Już przed rozpoczęciem EuroBasketu rósł balon z nadziejami. Marcin Gortat zapowiadał walkę o najwyższe cele. Światełko w tunelu pojawiło się po spotkaniu z Hiszpanią, które to biało-czerwoni minimalnie przegrali. Wydawało się, że to zwiastun świetnej gry na mistrzostwach Europy. Ponadto podopiecznym Muliego Katzurina miała pomóc gra przed własną publicznością.
Wszyscy wyczekiwali pierwszego spotkania Polaków we Wrocławiu. A kiedy nadeszło - biało-czerwoni nie zawiedli. Gracze izraelskiego szkoleniowca z wielką łatwością ograli swojego przeciwnika, którym byli zawodnicy z Bułgarii. Szybkie, zabójcze kontry, świetna skuteczność rzutów z dystansu oraz dominacja Gortata - to wszystko można było podziwiać w pierwszym meczu biało-czerwonych na EuroBaskecie. Pini Gershon nie dysponował tak dobrymi koszykarzami, a w dodatku nie mógł skorzystać z usług Ibrahima Jaabera, który zrezygnował z udziału na mistrzostwach z powodów religijnych. Wielkie umiejętności strzeleckie pokazał Michał Ignerski, zaś momentami po profesorsku grał Maciej Lampe.
O ile triumf nad Bułgarami był zwykłą koniecznością, o tyle wygrana nad Litwą zostałaby odebrana jako niespodzianka. Ramunas Butautas co prawda przywiózł ze sobą drużynę, w okrojonym składzie, ale wszyscy mieli w pamięci triumf jego ekipy nad Hiszpanami, kilka dni przed rozpoczęciem walki o prym na Starym Kontynencie. To było wielkie widowisko, z które sensacyjnie górą wyszli gospodarze. Nasi podkoszowi pokazali jednak, że stać ich na kapitalną grę. Zarówno środkowy Orlando Magic, jak i nowy nabytek Maccabi Tel Awiw, zapisali na swoje konto double-double. Lampe w dodatku był najskuteczniejszym koszykarzem na parkiecie, a prócz wspomnianego tandemu wyróżnili się również David Logan oraz Ignerski. - Myślę, że nikt nie będzie na to patrzył, że Litwini przyjechali w okrojonym składzie. Wynik idzie w świat. Wygraliśmy z Litwinami więc z tego powinniśmy się cieszyć, ale myślę, że trzeba wyciągnąć wnioski z tych przegranych spotkań - powiedział Marcin Stefański.
Dwa zwycięstwa dawały wielkie nadzieje. W ostatnim spotkaniu pierwszej rundy, Polacy zmierzyli się jednak z Turcją, która również zachowywała miano niepokonanego teamu. Ekipa Bogdana Tanjevicia bezwzględnie wykorzystywała wszystkie błędy naszych kadrowiczów. Rewelacyjnie spisywał się Omer Asik, który pod naszym koszem robił co tylko chciał. Wspierał go Ersan Ilyasova. W drużynie biało-czerwonych praktycznie nie funkcjonował obwód. Logan i Ignerski, którzy wcześniej grali bardzo dobrze, tym razem zawiedli. Wąska rotacja, którą stosował Katzurin, sprawiła, że gracze byli już wykończeni trzecim meczem z rzędu. Ostatecznie jednak awans do drugiej fazy rozgrywek, z niezłym wynikiem (1-1) wciąż dawał nadzieję na ćwierćfinał. - Pierwsze dwa mecze z rzędu, gdzie graliśmy okrojonym składem, w trzecim spotkaniu niektórzy zawodnicy byli już bardzo zmęczeni. Na pewno jest ciężko grać trzy mecze z rzędu - przyznaje koszykarz Trefla Sopot.
O drugiej fazie zapomnieć chcieliby chyba wszyscy. Przegrane ze Słowenią, Hiszpanią oraz Serbią wstydu z całą pewnością nam nie robią. Wszak podopieczni Sergio Scariolo wygrali cały turniej, koszykarze Dusana Ivkovicia odebrali srebrne medale, zaś gracze Jure Zdovca uplasowali się na 4. miejscu. Jednak styl tych porażek z całą pewnością nie był najlepszy. Biało-czerwoni praktycznie w każdym z tych spotkań znacząco odstawali od swojego rywala. Nie było już szybkich kontr, skutecznej gry w ataku, świetnego Lampego. Była mizeria, którą wszyscy musieli się delektować. - Należy się cieszyć, że mistrzostwa były w Polsce i mogliśmy się pokazać. Cieszy na pewno to, że wyszliśmy z grupy, że pokonaliśmy Litwę czy Bułgarię. Na pewno oczekiwania kibiców, jak i samych zawodników pewnie były większe, żeby dostać się po prostu do tego ćwierćfinału. Ale wyszło jak wyszło. Szkoda, że skończyło się na tych dwóch pierwszych zwycięstwach i nie było ich więcej, ale widocznie byliśmy słabszą drużyną - komentuje były gracz PGE Turowa Zgorzelec. Czy było nas stać na awans do ćwierćfinału? - Myślę, że jakieś tam szanse zawsze były. Nie wiem czym to było spowodowane - może po prostu w pierwszych meczach graliśmy zbyt wąskim składem. Z meczu na mecz fizycznie wyglądaliśmy słabiej, i nie graliśmy jak w pierwszych dwóch meczach szybkiego ataku - odpowiada Stefański.
Nie da się jednak ukryć, że po świetnym starcie, dwóch zwycięstwach, wydawało się, że zespół jest na dobrej fali by odnosić kolejne wygrane. Turcy byli rozpędzeni, i w świetnej dyspozycji. Słoweńcy mieli w swoim składzie graczy wysokiej klasy. Serbowie mieli natomiast walecznych, utalentowanych zawodników. Natomiast Hiszpania po pierwszych wpadkach na mistrzostwach Europy w końcu się przebudziła, i w starciu z Polską pokazali już kwintesencję swojego basketu. Nie było więc mowy o pokonaniu tych czterech ekip, które możliwościami zdecydowanie nas przerastały. Porażki to jednak nie tylko wina lepszych rywali. Styl gry, którzy zaprezentowali nasi reprezentanci również pozostawiał wiele do życzenia. Coraz bardziej dziurawa obrona, która wyglądała niczym ser szwajcarski. Biało-czerwoni tracili średnio 80,5 punktu, co jest drugim najsłabszym wynikiem na tym czempionacie. Brakowało także skuteczności, i pomysłu na rozgrywanie ofensywnych akcji. Zawodzili niemalże wszyscy - Lampe, Ignerski, Logan, Gortat - wszyscy z nich mieli swoje słabsze spotkania, a to niewątpliwie przełożyło się na końcowe wyniki tych pojedynków.
Na największą pochwałę zasłużył jednak Gortat. Ambitny, waleczny podkoszowiec był mentalnym liderem tego zespołu. Ponadto, choć miał swoje wpadki zarówno na parkiecie jak i poza nim, został najlepszym zbierającym EuroBasketu ze średnią 10,8 zbiórek na mecz. Najskuteczniejszy był natomiast naturalizowany Amerykanin, Logan, który średnio zdobywał 15,5 punktu. Koszykarz Asseco Prokomu Gdynia znacznie słabiej spisywał się w obronie. - Uważam Davida za dobrego zawodnika, i pokazał to też na tych mistrzostwach. Potrafi dużo w ataku, w obronie również się starał. Każdy zawodnik ma wady. Nie mamy natomiast takiego gracza, który jest kompletny, który byłby w stanie rzucić 20 punktów, i być świetnym w obronie. Poza tym ciężko jest grając blisko 40 minut, być dobry w obronie, i skuteczny w ataku - uważa były reprezentant Polski.
W pamięci wszystkich pozostanie końcowy rezultat, a ten jest lepszy niż na poprzednich mistrzostwach Europy, które odbywały się w Hiszpanii. Tam ekipa prowadzona przez Andreja Urlepa przegrała wszystkie mecze w pierwszej rundzie. Tym razem było nieco lepiej. Biało-czerwoni zostali sklasyfikowani ex-aequo na 9. miejscu z Macedonią. Warto jednak wziąć pod uwagę, że poprzedni szkoleniowiec nie miał do dyspozycji takich graczy jak Lampe, Gortat, czy Logan, a to niewątpliwie spore wzmocnienie obecnej drużyny. - Uważam, że ogólnie powinniśmy odebrać te mistrzostwa za sukces. Po pierwsze, że odbyły się one w Polsce, i można było obejrzeć koszykówkę w telewizji. Muli Katzurin zbudował całkiem inny zespół. Trudno jest na pierwszej wielkim turnieju od razu go wygrać, czy awansować do półfinału. Także wynik należy odbierać za sukces. Teraz być może dojdą nowi, inni zawodnicy, ale trzon nadal będzie funkcjonował i z roku na rok może być coraz lepiej. Także należy patrzeć pozytywnie, i wierzyć, że Polska nie raz jeszcze zaskoczy i będzie grała jeszcze lepiej - kończy Stefański.