Welodrom w Pruszkowie jest jedynym w Polsce obiektem, który nadaje się do trenowania kolarstwa torowego. Wszyscy nasi medaliści mistrzostw Europy, które w niedzielę (12.02.) zakończyły się w szwajcarskim Grenchen, właśnie pod Warszawą szlifują formę. Dla Darii Pikulik (wywalczyła dwa krążki), Mateusza Rudyka czy Patryka Rajkowskiego tor w Pruszkowie to drugi dom. Teraz mogą go stracić. I to zaledwie kilkadziesiąt godzin po zakończonych ME.
Jak to możliwe? 14.02. w Sądzie Rejonowym w Pruszkowie odbędzie się licytacja toru kolarskiego. Cena wywoławcza to prawie 71 milionów złotych. Jeżeli znajdzie się nabywca, to najprawdopodobniej wyburzy tor, by móc na działce zainwestować. Na przykład wybudować osiedle mieszkaniowe.
Trudna miłość
To, że licytacja (to nie pierwsza taka sytuacja w historii) toru kolarskiego odbędzie się akurat w Walentynki, to chichot losu. "Miłość" do toru, ale generalnie do polskiego kolarstwa jest naprawdę trudna, burzliwa i bardzo wymagająca. Przede wszystkim wymagająca cierpliwości.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: miss mundialu nie daje o sobie zapomnieć. Co za zdjęcia!
Welodrom w Pruszkowie kosztował podatników prawie 100 mln złotych. Ministerstwo Sportu mniej więcej tyle zapłaciło wykonawcy toru - firmie Mostostal Puławy. I nie byłoby w ogóle dzisiaj tematu, gdyby nie zamieszanie wokół poprawek, które zażyczyła sobie Międzynarodowa Unia Kolarska. Poprawek budowlanych. Te kosztowały ok. 6 mln zł. Tyle że nikt nie chciał za nie już zapłacić.
I nie zapłacił do dzisiaj. A z 6 mln dług Polskiego Związku Kolarskiego zwiększył się do poziomu ok. 20 mln zł. Mostostal Puławy nie w końcu przestał wierzyć w obietnice zapłaty i skierował sprawę do sądu. I wygrał, a potem rozpoczął postępowanie komornicze.
Osiedle mieszkaniowe zamiast toru?
To nie jest pierwsza licytacja pruszkowskiego toru. Ale tym razem cena wywołania to niewiele ponad 70 mln złotych. Atrakcyjna? Czy jest możliwe, że ktoś się skusi na ten obiekt i np. przekształci tor na hurtownię?
Specjaliści bardziej wskazują na wartość działki, a nie samego budynku. Welodrom jest położony na działce o powierzchni prawie 4 ha. Gdyby wyburzyć budynek i postawić w tym miejscu np. osiedle mieszkaniowe... Czemu nie, to bardzo ładna lokalizacja (przy terenach zielonych), dobrze skomunikowana z Warszawą. Ceny mieszkań pewnie osiągnęłyby bardzo wysoki poziom.
Pytanie tylko, czy ktoś wyda 70 mln zł za cztery hektary powierzchni. To aż 1750 zł za m2, czyli mniej więcej dwukrotnie więcej niż wynosi obecna średnia cena działki na tym terenie.
Ostatni gasi światło
Może dlatego obecny prezes PZKol - Rafał Makowski - nawet nie wybiera się do pruszkowskiego sądu. Być może jest przekonany, że na licytacji nie pojawi się żaden z potencjalnych kupców. - Nie będzie mnie podczas licytacji toru 14 lutego, bowiem mam w tym dniu spotkanie z ministrem Kamilem Bortniczukiem. Związek będzie reprezentował mecenas Adam Florczyk - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.
Środowisko kolarskie rzeczywiście nie wierzy, że znajdzie się kupiec. Zwłaszcza że obiekt ma swoje problemy - potrzebuje już "odświeżenia", a jeszcze do niedawna groziło mu... odłączenie prądu. Spółka "Arena", która z ramienia PZKol zajmuje się tym obiektem, miała spore zadłużenie u dostawcy energii elektrycznej. Termin odłączenia ustalono na 31 stycznia 2023.
Udało się jednak podpisać porozumienie. - Poradziliśmy sobie z zagrożeniem odłączenia prądu na torze w Pruszkowie. Mamy od dostawcy na piśmie potwierdzenie odstąpienia od takiej decyzji. Sytuacja w tej kwestii jest obecnie bezpieczna i stabilna - dodał Makowski.
Polscy kolarze mogą więc dalej trenować. Obiekt jest oświetlony.
Torowcy do Berlina
Ktoś zapyta: - a jeżeli stracimy tor, to co z naszymi kolarzami, nie tylko medalistami ME, ale i z juniorami, młodzieżowcami?
Jak już wspomnieliśmy, w Polsce takiego obiektu nie ma. Jeżeli tor zostałby zlicytowany za 70 mln zł, to po spłacie długów zostałoby PZKol-owi ok. 50 mln zł. Działacze tej federacji w nieoficjalnych rozmowach przekonują, że dałoby się wybudować mniejszy obiekt. Taki welodrom "treningowy". Zorganizować na nim mistrzostw świata by się nie dało, ale trenować już tak.
Tylko, że taka budowa - o ile by doszła do skutku! - potrwałaby pewnie kilkanaście miesięcy. Co w tym czasie? Sportowcy musieliby trenować np. w... Berlinie. W stolicy Niemiec jest welodrom, który można byłoby wynajmować na godziny. Do tego podróż, zakwaterowanie, wyżywienie. Koszty szłyby w setki tysięcy złotych miesięcznie. Rocznie? Miliony.
I to tylko dla seniorów, reprezentantów Polski. A kolarska młodzież? Czy ktokolwiek w ogóle o niej myśli?
Rozwiązanie problemów jest na stole
Co dalej? Zakładając, że wtorkowa (14.02.) licytacja nie zakończy się sprzedażą toru, piłeczka leży od wielu miesięcy po stronie PZKol-u. Były minister sportu - Piotr Gliński - obiecał, a obecny - Kamil Bortniczuk - to podtrzymuje, że długi PZKol-u mogą zostać spłacone znów z budżetu państwa, a tor trafi pod skrzydła Centralnego Ośrodka Sportu.
Żeby jednak do tego doszło, kolarska federacja musi przeprowadzić audyt finansowy i przedstawić rozliczenia budżetu z lat 2017-22. - Musimy wiedzieć, jaka jest tak naprawdę skala zadłużenia i czy nas na to stać - podkreślał Gliński, podkreśla teraz Bortniczuk.
Problem w tym, że jak audytu i rozliczeń nie było, tak nie ma. - Założyłem, że do końca 2023 roku przedstawimy ministerstwu wszystkie wymagane dokumenty, aby tor w Pruszkowie mógł trafić pod zarząd Centralnego Ośrodku Sportu. Rozmowy takie były prowadzone przez Związek od lat, natomiast teraz mam opracowany plan, budujemy zespół i kończymy rozmowy projektowe. Jeżeli to się uda, to zamkniemy bardzo ważny etap w wyjściu związku z kryzysu. W naszej organizacji nastąpiła już zmiana pokoleniowa i chcemy wprowadzić Związek ponownie do normalności - zakończył Makowski.
Dokładnie takie same deklaracje - jak ta obecnego prezesa - składali już jego poprzednicy. I żaden z nich nie dotrzymał słowa.
Czytaj także: Udane zakończenie. Polacy z kolejnym medalem ME >>
Czytaj także: Nie żyje Jan Kudra. Dwukrotnie wygrał Tour de Pologne >>