Był wulkanem energii i postrachem rywali. Nie przeżył upadku ze schodów

Materiały prasowe / Twitter
Materiały prasowe / Twitter

Shawn Burr zapisał się w historii NHL jako twardziel na lodzie i żartowniś w szatni. Zmarł w wieku 47 lat. Miał za sobą wygraną walkę z ostrą białaczką szpikową. Ostatnie lata jego życia były koszmarem. Dziś mija 4. rocznica śmierci hokeisty.

- Shawn Burr słynął z gry na pograniczu faulu, robił najbrudniejszą robotę w drużynie, ale w szatni zamieniał się w zabawnego dzieciaka, który wnosił do zespołu relaksującą atmosferę. Jego żarty kochali wszyscy bez wyjątku - mówił mediom Steve Yzerman, trzykrotny zdobywca Pucharu Stanleya oraz złoty medalista igrzysk olimpijskich w Salt Lake City w 2002 r.

Słynny kanadyjski hokeista miał okazję występować z Burrem w ekipie Detroit Red Wings (w latach 1984-1995). - Był dowcipny i miał wielkie serce. To pierwsza rzecz, o której ludzie myślą, kiedy pytasz ich o Shawna - dodał Yzerman.

Wulkan energii na tafli lodowej

Burr przyszedł na świat w lipcu 1966 r. w miejscowości Sarnia (Ontario) w Kanadzie. Mieszkał tam do momentu, kiedy rozpoczął wielką karierę hokejową. W 1984 r. utalentowany 18-latek został wybrany w drafcie do NHL przez działaczy Detroit Red Wings.

W najlepszej hokejowej lidze na świecie spędził 16 sezonów. Kanadyjski napastnik znany był z ostrej gry. W swojej karierze otrzymał aż 1069 minut kar. - To jest wulkan energii na tafli lodowej - pisały media za oceanem, komentując jego efektowne popisy na lodzie.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek o rekordzie świata: Zaatakuję, ale to będzie bardzo trudne (WIDEO)

Burr nigdy nie był czołowym strzelcem swoich drużyn, w przeciwieństwie do występów w zespołach juniorskich, ale jego widowiskowy styl gry - oprócz Red Wings, reprezentował też barwy Tampa Bay Lightning i San Jose Sharks - sprawił, że stał się jednym z najpopularniejszych hokeistów NHL w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia. W NHL rozegrał łącznie 878 spotkań, w których zdobył 181 bramek i zaliczył 259 asyst.

Zebrał na dzieci 1,5 mln dol.

Po zakończeniu kariery sportowej został działaczem i brokerem. W 2007 r. został wybrany prezydentem Detroit Red Wings Alumni Association. Zaangażował się też w działalność charytatywną - na początku w Detroit, a potem w swojej fundacji Shawn Burr Foundation z siedzibą w regionie St. Clair (w stanie Michigan), której celem było niesienie pomocy dzieciom oraz rozwój badań nad rakiem krwi. Udało mu się zebrać łączną sumę ponad 1,5 mln dolarów amerykańskich.

- Ostatnie trzy lub cztery lata jego życia były koszmarem. Niestety, odszedł o wiele za wcześnie - mówił o niespodziewanej śmierci swojego przyjaciela Jim Devellano, senior wiceprezydent Detroit Red Wings. To właśnie Devellano wybrał go w drafcie do NHL.

Śmiertelny upadek ze schodów

Burr zmarł 5 sierpnia 2013 r. w wyniku obrażeń głowy odniesionych podczas upadku ze schodów w swoim domu w Michigan. Do tragicznego wypadku doszło w nocy. W wieku 47 lat zostawił żonę Amandę i osierocił dwie córki - Madison i Maison. Śmierć nadeszła niespodziewanie. Tym bardziej, że były hokeista miał za sobą wygraną walkę z nowotworem.

Od lutego 2011 r. Burr zmagał się bowiem z ostrą białaczką szpikową. Chemioterapia i przeszczep szpiku kostnego pomogły pokonać śmiertelną chorobę. - Twardziel z NHL nie dał szans nowotworowi! - krzyczały w tytułach swoich artykułów amerykańskie gazety.

- To ogromna strata dla środowiska hokejowego. Najsmutniejsze jest to, że wiedzieliśmy o tym, że skutecznie walczy z rakiem, a jego śmierć, która wszystkich zaskoczyła, nie miała nic z tym wspólnego - powiedział w rozmowie z dziennikarzem Kris Draper, były hokeista i partner Burra z zespołu z Detroit.

Do dziś jednak nie wiadomo, czy upadek ze schodów mógł być - lub nie - spowodowany długą i wyczerpującą organizm walką z chorobą. Dopiero po śmierci sportowca amerykańskie media poinformowały, że w ostatnich miesiącach życia Burr cierpiał na chwilowe zaniki pamięci, które prawdopodobnie były efektem ubocznym przeszczepu szpiku kostnego.

Komentarze (1)
Pietryga
14.08.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Że też dobrych ludzi kostucha zabiera, w sile wieku...