Legia Warszawa pokonała Anwil Włocławek 3:0 w półfinale Energa Basket Ligi i po 53 latach ponownie zagra o mistrzostwo Polski. Zespół z Kujaw miał chrapkę na grę w finale, ale musiał uznać wyższość rywali ze stolicy, którzy byli w tej serii lepsi, dyktowali warunki. Włocławianie zagrają teraz o brąz z Czarnymi Słupsk.
We Włocławku - mimo porażki z Legią 0:3 - widzi się wiele pozytywów tego sezonu. Przypomnijmy, że klub po ostatnim fatalnym sezonie (13. miejsce) był w dużym dołku finansowo-sportowym. Zespół zajął drugie miejsce po fazie zasadniczej, wygrał też międzynarodowe rozgrywki.
- Celem miał być awans do fazy play-off. Nikt we Włocławku nie spodziewał się tego, że tak to wszystko się potoczy. Dla mnie to jest ogromne zaskoczenie. Ale jest jeszcze jeden krok do wykonania. Zawsze bycie na pudle to miłe uczucie - mówi nam Kamil Łączyński.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandynawska wyprawa Kowalczyk
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego Anwil Włocławek przegrał serię z Legią Warszawa (0:3) w półfinale Energa Basket Ligi?
Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek: Myślę, że najważniejszym elementem tej rywalizacji była skuteczność. Nie ma co ukrywać, że w dwóch pierwszych meczach zagraliśmy na fatalnej skuteczności z gry (36 i 39-procentowej). To był kluczowy element, myślę, że przez to niestety przegraliśmy. Trudno myśleć o zwycięstwach, jeśli tak słabo rzuca się do kosza. A przecież mówimy o rywalizacji w półfinale. Ranga zawodów jest zdecydowanie inna niż miało to miejsce w rundzie zasadniczej. Warto też dodać, że tej skuteczności nie było w całym zespole, a nie u jednego czy dwóch zawodników. Jeszcze jeden element mi się nasuwa.
Jaki?
Brak "chłodnej głowy" w kluczowych momentach. Przede wszystkim mam na myśli moment, gdy w I spotkaniu - w dogrywce - prowadziliśmy 79:73 i mieliśmy wszystko w swoich rękach, by ten mecz zamknąć. Powinniśmy bardziej szanować piłkę, grać tak długo, by te sekundy upływały i działały na naszą korzyść. Niestety gubiliśmy piłkę i rywale to wykorzystywali.
A trzeci mecz?
Sytuacja była już zupełnie inna niż w meczach we Włocławku. Staliśmy pod ścianą, z kolei rywale - napędzeni też zwycięską serią ze Stalą - wiedzieli, że chcą i mogą to od razu załatwić we własnej hali. Nie ukrywam, że ciężko się nam grało, mieliśmy tylko takie zrywy. Nie do końca potoczyło się to tak, jak sobie zakładaliśmy. Nie było - o czym wspominał trener Frasunkiewicz - też zdrowia. Ten półfinał nie poszedł po naszej myśli. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy.
Na ile istotną kwestią w tej rywalizacji była cierpliwość? Mam wrażenie, że to bardzo ważny element w grze warszawskiego zespołu, u was tego mi często brakowało. Jak do tego podchodzisz?
Możliwe, że jest tak jak mówisz, ale też trzeba pamiętać, że wielokrotnie - w trakcie rundy zasadniczej - nasze akcje w ataku były bardzo krótkie. Wszystko ze względu na charakterystykę zawodników, jakich mamy w zespole. To przecież przynosiło nam sporo korzyści! Nie przypominam sobie, by ktoś nam to wypominał, gdy wygrywaliśmy mecz za meczem. Wszyscy pamiętamy, ile rzutów trafiali Dykes, Mathews czy Bell. A teraz? Może i faktycznie troszkę cierpliwości brakowało, ale i tak uważam, że kluczową kwestią była skuteczność. A czy Legia w każdej akcji była cierpliwa? Nie mogę się z tym do końca zgodzić, bo Johnson w kilku akcjach też decydował się na szalone rzuty.
Wspomniał pan kwestię braku zdrowia w waszym zespole. Można powiedzieć, że Anwil w tej serii miał... zdrowie utracone. Na ile to był istotny element?
Nie chciałbym, by moje słowa, które powiem, w jakikolwiek sposób umniejszało to Legii, która pokonała nas 3:0 w serii, co jest dużym wyczynem, zwłaszcza, że dwa mecze były rozegrane we Włocławku. Ogromny szacunek za to, ale nie będę ukrywał, że spora liczba urazów wpłynęła na przebieg też rywalizacji. Nie byliśmy po prostu sobą. Spójrzmy na mnie. Moja gra w ćwierćfinale a w półfinale to jakby... z dwóch różnych planet. To nie jest tak, że w ciągu tygodnia zniknęła moja forma. To samo można powiedzieć o Kyndallu Dykesie. Brak zdrowia wpłynął na charakter i sposób naszego grania. Nie było możliwości funkcjonowania i realizowania różnych elementów na boisku. Niestety.
Grał pan na własne życzenie?
Nie byłem w stanie grać na 100 procent swoich możliwości, ale tak czasami niestety jest. To brutalna część sportu. Grałem na środkach przeciwbólowych. Dostałem zalecenie od lekarza, by chwilę odpocząć i dać się organizmowi zregenerować. Ale jak wiemy to nie jest moment na to, by siedzieć i nic nie robić. Ambicja i charakter były nad rozum. Choć - z perspektywy czasu - mogę powiedzieć, że z mojej strony było więcej głupoty niż ambicji. Mogłem sobie zrobić jeszcze większą krzywdę, ale nie ukrywam, że bardzo chciałem pomóc drużynie i znów zagrać w wielkim finale. Jednak moja gra - w mojej ocenie - była daleka od tego, co ja bym sam od siebie oczekiwał.
Mam wrażenie, że brak dobrej gry Łączyńskiego mocno rzutuje na postawę całego zespołu. Zresztą trener Frasunkiewicz niejednokrotnie podkreślał, że jest pan generałem, który organizuje grę Anwilu Włocławek. Pan też na to tak patrzy?
Na pewno cały zespół czuje się pewniej, jeśli rozgrywający gra dobrze. Ja w tej serii nie czułem się najlepiej ze względów zdrowotnych, nie podejmowałem idealnych decyzji, często miałem momenty zawahania, co miało przełożenie na grę całego zespołu. Inną sprawą jest to, że przed sezonem nikt nie spodziewał się tego, iż Jonah Mathews będzie grał aż na takim poziomie. Był dużą zagadką, znakiem zapytania. Super się rozwinął, dobrze się nam wspólnie grało na pozycjach 1/2. Uważam, że tworzyliśmy bardzo zgrany duet. Ja i on mamy za sobą świetne miesiące, co też widać w statystykach. Szkoda, że w najważniejsze fazie sezonu kwestia zdrowotna to przekreśliła.
Czy jest ogień w oczach zawodników na rywalizację o brązowy medal?
Po serii z Legią dostaliśmy dwa dni wolnego na kompletny reset i wyczyszczenie głów. Ja nie ukrywam, że bardzo chciałbym wywalczyć brązowy medal, co byłoby pięknym zwieńczeniem tego sezonu, który miał być... sezonem przejściowym. Celem miał być awans do fazy play-off. Nikt we Włocławku nie spodziewał się tego, że tak to wszystko się potoczy. Dla mnie to jest ogromne zaskoczenie. Ale jest jeszcze jeden krok do wykonania. Zawsze bycie na pudle to miłe uczucie.
Jak pan ocenia szanse Anwilu w starciu z Czarnymi w rywalizacji o brązowy medal?
Powiem krótko: 50 na 50.
Kamil Łączyński zostanie na kolejny sezon w Anwilu Włocławek?
Mam ważny kontrakt. Szykuje się na to, że spędzę we Włocławku jeszcze jeden sezon.
CZYTAJ TAKŻE:
Mocne słowa prezesa: Inni chcieli zniechęcić Tabaka!
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Zagrali "va banque" i co dalej? Znamy plany klubu!
Zrobił furorę i... odchodzi! Jego chce zabrać z Polski