Amerykanin William Garrett wraca do polskiej ligi. Podpisał miesięczną umowę z Suzuki Arką Gdynia, która szukała zastępstwa za kontuzjowanego Jamesa Florence'a. Arka skusiła go pieniędzmi, ale też krótkim kontraktem, który - w tym momencie - jest świetną opcją dla obu stron.
Nie ma co ukrywać, że to duży transfer: 29-letni koszykarz był gwiazdą rozgrywek PLK w minionym sezonie. Brylował w barwach Czarnych Słupsk, rewelacyjnym beniaminku, który zaszedł aż do fazy medalowej. Trener Mantas Cesnauskis powierzył mu rolę lidera, w której doskonale się odnalazł. W play-off wzniósł swoją grę na jeszcze wyższy poziom, stając się jednym z najlepszych zawodników w całej Energa Basket Lidze.
Nam mówi, w jaki sposób pożegnali się z nim Niemcy, którzy nie chcieli - przed sezonem 2022/2023 - kontynuować z nim współpracy. To było szorstkie pożegnanie, którego sam zawodnik do końca nie rozumie.
- Nie spodziewałem się, że klub postąpi w taki sposób. Czułem, że nikt mi nie chce dać prawdziwej szansy na to, bym pokazał swoje umiejętności. To było dziwne, nigdy się z czymś takim nie spotkałem, ale tak wygląda życie koszykarza. Nie pierwszy i nie ostatni raz takie sytuacje mają miejsce. Nie mam do nikogo pretensji, o nic nikogo nie oskarżam, życie toczy się dalej. Cieszę się, że jestem w Gdyni i mogę cieszyć się koszykówką - mówi nam Billy Garrett.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego zdecydował się pan podpisać miesięczny kontrakt z Suzuki Arką Gdynia?
William Garrett, nowy koszykarz Suzuki Arki Gdynia, była gwiazda Czarnych Słupsk: Jak pewnie wszyscy wiedzą, przed tym sezonem byłem w Niemczech, ale tam pewne sprawy poszły kompletnie nie po mojej myśli i finalnie rozwiązaliśmy kontrakt. Nie chciałem dłużej siedzieć w domu, więc w ostatnim czasie mocno zacząłem rozglądać się za nowym pracodawcą. Arka była bardzo konkretna w rozmowach. Przedstawiła mi propozycję miesięcznego kontraktu i pomyślałem sobie: "dlaczego nie?". Oferta była kusząca, dlatego postanowiłem ją zaakceptować. Teraz moim celem jest udowodnienie, że klub postawił na właściwego zawodnika. Chcę pomóc drużynie w osiąganiu jak najlepszych wyników w tym sezonie.
ZOBACZ WIDEO: Fenomenalny gol Podolskiego, ostatnia prosta do mundialu, wielka seria Lewego przerwana - Z Pierwszej Piłki #25
Czy po miesiącu pana już w gdyńskiej drużynie nie będzie?
Nie przywiązujmy wagi do tego, że podpisałem taki kontrakt. Takie były ustalenia między stronami. Gdy ten okres się zakończy, to na pewno - w przypadku satysfakcji obu stron - usiądziemy do stołu i będziemy rozmawiać. Dla mnie - w tym momencie - najważniejsze jest to, że mogę znów grać i cieszyć się koszykówką. Chcę pomagać drużynie na wiele sposobów.
Do Gdyni przyjeżdża pan jako zastępstwo za kontuzjowanego Jamesa Florence'a. Odczuwa pan presję z tego powodu?
Presję na pewno nie, ale dużą odpowiedzialność już tak. Wiem, kim jest dla tej drużyny James Florence, postaram się go godnie zastąpić i dać zespołowi jak najwięcej. Jestem podekscytowany możliwością ponownej gry w koszykówkę. To moja wielka pasja.
Dlaczego pana przygoda z niemieckim MHP Riesen Ludwigsburg trwała tak krótko?
To była szalona sytuacja, której chyba sam do końca nie jestem w stanie zrozumieć. Byłem tam przez kilka tygodni. Trener, który mnie zakontraktował, najpierw mnie chciał, a później nalegał na to, by rozwiązać ze mną kontrakt. Tak naprawdę nie dał mi szansy na pokazanie umiejętności, a gdy już wiedział, że mnie nie chce, to klub zaczął forsować różne pomysły na rozwiązanie umowy. Szczerze? Nie spodobało mi się takie podejście, nie chciałem się na to zgodzić, zwłaszcza, że mój kontrakt był gwarantowany. Z drugiej strony, nie mogłem sobie pozwolić na to, by nic nie robić, bo właśnie zaczynał się sezon. Postawili mnie w trudnej sytuacji, ale trzeba było konkretnych ruchów, które finalnie zaowocowały rozwiązaniem umowy za porozumieniem stron.
Był pan zaskoczony takim obrotem spraw?
Bardzo. Nie spodziewałem się, że klub postąpi w taki sposób. Czułem, że nikt mi nie chce dać prawdziwej szansy na to, bym pokazał swoje umiejętności. To było dziwne, nigdy się z czymś takim nie spotkałem, ale tak wygląda życie koszykarza. Nie pierwszy i nie ostatni raz takie sytuacje mają miejsce. Nie mam do nikogo pretensji, o nic nikogo nie oskarżam, życie toczy się dalej. Cieszę się, że jestem w Gdyni i mogę cieszyć się koszykówką.
W ostatnim czasie pojawiła się plotka na temat pana przenosin do rosyjskiego klubu: Avtodor Saratow. Czy faktycznie coś było na rzeczy?
Być może pojawiła się taka propozycja, ale agent mi o niej za dużo nie mówił. Nie rozważaliśmy jej w ostatnim czasie.
Ile miał pan tych ofert na stole w ostatnich dniach? Wiem, że dzwoniły do pana także inne polskie kluby!
To prawda! Było kilka telefonów, były prowadzone rozmowy, ale często brakowało konkretów. Kluby też szły w innych kierunkach, pozyskując zawodników, co też jest dla mnie zrozumiałe, bo każdy szuka najlepszej dla siebie okazji. Nie ma w tym nic dziwnego. Arka była bardzo konkretna. Ja nie chciałem już dłużej czekać i siedzieć w domu, więc szybko dogadaliśmy warunki kontraktu.
Czy to prawda, że - po ostatnim sezonie w Słupsku - nie za bardzo chciał pan wracać do Polski? Krążyły takie opinie, że bardzo zależało panu na grze w mocniejszej lidze.
Gdyby tak było, to bym nie podpisał umowy w Polsce. Nie było takich myśli: "na pewno tam nie wrócę". Doceniam tę ligę, doceniam poziom, gra tutaj wielu utalentowanych zawodników. Jestem wdzięczny za to, co się stało w minionym sezonie. Polska wiele mi dała i to pod względem koszykarskim i życiowym.
Dostał pan sporo wiadomości od kibiców Czarnych Słupsk w ostatnim czasie?
Nie wiem!
Jak to?
Kompletnie odciąłem się od mediów społecznościowych, nie wchodzę tam, nie interesuje się tym, co dzieje się w sieci. To mnie nieco wybijało z rytmu, staram się skupić na koszykówce w 100 procentach. Domyślam się, że tych wiadomości było mnóstwo, bo żyłem z kibicami ze Słupska w świetnych relacjach. Oni kochają koszykówkę, to była świetna przygoda. Długo będę ją rozpamiętywał. Zakończyliśmy sezon zasadniczy na 1. miejscu, mimo że byliśmy beniaminkiem! Nikt w nas nie wierzył, przecież wszyscy mówili, że możemy spaść z ligi. To był piękny sen.
Dostał pan propozycję z Czarnych Słupsk na ten sezon?
Prowadziliśmy luźne rozmowy. Mam świetne relacje z trenerem Cesnauskisem i prezesem Jankowskim. Gdy podpisałem umowę w Niemczech, to obaj mi serdecznie pogratulowali. To było bardzo fajne uczucie. Dziękuję im za to.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Wyrasta na gwiazdę ligi. Wszyscy pytają o przyszłość
Paweł Kikowski: Trener nie chciał mnie w zespole
Takiego lidera chcieli. To była droga transakcja
Nemanja Djurisić: Kulig przykładem, Stal? Walczy o złoto!