Bez drogi "na skróty" i grania "na kredyt". Tak Legia odbudowała potęgę [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Jarosław Jankowski
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Jarosław Jankowski

- Nawet zdobycie mistrzostwa nie zmieniłoby naszego podejścia. To kolejny etap. Następnym jest budowa klubu, który będzie grał regularnie w europejskich rozgrywkach - mówi Jarosław Jankowski, który od 11 lat stoi za projektem "odrodzenia potęgi".

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Co pan czuł, gdy podniósł puchar za wicemistrzostwo Polski?
[/b]
Jarosław Jankowski, przewodniczący rady nadzorczej sekcji koszykarskiej Legii Warszawa: Wiadomo że nikt nie lubi przegrywać, ale dość szybko na naszych twarzach pojawiło się duże zadowolenie i zrozumienie, że osiągnęliśmy olbrzymi sukces. Nie ma co ukrywać, że do tego ostatniego spotkania przystępowaliśmy mocno poobijani. Wypadł nam w ostatniej chwili Jure Skifić. Wiedzieliśmy, że będzie nam ciężko wygrać ten mecz, ale oczywiście nie położyliśmy się, walczyliśmy do samego końca. Drugie miejsce to wielki sukces, zapisaliśmy nową kartę w historii Legii.

Do tego dochodzi też ważne poczucie, że przywróciliśmy modę na koszykówkę w Warszawie, czujemy to na każdym kroku, nie tylko w ostatnich tygodniach, ale i miesiącach.

Pan z koszykarską Legią jest związany już od 11 lat. Można powiedzieć, że na dobre i na złe.

Tak, to prawda. Były dobre i złe momenty. Moje pierwsze zaangażowanie w klub - jeszcze w roli sponsora - było na poziomie III ligi. Doskonale pamiętam tamte czasy i wiem, jaką drogę przeszliśmy, by być w miejscu, w którym się właśnie znaleźliśmy. I to wcale nie była droga usłana różami, czasami były bardzo trudne chwile, ale zawsze dążyliśmy do tego, by dojść na szczyt polskiej ligi. Dwa ostatnie sezony są takim ukoronowaniem naszej drogi. Było 4. miejsce i przegrany w ostatniej sekundzie brązowy medal, teraz jest finał i wicemistrzostwo Polski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nadal zachwycił kibiców. To trzeba zobaczyć!

Jak wyglądał ten pierwszy kontakt z koszykarską Legią?

Pamiętam, że przyszedł do mnie Marcin Bodziachowski, który do dzisiaj jest w klubie. Był jedną z osób, która odbierała medal we Wrocławiu. Na spotkaniu był też Paweł Podobas, a samo spotkanie umawiał nasz wspólny znajomy Tomasz Andryszczyk, który był wielkim fanem kosza i szukał pomocy dla pasjonatów tej dyscypliny. Pierwsza rozmowa była bardzo krótka. Trwała minutę lub dwie. Powiedziałem: "ok, wchodzimy w to". Ale... - mówiąc pół żartem, pół serio - sam nie wiedziałem, w co się pakuję. Chciałem pomóc chłopakom, bo widziałem w nich pasję i zaangażowanie, a w dodatku dotyczyło to mojej ukochanej Legii. Życie napisało taki scenariusz, że ten projekt stał się częścią i sensem mojego życia w ostatnich latach.

Dużo było momentów zwątpienia?

Nie ukrywam, że jestem takim człowiekiem, którego porażki motywują do jeszcze większego działania i zaangażowania. W złych momentach była złość sportowa i próba rehabilitacji. Zresztą nie lubię uciekać w trudnych momentach.

Jak pan patrzy na ten projekt z perspektywy tych jedenastu lat?

Na pewno nie żałuję, że się w niego zaangażowałem, mimo tych trudnych momentów, o których wspominałem. Odbiór srebrnego medalu na zawsze zostanie w mojej pamięci, to był piękny moment, to było takie zwieńczenie tej 11-letniej drogi, którą rozpoczęliśmy jeszcze w III lidze. Cieszę się, że udało nam się odbudować potęgę koszykarskiej Legii. I nie była to "droga na skróty".

Co ma pan na myśli? Brak "dzikich kart?"

Dokładnie. Zawsze robiliśmy awanse drogą sportową. Nigdy nie kupowaliśmy "dzikich kart". dlatego być może nasza droga na szczyt trwała aż 11 lat. Ale nigdy nie było takich zamiarów, by zmienić podejście w tej sprawie. Nawet jak przegrywaliśmy finał I ligi w Krośnie, to podjęliśmy kolejną próbę awansu do ekstraklasy. Rok później - już w Gliwicach - udało się to osiągnąć.

Jaką funkcję w Legii Warszawa pełni Jarosław Jankowski? Pytam pod względem właścicielskim.

Jarosław Jankowski jest jednym z trzech współwłaścicieli klubu. Głównym akcjonariuszem jest piłkarska Legia, która ma 49 procent akcji. Zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie ze strony klubu, szczególnie, że Darek Mioduski jest także prywatnie fanem koszykówki. Ja mam nieco ponad 40 procent, pozostała część należy do stowarzyszenia "Zieloni Kanonierzy", które 12 lat temu reaktywowało do życia koszykarską Legię. Na co dzień też jestem zaangażowany w zarządzanie klubem, ale moja odpowiedzialność za ten projekt jest w tym momencie nie tylko operacyjna, ale także właścicielska.

Finansowa też?

Dzisiaj już nie, bo sytuacja w klubie jest na tyle dobra, że wszystko się bilansuje. Ale przez wiele lat była to także odpowiedzialność finansowa. I to było duże obciążenie. Dzisiaj śpię już nieco spokojnej, bo nasza sytuacja finansowa jest dobra i stabilna. Nie mam o co się martwić. My - jako klub koszykarski jesteśmy profesjonalnie zarządzaną spółką akcyjną. Nie żyjemy i nigdy nie będziemy żyć "na kredyt". Wydajemy tyle, ile mamy.

Jest wicemistrzostwo Polski, ćwierćfinał FIBA Europe Cup. Nasuwa się pytanie: co dalej z koszykarską Legią?

Chcemy zrobić kolejny krok do przodu. Nawet zdobycie mistrzostwa Polski w tym sezonie nie zmieniłoby naszego podejścia. To nie jest koniec drogi, to jest tylko kolejny etap. Następnym jest budowa klubu, który będzie grał regularnie w europejskich rozgrywkach, które są coraz bardziej prestiżowe. Kluby w PLK walczą obecnie o grę w pucharach, co jeszcze niedawno nie było normą. Teraz chcemy wystartować w Basketball Champions League.

Jarosław Jankowski: Kamiński to najlepszy trener w lidze
Jarosław Jankowski: Kamiński to najlepszy trener w lidze

Innym ważnym zadaniem jest kwestia budowy nowej hali w Warszawie. To jest taki "game-changer", który wyniesie nas na zupełnie inny poziom. Konkretne decyzje w tej kwestii - na poziomie władz miasta można powiedzieć, że już zapadły. Ostatnia deklaracja prezydenta Trzaskowskiego jasno potwierdziła, że LegiaKosz dzięki swoim dobrym wynikom będzie miała swoją nową halę, to jest - można powiedzieć - przełom dla nas.

Hala na Bemowie - mimo zmian, udoskonaleń - nie jest obiektem na miarę stolicy Polski...

Hala na Bemowie jest już od dawna dla nas za mała, nie jest przystosowana do poziomu rozgrywek europejskich, a także większości meczów PLK. Mamy tam bardzo ubogie zaplecze. To co osiągnęliśmy pod względem sportowym jestem zdecydowanie ponad miarę warunków, w których na co dzień funkcjonujemy. Dlatego tak bardzo cieszą nas ostatnie deklaracje władz miasta.

Nowa hala dla Legii i Warszawy to odległa kwestia?

Nie chcę ujawniać szczegółów, bo zrobi to - zgodnie z zapowiedziami - prezydent Trzaskowski, ale harmonogram będzie ambitny, lecz zarazem realny.

Rok temu - po zajęciu czwartego miejsca - mówił pan: to był sukces za bardzo małe pieniądze, mówiło się o przedziale 1,3-1,5 mln na zawodników. Jaka była to kwota w tym sezonie?

To była większa kwota, ale nadal w środku ligowej stawki. Myślę, że wskaźnik efektywności - pod względem wydawanych pieniędzy - mamy jeden z najwyższych w lidze. W przyszłym sezonie będziemy mieli większy budżet. I to znacząco, choć na ten moment nie jestem w stanie tego dokładnie oszacować, ponieważ trwają rozmowy ze sponsorami. Jesteśmy przed finałowym etapem negocjacji z niektórymi partnerami. Nie ukrywam, że chcemy zbudować taki zespół, który będzie w stanie podjąć rękawicę w Basketball Champions League.

Gdzie Legia Warszawa zamierza rozgrywać mecze w rozgrywkach BCL?

Naturalnym kierunkiem jest dla nas "Torwar". W miarę możliwości i dostępności będziemy chcieli uaktywnić tę halę dla koszykarskiej Legii. Mam deklarację ministra Bortniczuka, że jeśli będzie taka możliwość , to "Torwar" będzie dla nas dostępny.

Przejdź do spraw stricte sportowych. Czy zgadza się pan z takim stwierdzeniem, że Legia w tym momencie ma najlepszego trenera w lidze?

Zdecydowanie, bez dwóch zdań. Podczas jednej z ostatnich kolacji rozmawialiśmy i w żartach powiedziałem: "Wojtek, widzisz, jakiego masz dobrego szefa, że zaproponowałem ci przedłużenie umowy na kolejne 3 lata, mimo ważnego kontraktu. Teraz byłoby dużo drożej". Wojciech Kamiński jest świetnym fachowcem, mimo dużego doświadczenia mocno się u nas rozwinął, dobrze się nam współpracuje, ta organizacja mu pasuje, ma dobre warunki pracy. Ma też świetny sztab szkoleniowy.

Często mówi się, że zespół, który za małe pieniądze osiąga sukces, jest "zakładnikiem własnego sukcesu". Czy Legię teraz też to czeka?

To rzeczywiście jest pewien problem. Myślę, że nasz przypadek jest podobny do Czarnych Słupsk. Założenie jest takie, że gdyby chciało się utrzymać taki skład, to trzeba byłoby zapłacić 50-70 procent więcej. I pewnie nie byłaby to drużyna 50-70 procent lepsza pod względem koszykarskim. Trzeba to wszystko wypośrodkować. Będziemy rozmawiać z zawodnikami na temat dalszej współpracy. Jeśli będą rozsądne oczekiwania z ich strony, to na pewno będziemy się dogadywać.

Z obozu Śląska Wrocław można usłyszeć takie zdanie, że klub jest kilka tygodni za tymi, którzy już rozpoczęli rozmowy z polskimi zawodnikami. Czy w przypadku Legii Warszawa jest podobnie?

Tak, bo nie zaczynaliśmy żadnych rozmów z zawodnikami w trakcie sezonu, bo to jest niewłaściwe podejście, nie praktykujemy tego. Ale mogę przyznać, że już dzień po zakończeniu rozgrywek zaczęliśmy odzywać się do agentów, podjęliśmy pierwsze negocjacje ws. polskich zawodników. Nie ma też co ukrywać, że nie ma dużego pola manewru, bo "podaż" rodzimych zawodników na odpowiednim poziomie jest ograniczona.

W następnym sezonie jeden Polak ma być stale na parkiecie. Rozumiem, że nie był pan usatysfakcjonowany zmianą przepisu?

Zmiana przepisu to był dobry kompromis między ligą a klubami. Uważam też, że więcej dobrego przyniosą zmiany w I i II lidze niż w ekstraklasie. Jak powiedziałem wcześniej wybór wśród Polaków jest bardzo ograniczony. Drużyny, które chcą o coś bić się w lidze i pucharach, muszą o nich walczyć, powiedziałbym nawet, że muszą sobie ich "wyrywać". Wchodzimy w kwestię przepłacania zawodników, co nie jest dobre.

Z jednej strony gracz dostaje pieniądze, które są większe niż rynkowe, z drugiej ogranicza to budżety na innych zawodników, co wpływa na kompozycję całego zespołu. Ale wybrniemy z tego. Myślę, że Czarni pokazali, iż można zrobić sukces, nie biorąc Polaków z tzw. "topu", oczywiście nic tym chłopakom nie ujmując, bo teraz ci zawodnicy zrobili ogromny postęp, czego przykładem jest choćby Musiał czy Witliński.

Czy Robert Johnson jest na celowniku Legii? To możliwe pod względem finansowym, by dalej grał w waszym klubie?

Pod względem finansowym na pewno stać nas na obecne wynagrodzenie Roberta. Teraz jesteśmy na etapie budowania polskiego składu. Zobaczymy, kogo uda się pozyskać. Późnej będziemy uzupełniać drużynę obcokrajowcami.

Najbliższe tygodnie będą spokojniejsze w pana życiu?

Spokojniejsze na pewno, bo już bez emocji sportowych, ale na pewno będzie to bardzo pracowity czas. Mamy swoje przysłowiowe pięć minut, które trochę jak cytrynę chcemy wycisnąć ile się da z naszego sukcesu, aby jak najwięcej zyskać w przyszłości. To także gorący okres transferowy, więc na nudę na pewno nie będę narzekał.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty



CZYTAJ TAKŻE:
Szykuje się wielki transfer. Gwiazda ligi: Gotowy na Euroligę
Szykuje się rewolucja u rewelacji ligi
Patrzą z zazdrością, mówią "eldorado". Wiemy, kto za tym stoi
Karuzela zaczyna się kręcić. Oto pierwsze plotki transferowe!

Źródło artykułu: