Pruszkowski welodrom to od wielu lat "gorący kartofel", który władze Polskiego Związku Kolarskiego nieudolnie przerzucają między sobą. W telegraficznym skrócie: obiekt został wybudowany za publiczne pieniądze (płatnikiem było ministerstwo sportu). Wydaliśmy około 100 mln złotych na jedyny taki obiekt w Polsce, na którym trenują najlepsi polscy kolarze torowi.
Na ostatniej prostej okazało się jednak, że należy dopłacić jeszcze ok. 5 mln zł za poprawki, których zażyczyły sobie władze Międzynarodowej Unii Kolarskiej (by tor spełniał wszelkie wymogi międzynarodowe), a wykonał je Mostostal-Puławy. Problem w tym, że tej ostatniej faktury już nikt nie zapłacił. Ani ministerstwo sportu, które podważyło sens tych poprawek, ani PZKol.
Cena spadnie poniżej 50 mln zł?
Mimo to obiekt został otwarty w 2008 roku i od 16 lat służy naszym sportowcom. Problem finansowy jednak nie zniknął. Mostostal-Puławy wygrał wszystkie sprawy w sądzie i z pomocą komornika od wielu lat próbuje odzyskać jakiekolwiek pieniądze. Nie udaje się. No i dług z poziomu 5 mln zł wzrósł do... - Obecnie dług Polskiego Związku Kolarskiego wobec Mostostalu-Puławy wynosi około 12 mln złotych - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty, mecenas Jarosław Makarewicz, który reprezentuje wierzyciela.
ZOBACZ WIDEO: Polska mistrzyni wyznała, że choruje. "Byłam pod ścianą"
W związku z tym, że PZKol nie jest w stanie uregulować długu (związek od 2017 roku praktycznie nie posiada żadnych środków finansowych, jest bankrutem, a konta są zajęte przez cały tabun komorników) doszło już do licytacji, które miały prowadzić do sprzedaży obiektu. Nie udało się. Kwota wywoławcza - ponad 70 mln zł - okazała się zaporowa. Ostatnia licytacja została przeprowadzona w walentynki 2023 roku (więcej pisaliśmy TUTAJ >>).
Teraz pojawił się nowy pomysł. Otóż do tej pory biegli wyceniali obiekt nieco "na oko". Nie ma takiego drugiego obiektu w Polsce, więc nie można porównać jego wartości z innym welodronem. Udało nam się dowiedzieć, że kolejna wycena może zostać już przeprowadzona inaczej. Otóż biegły może wycenić działkę, na której stoi tor (to ok. 4,5 ha w pięknej części Pruszkowa), a sam obiekt potraktować jako do wyburzenia. Wtedy cena wywoławcza może spaść grubo poniżej 50 mln zł.
Biegłemu będzie łatwiej zastosować takie rozwiązanie ze względu na stan techniczny welodromu. A ten jest z miesiąca na miesiąc coraz gorszy.
Im bardziej zniszczony, tym łatwiej będzie go sprzedać
- Tor ma już 16 lat. Przez ten okres nie było większego remontu. Widzimy, że powoli ten czas się zbliża. Próbujemy naprawiać go na bieżąco, ale z pewnością na dłuższą metę to nie wystarczy. Poza tym uwolnienie cen energii oraz wzrost kosztów ogrzewania powoduje, że sami nie utrzymamy tego obiektu. Nie ma szans. Już teraz utrzymujemy dość niską temperaturę, choć nadającą się nadal do trenowania. A przecież jeszcze nie było poważnych mrozów - przyznał nam prezes PZKol-u Marek Leśniewski.
Jeżeli cena wywoławcza podczas kolejnej licytacji (która mogłaby się odbyć za kilka, kilkanaście miesięcy) spadnie poniżej 50 mln zł, to stanie się już atrakcyjna dla deweloperów (obecnie średnia cena m2 w Pruszkowie to 1,3 tys. zł wg portalu adresowo.pl, co oznacza, że 4,5 ha "pod" torem jest warte prawie 60 mln zł).
Welodrom stoi na gruntach, które co prawda nie są aktualnie przeznaczone pod zabudowę mieszkalną (ale to przecież można zmienić), natomiast znajdują się w bardzo atrakcyjnym miejscu - blisko centrum, tuż przy osiedlu mieszkaniowym, a z drugiej strony przy terenach zielonych i stawach.
Minister pomoże?
Co można zrobić, aby nie dopuścić do takiego - dość brutalnego - rozwiązania? Jedno jest pewne, PZKol nie jest w stanie nie tylko spłacić długu, ale również utrzymać takiego obiektu.
- Obiekty tego typu są raczej uznawane za deficytowe. Nieprzypadkowo skocznia w Wiśle już po roku została przekazana administracji państwowej. Nawet tak potężna organizacja, jak PZPN również nie ma stadionu na własność - dodał Leśniewski.
Dlatego od kilku lat nieoficjalnie mówi się o tym, że tor miałby przejść do Centralnego Ośrodka Sportu, a dług zostałby spłacony w końcu z pieniędzy publicznych. Kiedy ministerstwo sportu zostało połączone z ministerstwem kultury i na jego czele stał polityk PiS-u Piotr Gliński, taka decyzja była o krok od podjęcia (to był przełom 2020 i 2021 r.). Wówczas zabrakło determinacji ówczesnego szefa PZKol-u Krzysztofa Golwieja.
Jak zachowa się obecny minister Sławomir Nitras? Jedno jest pewne: najpierw związek musi przygotować wszystkie zaległe dokumenty finansowe, aby można było ocenić jak głębokie są problemy.
To wtedy będzie można usiąść do stołu
Potwierdza to Leśniewski: - Warunkiem brzegowym, aby w ogóle usiąść do stołu i rozmawiać o przejęciu toru przez np. Centralny Ośrodek Sportu, jest uporządkowanie dokumentów związku. Dzięki poprzedniemu prezesowi, Rafałowi Makowskiemu, mamy przyjęte sprawozdanie finansowe za 2017 rok, teraz czeka nas praca przy latach 2018-2023. Realnie do końca 2025 roku, a być może prędzej, te dokumenty powinny zostać zatwierdzone. W tym momencie wszelkie zapóźnienia związane ze sprawozdaniami finansowymi zostaną uregulowane.
O ile wcześniej nie zostanie skutecznie przeprowadzona licytacja komornicza. Rozpoczął się wyścig z czasem. Z jednej strony minister Nitras wydał w tym roku prawie 100 mln zł na dofinansowanie kilkudziesięciu inwestycji w architekturę sportową (m.in. 9 mln zł na modernizację terenów sportowych w Warszawie, czy 7 mln zł do dofinansowanie budowy stadionu piłkarskiego w Katowicach), z drugiej nie kwapi się, by wyciągnąć 12 mln zł na posprzątanie bałaganu wokół pruszkowskiego obiektu.
Na razie Mostostal-Puławy sprzedaje ruchomości, które zajął kilkanaście miesięcy temu. - Na jednej z ostatnich licytacji komorniczych sprzedaliśmy system do pomiaru czasu, który pracował kiedyś na torze w Pruszkowie. Wkrótce uda się znaleźć nabywcę na maszyny startowe. Ale wpływy z tych licytacji nie pokrywają nawet odsetek, które codziennie powiększają dług PZKol - stwierdził Makarewicz.
I dodał: - W magazynie mamy jeszcze meble z gabinetu prezesa PZKol, które zgodnie z prawem zajęliśmy.
Ale one też nie zmienią patowej sytuacji, w której znalazł się jedyny tor kolarski w naszym kraju.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty