Na piątek, 12 lipca miał miejsce kolejny etap zmagań podczas Tour de France. Po tym, jak w poprzednim o końcowy triumf walczyli faworyci do zwycięstwa w wyścigu, tym razem wykazać się mogli sprinterzy. Nie było jednak mowy o całkowicie płaskiej trasie, podczas której na trzech pagórkach można było zgarnąć górskie premie.
Standardowo już nie brakowało prób ucieczek, ale peleton nie dawał za wygraną. Po 20 kilometrach na atak zdecydował się Valentin Madouas, do którego dołączyło trzech innych kolarzy i to oni byli w stanie zbudować przewagę.
Peleton zaczął się rozpędzać za sprawą zawodników ekipy Alpecin-Deceuninck, dzięki czemu strata do ucieczki zmniejszyła się do minuty. Z niej natomiast odpadł Anthony Turqis, który postanowił oszczędzać siły przed kolejnymi etapami, bo wciąż walczy o zieloną koszulkę.
ZOBACZ WIDEO: Byliśmy na kebabie u Podolskiego. Tyle zapłaciliśmy
Na 40 kilometrów przed końcem 12. etapu peleton dogonił ucieczkę i można było spodziewać się sprinterskiego finiszu. Część kolarzy straciła jednak szansę na zwycięstwo, gdy doszło do sporej kraksy. Ucierpiał między innymi zajmujący 4. miejsce w klasyfikacji generalnej Primoz Roglic, przez co ostatecznie stracił ponad dwie minuty do czołówki.
W końcówce działo się wiele i walka o etapowy triumf była naprawdę zacięta. Między sobą rozstrzygnęli ją Arnaud Demare, Wout van Aert oraz Biniam Girmay. Trzeci z wymienionych wjechał na metę jako pierwszy i po raz trzeci wygrał etap tegorocznego Tour de France.
Tym samym Erytrejczyk umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji punktowej. Natomiast w "generalce" wciąż liderem pozostaje Słoweniec Tadej Pogacar, który finiszował tuż obok drugiego Remco Evenepoela.
Przeczytaj także:
Łabędzie skradły show na trasie Tour de France. Faworyci "zmierzyli się na jeziorze" [WIDEO]