roli. - Zdarzają się jeszcze trudniejsze momenty, ale grałem 35 minut i czuję się dobrze - dodawał.
Dziennikarze z San Antonio zastanawiali się czy duża liczba zdobywanych punktów przez Sochana wynika z jego innego podejścia do gry. - Nie skupiam się na tym, aby oddawać dużo rzutów. To nie jest mój cel. To jest efekt naszej gry jako zespołu. Staram się angażować pod oboma koszami, a jako drużyna skupiamy się na tym, aby szukać przewag. Ja staram się być sobą, grać szybko, być aktywnym - przyznał 21-letni zawodnik Spurs.
Osłabieni Teksańczycy w czwartek musieli uznać wyższość Bulls. Goście z Chicago wygrali 139:124.