W niedzielę (19 maja) dobiegła końca rywalizacja w drugim tygodniu Giro d'Italia. Podczas 15. etapu kolarze wystartowali z Manerba del Garda, natomiast meta ustanowiona została w Livigno. W międzyczasie zawodnicy walczyli o pięć premii górskich.
Mimo że na 50 kilometrów przed końcem rywalizacji w ucieczce znajdowało się 17 zawodników, to grupa dzieliła się raz po raz z uwagi na wspinaczki. A oprócz tego peleton przybierał na silę, bowiem znajdowała się w nim czołówka klasyfikacji generalnej.
Ostatecznie przewaga uciekinierów zdała się na nic. Straty do tej grupy zmniejszył pracujący dla lidera wyścigu Tadeja Pogacara Rafał Majka, czyli jego kolega z UAE Team Emirates.
ZOBACZ WIDEO: Korzeniowski nie może tylko odcinać kuponów. "Pracuję, aby utrzymywać rodzinę"
Polski zawodnik zadbał o to, by Pogacar mógł zaatakować. I właśnie dzięki temu to Słoweniec zameldował się na mecie jako pierwszy. Żaden inny kolarz nie był w stanie wytrzymać tempa lidera klasyfikacji generalnej, który najpierw ruszył w pogoń za Nairo Quintaną, a w trakcie ostatniego pojazdu go minął.
Tym samym Słoweniec wygrał czwarty etap w tegorocznym włoskim klasyku. I w "generalce" może pochwalić się przewagą 6 minut i 41 sekund nad Geraintem Thomasem. Tym samym tylko kataklizm może sprawić, że Giro d'Italia nie padnie jego łupem.
W 15. etapie wysokie, 13. miejsce zajął Majka, który przyczynił się do triumfu Pogacara. Z kolei Stanisław Aniołkowski tym razem uplasował się na 138. pozycji.