Od afery do afery. Rok z życia Piesiewicza. "Prędzej umrę niż sam odejdę"

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Radosław Piesiewicz
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Radosław Piesiewicz

Jeszcze 12 miesięcy temu jego nazwisko mówiło niewiele. Igrzyska olimpijskie miały być dla nowego szefa PKOl wstępem do wielkiej kariery politycznej. Ostatecznie Radosław Piesiewicz na pewno nie zbudował pozytywnego wizerunku.

Gdyby przed rokiem zapytać Polaków o Radosława Piesiewicza, większość miałaby problem z rozpoznaniem szefa PKOl. Aż nagle latem w wielu polskich miastach Piesiewicz pojawił się na banerach wśród sportowców, promując tym samym igrzyska olimpijskie w Paryżu i zachęcając do kibicowania Biało-Czerwonym.

"Polska elita w Paryżu" - głosiła jedna z okładek w mediach, gdzie Piesiewicza można było zobaczyć u boku olimpijczyków. Biorąc pod uwagę młody wiek prezesa PKOl (43 lata), niektórzy mogli się nie zorientować, że ten człowiek na zdjęciu nie jest sportowcem i nie będzie walczyć o medale dla Polski w Paryżu. "Jaki to jest mały, smutny człowiek" - podsumował wtedy gorzko Jakub Roskosz, polski biznesmen prowadzący bloga o modzie i męskim stylu ubierania.

Rok afer Piesiewicza

Latem pojawiły się opinie, że banery z Radosławem Piesiewiczem nie są przypadkiem. W tym okresie Prawo i Sprawiedliwość szukało "niezależnego" kandydata w wyborach prezydenckich. Sukces Biało-Czerwonych w Paryżu mógłby podbić notowania szefa PKOl. Tymczasem nasza reprezentacja zdobyła tylko dziesięć medali, najmniej od wielu lat, a jeszcze przed zakończeniem igrzysk zaczęły pojawiać się kontrowersje związane z Piesiewiczem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobiło się gorąco. Pokazała się w bikini na rajskiej plaży

- Różne rzeczy w życiu się zdarzają - mówił Piesiewicz sport.pl pytany o marzenia związane z prezydenturą. Chociaż w polityce króluje hasło "nigdy nie mów nigdy", to po wydarzeniach z 2024 roku trudno sobie wyobrazić, aby kiedykolwiek obecny szef PKOl miał kandydować na urząd głowy państwa.

Już w trakcie paryskich igrzysk Piesiewicz pokazał, że lubi grać na siebie. W rozmowie z TVP Sport zrugał Huberta Hurkacza za to, że ten z powodu kontuzji zrezygnował z turnieju, przez co Polska nie mogła wystawić rezerwowego gracza i straciła szansę na rywalizację w tenisowych deblu i mikście. Później potwierdził uraz Mateusza Bieńka, wykluczający polskiego siatkarza z dalszej gry na igrzyskach.

Po igrzyskach afer przybywało. Szybko wyszło na jaw, że organizacja Domu Polskiego w Paryżu kosztowała ok. 12 mln zł. - Uważam, że było warto - bronił swojego pomysłu Radosław Piesiewicz, ale część ekspertów zwróciła uwagę, że inicjatywa była niewypałem. Wejściówka do domu kosztowała 30 euro, nie doszło tam do zapowiadanej wizyty ambasadora Francji. Robert Korzeniowski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" stwierdził, że był to "dom prezesa PKOl i jego drużyny".

Sponsorzy porzucili PKOl

Po wyborach PKOl zaczął masowo tracić sponsorów. Ze wspierania komitetu zrezygnowały niemal wszystkie spółki Skarbu Państwa - Enea, Tauron, PKP Intercity, Polskie Porty Lotnicze i Krajowa Grupa Spożywcza. A 30 grudnia Orlen poinformował, że nie przedłuży umowy wygasającej z końcem 2024 roku.

Na decyzje szefów tych spółek wpłynęły doniesienia na temat Piesiewicza. Radio Zet ujawniło, że prezes PKOl wraz z rodziną od kwietnia 2023 roku aż 35 razy skorzystał z odprawy VIP na lotnisku Chopina w Warszawie. Komitet rozliczał to później w ramach umowy barterowej z PPL. Usługa VIP kosztuje 1600 zł za pierwszą osobę i 1000 za każdą kolejną. Z takich odpraw nie korzystali natomiast olimpijczycy.

"Szkoda gadać... osoba, która natychmiast powinna być usunięta z polskiego sportu dożywotnio!" - tak to podsumował wtedy Marcin Gortat.

Sam Piesiewicz jednak dementował medialne doniesienia. - Jest prawdą to, że płacę za swoją rodzinę z własnych prywatnych środków. Nie wiem, co zostało zapisane w dokumentach PPL-u. Ani złotówka publicznych pieniędzy nie poszła na moje wyjazdy i żadne usługi z nimi związane - mówił później w Polsat News.

W sierpniu szef PKOl w TVN24 pokazał przelew z kwietnia 2024 roku z konta swojej żony. Opiewał na kwotę 90 tys. dolarów. Miał to być dowód, że "nie lata za żadne publiczne pieniądze". W tym samym czasie Onet informował, że żona Piesiewicza była zatrudniona w banku Pekao jako doradca, dzięki czemu w pół roku zarobiła 1,150 mln zł. W jej umowie nie zamieszczono zakresu obowiązków.

- Moja żona jest prywatną osobą. I ja mam taki apel, prośbę. Jeśli są zamówione zlecenia, żeby mnie zdyskredytować i moją rodzinę, to proszę o zaprzestanie szykowania mojej rodziny, dzieci, bo to jest po prostu skandaliczne. Chcecie państwo wszyscy razem doprowadzić do tego, co się stało z świętej pamięci byłym prezydentem Pawłem Adamowiczem? - bronił się po raz kolejny Piesiewicz.

PKOl na finansowym zakręcie

Gdy w sierpniu serwis PolitykawSieci postanowił przeanalizować, jak wyglądają opinie o Piesiewiczu w internecie, aż 95 proc. z nich było negatywnych. "Użytkownicy oskarżają go o nadużycia finansowe, brak transparentności, a także powiązania polityczne, które budzą duże kontrowersje. Wiele wypowiedzi jest pełnych gniewu i frustracji, a niektóre zawierają nawet inwektywy" - wskazano.

Kolejne miesiące 2024 roku to już otwarta wojna Radosława Piesiewicza ze Sławomirem Nitrasem, wynikająca z tego, że minister sportu zapowiedział kontrolę w PKOl i zagroził wstrzymaniem finansowania Komitetu. "Żaden przepis prawa nie nadaje Ministrowi Sportu i Turystyki prawa kontrolowania PKOl" - napisał później Piesiewicz w specjalnym piśmie, którego treść opublikował Onet.

Pismo do ministra sportu wywołało kolejne podziały. - Nie podpiszę się pod tym pismem i taką informację przekazałam już PKOl. Nie zgadzam się z treścią tego listu i nie takie były ustalenia podczas prezydium - powiedziała nam wówczas Otylia Jędrzejczak, szefowa Polskiego Związku Pływackiego.

- Prędzej umrę, niż sam odejdę - miał mówić Piesiewicz na sierpniowym prezydium PKOl, gdy sugerowano mu odejście ze stanowiska. Tymczasem zarządzana przez niego organizacja zaczęła się zmagać z problemami finansowymi. Gala olimpijska, w trakcie której nasi sportowcy mieli otrzymać nagrody za medale na IO 2024, była kilkukrotnie odsuwana, aż w końcu odbyła się pod koniec listopada.

"Tylko pełna transparentność może uruchomić proces naprawy" - napisał w październiku w serwisie X minister sportu w związku z kolejnymi zarzutami pod adresem Piesiewicza. Jego zarobki miały sięgać 100 tys. zł miesięcznie, jego współpracownicy mieli inkasować po 50 tys. zł - ujawniła "Polityka". Sam szef PKOl twierdził później, że zarabia 35 tys. zł miesięcznie.

Wojna na linii Piesiewicz-Nitras doprowadziła do tego, że w październiku prezes PKOl wytoczył ministrowi sportu proces w związku z naruszeniem dóbr osobistych. Polityk nie zszedł jednak z obranej drogi. W tym samym miesiącu podpisał rozporządzenie, które zobowiązuje wszystkie federacje sportowe i PKOl do pełnej transparentności finansowej. W innym razie nie mogą one liczyć na wsparcie z resortu.

W listopadzie Nitras w Polskim Radiu ujawnił, że Piesiewicz początkowo zarabiał 100 tys. zł miesięcznie, a zarobki zmniejszył sobie dopiero po wyborach parlamentarnych z 2023 roku.

Nominacja Dudy i sportowcy bez nagród

W grudniu Piesiewicz znowu zaskoczył, gdy okazało się, że przeforsował nominację prezydenta Andrzeja Dudy do roli kandydata na członka MKOl. Wywołało to olbrzymią konsternację. Uchwałę w tej sprawie przegłosowano na zebraniu PKOl w momencie, gdy wielu działaczy było nieobecnych, bez wcześniejszego poinformowania ich o takim punkcie obrad.

Na zakończenie 2024 roku minister Nitras zdecydował o wstrzymaniu finansowania PKOl. - To bulwersujące, że wydali ponad 2 miliony na pensje, a nie mają na nagrody. Chciałbym wyraźnie powiedzieć, że w obecnej sytuacji PKOl nie widzę możliwości, aby z pieniędzy budżetu państwa finansować tę instytucję - tak swoją decyzję argumentował polityk.

Najbardziej poszkodowani w tym wszystkim są polscy olimpijczycy, którzy nadal nie otrzymali nagród finansowych za medale zdobyte na IO 2024. To 250 tys. zł za złoto, 200 tys. zł za srebro i 100 tys. zł za brąz. Dodatkowo drużyna siatkarzy ma otrzymać 1,5 mln zł do podziału między 13 zawodników za srebrne "krążki". PKOl obiecuje, że wypłata tych nagród nastąpi do końca lutego 2025 roku. Czy tak będzie? Czas pokaże.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (80)
avatar
2050JM
1.01.2025
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Wcale się nie dziwię, że nie odejdzie z własnej woli. Fajna praca, czysta, gabinet, garniturek, stosunki towarzyskie i międzynarodowe, kasa i wszelkie inne przywileje. Nikt by sam nie chciał od Czytaj całość
avatar
alojzy
1.01.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Będzie brakowało pieniędzy, to szybko z nim pojadą, do tego będzie musiał zwrócić, nienależne pobrane pieniądze i to z odsetkami, a propos, mam nadzieję, że ten typ czyta te komentarze, honorow Czytaj całość
avatar
Lech Lewandowski
1.01.2025
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
Pisiorski pomazaniec !! Jakiego kleju oni używają, że tak trudno dobrać rozpuszczalnik aby ich odkleić !! 
avatar
kk7
1.01.2025
Zgłoś do moderacji
9
0
Odpowiedz
Czemu on tam jeszcze jest? W innym kraju dostal by kolonie karna i po wszystkim po piasiewiczu. U nas mogą mu skoczyć. Taki rząd, tacy ludzie. 
avatar
grunwald20
1.01.2025
Zgłoś do moderacji
10
2
Odpowiedz
nie ma się co dziwić, to PISior, musi kraść i szkodzić