- Było pewne, że tutaj do ostatnich sekund będzie walka i ten wynik nie będzie pewny dla żadnej ze stron - przyznał po finale prekwalifikacji do igrzysk olimpijskich Michał Sokołowski.
Finał w PreZero Arenie Gliwice był znakomity, emocje sięgały zenitu, a "Sokół" był jednym z najlepszych jego aktorów. Całe prekwalifikacje potwierdziły, jak ważnym graczem jest dla naszej kadry.
W prekwalifikacjach notował średnio 16,8 punktu, 5 zbiórek, 3,8 asyst i 1,2 przechwytu, a reprezentacja Polski zaliczyła komplet pięciu zwycięstw.
Podczas ich trwania Polacy dwukrotnie ograli Bośniaków. W grupie 85:76. Finał był zdecydowanie bardziej wyrównany. Dodajmy, że żadna z drużyn nie miała większej przewagi, niż sześć punktów, 25 razy zmieniało się prowadzenie, a 12 razy na tablicy wyników był remis.
- Rywale zagrali to samo (co w grupie - przyp. red.), tylko trafili więcej trójek. To ich trzymało w meczu. Wiedzieliśmy że niektórzy zawodnicy mają problemy z tym rzutem, ale w tym spotkaniu trafiali - skomentował Sokołowski.
Trójki to jedno, walka fizyczna to drugie. - Oni są ekstremalnie fizycznym zespołem. Wiedzieliśmy, że podejdą do tego spotkania dużo bardziej skoncentrowani i z wolą rewanżu za pierwszy mecz. I tak było, ale my dobrze na to odpowiedzieliśmy - zaznaczył.
Liderzy naszej kadry, jak Sokołowski, Mateusz Ponitka czy Aleksander Balcerowski mają już w swoim CV wiele meczów o duża stawkę. To procentuje. - Myślę, że to daje bardzo dużo. Im więcej zagrasz meczów z dobrymi zespołami, na najwyższym poziomie to później owocuje - przyznał Sokołowski.
Igor Milicić, trener naszej kadry, rzucił przed kamerami TVP Sport, że jego podopieczni mają "jaja jak arbuzy i serce jak księżyc". I trzeba jasno powiedzieć: Polacy nie spękali. Postawili się, walczyli do upadłego i osiągnęli swój cel.
Skrzydeł dodała ponad 5-tysięczna publiczność. - Na pewno ponieśli nas. To zawsze bardzo przyjemne, jak kibice dopingują, więc super, że było ich tak dużo. Super też, że ten turniej udało się zorganizować w Polsce, może przyszły też się uda? - zastanawiał się Sokołowski.
Prezes PZKosz Radosław Piesiewicz, który był pewny wygrania prekwalifikacji, już zapowiedział, że będą czynione starania, żeby główne kwalifikacje do igrzysk w Paryżu odbyły się w lipcu 2024 roku w naszym kraju.
Prekwalifikacje to dopiero pierwszy etap
Dodać należy, że wygrana w prekwalifikacjach to dopiero początek drogi do Paryża. W głównych eliminacjach zagrają 24 ekipy, podzielone na cztery grupy, a do stolicy Francji polecą tylko ich zwycięzcy.
- Droga na igrzyska jest bardzo ciężka. Tam zagra tylko 12 zespołów, z czego tylko cztery z tych turniejów eliminacyjnych. Ogrom dobrych drużyn, które trzeba pokonać, ale na igrzyska olimpijskie nie jadą słabe drużyny - mówił Sokołowski.
Czy Polacy znajdą się w tej szczęśliwej dwunastce? Biało-Czerwoni - zdaniem prezesa Piesiewicza - są aktualnie faworytem do wygrywania w każdym meczu. - Ja nie myślę czy jesteśmy faworytem, czy underdogiem. Czy rywalem jest słabszy zespół czy mocniejszy. Ja wychodzę i każdego chce pokonać. Myślę, że ta drużyna tak już ma. Wychodzimy i z każdym się bijemy - zakończył Sokołowski.
Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
To poszło "na żywo" w TVP! Ten wywiad przejdzie do historii
[url=/koszykowka/1077059/kazdy-wskoczy-w-ogien-za-kazdego-eksperci-o-triumfie-polakow]"Każdy wskoczy w ogień za każdego". Eksperci o triumfie Polaków
[/url]ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #6. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"[url=/koszykowka/1077059/kazdy-wskoczy-w-ogien-za-kazdego-eksperci-o-triumfie-polakow]
[/url]