Miał propozycję z NHL. Wybrał kapłaństwo. "To najgłębszy sens istnienia"

WP SportoweFakty / Dawid Góra / Paweł Łukaszka
WP SportoweFakty / Dawid Góra / Paweł Łukaszka

Życie Pawła Łukaszki jest dowodem na to, że można zrezygnować z ogromnych pieniędzy i sławy, aby iść za głosem serca. W hokeja przestał grać, gdy był u szczytu kariery. Głośniejsze od szelestu banknotów okazało się powołanie.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Urodził się ksiądz 100 metrów od lodowiska i 50 od kościoła.

Paweł Łukaszka: I bardzo blisko od szkoły i domu.

To symboliczne. Ale z początkami w kościele nie było łatwo.

Czytając wspomnienia czy Ewangelię, człowiek coraz częściej chce powracać do swojej historii życia. Ona u mnie jest nierozerwalnie związana z historią wiary. Ministrantem stałem się dzięki starszemu bratu.

Ale w kościele nie chcieli księdza przyjąć.

Angażowałem się i chciałem dorównać starszym, robiłem, co mogłem. Mimo tego ksiądz faktycznie nie wyrażał chęci przyjęcia mnie, bo nie byłem po pierwszej komunii świętej.

Potrzebny był podstęp?

Tak. Do dzisiaj to pamiętam. Ksiądz wyświetlał film w salce. Projektor się zaciął. Kapłan włączył światło, a ja w międzyczasie wszedłem. Rozpłakałem się, kiedy pytał, jak się tu dostałem. Wtedy się zlitował, powiedział, że mogę zostać. Potem wszystko szło własnym torem. Chodziłem do kościoła każdego dnia. Nawet będąc za granicą na zgrupowaniu czy turnieju, starałem się chodzić na msze. Czasami szedłem do zakrystii i pytałem, czy mogę służyć.

ZOBACZ WIDEO Czas surferów w Chałupach


Początkowo jednak wszystko było podporządkowane treningom.

Tak, to było moje życie. Ale niedziela bez mszy była dla mnie stracona. Ten obowiązek był dla mnie pierwszy - mimo kariery. Wszystko można pogodzić. Trening był czymś namacalnym, natomiast doświadczenie religijne, czyli wiara, to jest coś ukrytego, niematerialnego. Porównałbym to do powietrza. Kiedy człowiek oddycha, nawet nie jest świadomy, że robi wdechy i wydechy. Szczególnie, kiedy powietrze jest czyste. Brak powietrza człowiek odczuwa od razu. Jak jest zatrute - też. Wiara i obowiązki religijne na daleką metę rozstrzygają również o powodzeniu praktycznych ćwiczeń. Nie warto zaczynać od form treningowych, diety itd., ale od myślenia. Życie duchowe, które dawała mi eucharystia, to było tchnienie.

Kariera sportowa księdza przebiegała bardzo szybko.

Dodatkowo, w Polsce nie było zawodników sprowadzanych zza granicy. Zaciężni sportowcy dzisiaj walczą dla ciebie, ale kiedy im ktoś więcej zapłaci, to pójdą zarabiać gdzie indziej. W ogóle, przejście z klubu do klubu tylko dla korzyści, nie było możliwe. Kluby wychowywały swoich zawodników. Mając 13 lat, grałem z 18-latkami. Dzisiaj to trudno byłoby zorganizować.

I zawsze grał ksiądz w Podhalu.

Poza występami okolicznościowymi, oldboyami itd. zawsze grałem tylko w Podhalu. Wtedy w Nowym Targu grali w piłkę na niskim poziomie, bawili się w ping ponga. Kiedy ktoś chciał być sportowcem, myślał tylko o hokeju. W 1976 roku wyjechałem na obóz. Zawodnicy byli ode mnie starsi nawet o 15 lat. Byłem z nimi na pan. Dzięki grze, potem nie odczuwałem tak dużego stresu. Człowiek zawsze odczuwa w sobie jakieś lęki, bez nich nie jesteśmy sobą. Do dzisiaj cofam się w czasie i próbuję zrozumieć, jak bardzo mi to pomogło. W kształtowaniu się, nie tylko sportowca, najważniejszy jest przykład. Kiedyś w USA trenowałem hokeistów. Na początku szło słabo. Dopiero kiedy założyłem strój bramkarski i pokazałem im, jak się gra, w dwie godziny zrobiliśmy więcej niż w dwa tygodnie.

Paweł Łukaszka na obrazie gra w hokeja z... Jezusem
Paweł Łukaszka na obrazie gra w hokeja z... Jezusem

Szybko ksiądz dostał się także do polskiej kadry juniorów?

Tak. Wcześnie pojechałem też do Niemiec na mistrzostwa Europy juniorów. Potem odbywały się one w Helsinkach i trzecie były w Polsce. Puściłem w całym turnieju tylko 10 bramek. Wybrano mnie najlepszym bramkarzem. Decyzję podjęli nie tylko dziennikarze, ale też trenerzy. Wszyscy, którzy osiągnęli taki sukces, otrzymywali możliwość testów w NHL.

Ksiądz jednak do USA nie wyjechał.

Nie mogłem. Wszyscy, którzy nie skończyli 27. roku życia, nie mogli opuścić kraju. Musieli dostać zgodę z ministerstwa. To nie wchodziło w grę. Pierwszym, który wyjechał w młodym wieku, był Boniek.

Nie mógł ksiądz zostać w USA w Lake Placid, podczas igrzysk?

Teoretycznie mogłem próbować, mój tata był wtedy w Stanach Zjednoczonych. Ale jeśli miałbym to zrobić tylko dla pieniędzy, to nie było sensu. Musiałbym zresztą prosić o azyl. Mój kolega był ze mną na igrzyskach. On został w USA. Po roku praktyki w Filadelfii podpisał kontrakt na milion dolarów. Zginął tydzień po podpisaniu kontraktu. Jechał samochodem. Zbyt szybko.

Ale NHL to nie tylko pieniądze. To też wyrwanie się z komunistycznej rzeczywistości.

W Polsce nie było jeszcze tak źle jak w ZSRR, choć komunizm to myśl szatańska. Szczególnie sportowcy i ludzie kultury mieli wszystko. Podobnie jest z szatanem, który mówi "dam ci wszystko tylko mi oddaj pokłon". U nas nawet nie dało się wydać pieniędzy. Dzisiaj można wydać milion czy dwa miliony na samochód, a wtedy najdroższy kosztował 6 tysięcy. Większość kadry ZSRR było w KGB, choćby Myszkin. Oni mieli wszystko, ale musieli się sprzedać. Ja sam nie byłem świadomy, że jestem uprzywilejowany. Nie mając nawet 18 lat miałem pensję. Niezależnie od tego, nie było możliwości kontynuowania takiego życia.

Dlaczego?

Bo przyszło powołanie. A ono jest odczytaniem najgłębszego sensu istnienia. Ono daje poczucie pewności, że to życie ma sens.

W seminarium grał ksiądz w hokeja?

Absolutnie. Zerwałem kontakt z profesjonalnym hokejem. Jako ksiądz zagrałem tylko w kilku ligowych meczach.

Była chociaż jedna chwila zwątpienia w taką decyzję?

Dziękuję Bogu, że nie miałem kryzysu. Czy przyjdzie? Nie wiem, ale ufam, że Bóg będzie mnie prowadzić, jak tylko go nie zdradzę. W seminarium była dążność do spełnienia wszystkich wymagań, dzięki którym miałem zostać księdzem. Człowiek, kiedy doświadczy czegoś głębiej, pyta o największy sens. Dla mnie był nim Jezus Chrystus. Jeśli człowiek naprawdę w to wierzy, to pokaże to życiem, a nie opowiadaniem o tym, jaki jest wspaniały, reformami kościoła, wspólnot itd. Prawdziwa droga powołania to jest wiara. Nie ma powodu, aby szukać prawdy o Bogu. Najważniejsze jest to, że jest.

W Korzkwi jest ksiądz szczególnym proboszczem, otwartym na ludzi. W poprzedniej parafii miał ksiądz gosposię tylko przez pierwsze trzy lata.

Tak, bo miałem wtedy wikariusza. Mnie samemu nie jest potrzebna gosposia.

A nie jest łatwiej dzięki niej? Poza tym, obecnie ksiądz zatrudnia taką osobę.

Bo jest więcej księży.

Kątem oka, w pomieszczeniu obok, widzę hantle. Pracuje ksiądz nad siłą mięśni?

Staram się, ale człowiek jest coraz słabszy. Próbuję się podnosić na drążku i ćwiczyć. Jednak przez 30 lat kapłaństwa przytyłem 25 kilogramów.

Ostatnio księdzem został Philip Mulryne, były reprezentant Irlandii Północnej i piłkarz Manchesteru United. To niejedyny tego typu przykład. Wydaje się, że, wbrew pozorom, od sportu do kapłaństwa nie jest wcale tak daleko. Choć życie znanego sportowca dzisiaj to poruszanie się w świecie wielkich gwiazd, pieniędzy, popularności...

Gwiazda świeci w nocy, za dnia czasem jej nie widać. I każda ma swoją godzinę. Prawdziwa gwiazda to przede wszystkim jest światło. Sportowcy, którzy zostali księżmi to tylko egzemplaryczne przypadki. Wielu sukces widzi w pieniądzach. Tymczasem najpiękniejszą sprawą w sporcie jest walka. Dzisiaj światu bardziej potrzeba myślenia. Wyjścia z własnych ram. Zerknięcia, jak inni żyją, nawet w innych religiach. To jest spokój serca. Można go osiągnąć także w sporcie.

Sportowcy często pokazują swoją religijność na meczach - dotykając murawy, robiąc znak krzyża…

Trzeba mieć właściwe spojrzenie na kulturę i religię oraz religię i wiarę. Nie można inaczej pokazać wiary, jak własnym życiem. Najpiękniej przez miłość. Są różne jej stopnie i koncepcje. Miłość w przyjaźni, miłość Boga, miłość małżonków itd. Ale ta, która objawia się w naszej wierze, to przede wszystkim uczynienie siebie darem dla drugiego. A jeśli darem to bezinteresownym. Orygenes już mówił, że najniebezpieczniej mówić o Bogu. Bo o nim prawdę mówią tylko ci, którzy Bogiem żyją. Bo Bóg jest miłością i o tym nam cały czas przypomina Jezus i jego matka Maryja.

Który sportowiec, według księdza, kieruje się takimi zasadami?

Ja np. bardzo cenię Roberta Lewandowskiego i modlę się za niego. Ma wielkie uznanie w świecie i jego życie właśnie widać. Spokojne, stabilne, żona, dziecko, radość. Nie mów, tylko żyj. I niech się inni pytają, dlaczego tak żyjesz.

Źródło artykułu: