10 lutego w niemieckim Oberhausen doszło do tragicznych zdarzeń. Dwaj młodzi koszykarze, Wołodymyr Jermakow i Artem Kozaczenko, zostali zaatakowani na dworcu miejskim przez grupkę mężczyzn, która rzuciła się na nich z nożami.
Obaj poszkodowani zostali natychmiastowo przewiezieni do szpitala. Życia Jermakowa nie udało się uratować - lekarze stwierdzili zgon (więcej o tym pisaliśmy TUTAJ). W kontekście Kozaczenki doniesienia były zdecydowanie bardziej optymistyczne. Pojawiały się nawet informacje, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Kilkanaście dni później napłynęły jednak tragiczne wieści. Doniesienia o powrocie Artema Kozaczenki do zdrowia okazały się zbyt pochopne. 18-letni koszykarz zmarł w szpitalu. Informacje te przekazał klub, w którym grał, ART Giants.
"Artem cieszył się ogromną popularnością wśród kolegów z drużyny, trenerów i przyjaciół. Każdy ma do powiedzenia o nim tylko pozytywne słowa. Oprócz wielkiego talentu i zdyscyplinowanego poświęcenia się koszykówce, Artem był radosny, z poczuciem humoru i otwartym człowiekiem" - czytamy w oświadczeniu klubu.
Jak poinformował portal sport.24tv.ua, wcześniej policja aresztowała już trzech nastolatków podejrzanych o atak na koszykarzy. Głównym sprawcą jest 15-letni Niemiec tureckiego pochodzenia, który na co dzień mieszka w Gelsenkirchen.
Zobacz także:
Nie żyje Robert Reid. Miał kosmiczne liczby