W tegorocznej "Wielkiej Pętli" Michał Kwiatkowski był najwierniejszym i najlepszym z poruczników Christophera Froome'a. Żołnierzem rzucanym do walki tam, gdzie toczyły się najtrudniejsze bitwy. "Holował" Anglika na trudnych górskich podjazdach, zostawał z nim, gdy ten czuł się gorzej, męczył jego najgroźniejszych rywali morderczym tempem. Kiedy było trzeba, oddał mu swoje koło, a kiedy nie miał sił, mobilizował swojego generała, wydzierając się do niego przez radio. Ponosił duże straty w klasyfikacji generalnej, ale taka była cena jego pracy. Strat miał nie ponosić Froome.
Polak ze swoich zadań wywiązał się kapitalnie. Zespół Sky był bardzo zadowolony z jego postawy, a lider ekipy niejednokrotnie podkreślał, jak ważny jest dla niego Kwiatkowski. - On jest trzema kolarzami w skórze jednego. Czasami sobie myślę, że wszyscy powinniśmy jechać dla niego, nie dla mnie - powiedział Froome w rozmowie z "The Times".
Urodzony w stolicy Kenii, Nairobi, Anglik Tour de France wygrał, a dla "Kwiato" nagrodą za trudy miało być zwycięstwo na przedostatnim etapie. W "czasówce" minimalnie lepszy, o 1,1 sekundy, okazał się jednak inny Polak, Maciej Bodnar z Bora-Hansgrohe.
Apetyt Kwiatkowskiego na zwycięstwo nie został zaspokojony, co kolarskie środowisko zdawało się wyczuwać. Przed prestiżowym wyścigiem Clasico San Sebastian to właśnie naszego reprezentanta wymieniano jako głównego faworyta.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: Mój faworyt to Rafał Majka
W sobotę, w dniu startu, spory tekst mistrzowi świata z 2014 roku poświęcił dziennik "L'Equipe". "Wierny porucznik Chrisa Froome'a w Tourze może w końcu zagrać na siebie" - napisali Francuzi. "Polak porzucił rolę jednego z liderów grupy Quick Step, by spróbować się jako zwykły pomocnik w wielkim tourze. Dziwne, czyż nie?" - stwierdzili.
Kwiatkowski tak wyjaśnił im motywy swojej decyzji: - Chciałem wiedzieć, jak pracuje się w ekipie, która wygrywa Tour de France. Chciałem się uczyć, sprawdzić, jakim kolarzem mogę się stać. Niektórzy uważają, że powinienem poświęcić się tylko wyścigom klasycznym, ale ja nie jestem pewien, czy podążanie tylko jedną ścieżką jest dobre. Nie chcę być specjalistą tylko od tego czy tamtego.
27-latek z Chełmży dodał, że w czasie Tour de France najbardziej podobała mu się solidarność w Team Sky, wspólna praca na rzecz zwycięstwa Froome'a. - Kto wie, być może pewnego dnia będę w stanie wykorzystać to, czego się nauczyłem, żeby zrealizować swoje własne ambicje w jednym z wielkich wyścigów? - powiedział.
W rozmowie z "L'Equipe" Kwiatkowski zdradził też, że w czasie ostatniego etapu "Wielkiej Pętli" Froome kilkukrotnie podjeżdżał do niego, klepał po ramieniu i dziękował.
W sobotnie popołudnie to Polak mógł dziękować innym kolegom ze Sky. A przede wszystkim Mikelowi Landzie, czwartemu kolarzowi TdF 2017, który w swoim rodzinnym Kraju Basków pomógł mu ograć na finiszu Tony'ego Gallopina, Toma Dumoulina i Bauke Mollemę. We Francji Landa znosił rolę pomocnika Froome'a mniej pokornie niż "Flowerpower", jednak kiedy w Clasica San Sebastian polski kolega rzucił do niego, że czas przejąć kontrolę nad wyścigiem, pokornie wykonał polecenie. To również dzięki niemu hiszpański komentator mógł na ostatnich metrach krzyczeć, że Kwiatkowski wygrał łatwo.
- Miałem w ekipie fantastycznych baskijskich zawodników - mówił nasz reprezentant po swoim triumfie. Podkreślił w ten sposób zasługi nie tylko Landy, ale i Mikela Nieve. - Wspierali mnie znakomicie i jestem im bardzo wdzięczny. Widzieliście, że Mikel odegrał w końcówce kluczową rolę i dzięki niemu mogłem zaatakować. Mieliśmy znakomity team spirit.
Wygrana Kwiatkowskiego, którego trywialny pseudonim "Kwiato" zaczyna wypierać bardziej bojowe, oddające jego waleczność i nieustępliwość "Kawasaki", bardzo ucieszyła cały zespół Sky. Na Twitterze z jego zwycięstwa cieszył się Chris Froome, na profilu grupy przypomniano jego tegorocznego sukcesy, do których zaliczono też wspomniany nieoficjalny tytuł MVP Tour de France. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że całe kolarskie środowisko uważa triumf Polaka za sprawiedliwy, bo nagroda za postawę we Francji po prostu mu się należała.
Na razie rola porucznika Kwiatkowskiemu odpowiada. Nasz zawodnik wie, że wykonywanie jej w najlepszy możliwy sposób pomoże mu stać się generałem. To tak jak z aktorami. Tom Hardy, nawet gdy był już bardzo uznaną postacią, też musiał najpierw zagrać kilka świetnych drugoplanowych ról u boku gwiazd, żeby ludzie zobaczyli, że warto chodzić do kina na Toma Hardy'ego.