W Wigilię stracił nogę. Były hokeista NHL uczy się żyć na nowo po dramacie

Reuters / Greg M. Cooper-USA TODAY Sports
Reuters / Greg M. Cooper-USA TODAY Sports

- Za każdym razem, gdy myślę o tym, że nie mogę już grać w hokeja, powracam pamięcią do wypadku. Jestem szczęśliwy, że nie leżę trzy metry pod ziemią - mówi 26-letni Craig Cunningham, były zawodnik Boston Bruins i Arizona Coyotes.

Grudzień w jego karierze i życiu to miesiąc szczególny. 17 grudnia 2013 r. zadebiutował w lidze NHL, w barwach "Niedźwiadków" z Bostonu, w spotkaniu z Calgary Flames. Niemal równo po roku - 13 grudnia 2014 r. - strzelił pierwszego gola w najlepszej hokejowej lidze świata, w pojedynku z Ottawa Senators. 20 grudnia 2016 r. miał być dla niego dniem triumfu. Na konferencji prasowej lekarze, którzy kilka tygodni wcześniej uratowali mu życie, ogłosili, że opuszcza szpital i rozpoczyna rehabilitację.

To mogły być piękne i pełne nadziei święta dla Craiga Cunninghama. Niestety nie były. W Wigilię, 24 grudnia 2016 r., stracił lewą nogę. Została amputowana poniżej kolana.

Umierał na oczach matki

Dramat kanadyjskiego sportowca rozpoczął się 19 listopada ubiegłego roku. Cunningham, kapitan występującej w lidze AHL (bezpośrednie zaplecze NHL) drużyny Tucson Roadrunners, przygotowywał się do rozpoczęcia spotkania z Manitoba Moose. Zespół muzyczny miejscowej straży pożarnej wykonał amerykański hymn. Strażacy zjechali z lodu, ale błyskawicznie na niego wrócili. By ratować Cunninghama, który krótko przed rzuceniem krążka przez sędziego zemdlał.

U 26-latka doszło do zatrzymania akcji serca. Oprócz strażaków na pomoc ruszyli mu lekarze drużyny i trenerzy. Z wielkim niepokojem obserwowała to Heather Cunningham, matka hokeisty, która wychowywała go samotnie po tragicznej śmierci męża w wypadku samochodowym (Craig miał wówczas sześć lat).

Z Tucson Convention Centre kanadyjski sportowiec został przewieziony do St. Mary's Hospital, ale jego stan nie ulegał poprawie. Lekarze wykonywali resuscytację krążeniowo-oddechową, pacjentowi podawano także adrenalinę. Nie pomagało. - Widziałam, jak syn umiera na moich oczach. Nie miałam co do tego cienia wątpliwości. Myślałam, że odchodzi - mówiła Heather Cunningham. - To wyczekiwanie było okropne. Najgorsze. Lekarze wchodzili, wychodzili. Za każdym razem, gdy pojawiali się w pokoju, pytałam: "Czy nadal żyje? Czy nie przeżyje?". To było straszne - wspominała.

Żyje dzięki determinacji lekarzy

Życie byłego zawodnika ligi NHL wisiało na włosku. Przez prawie półtorej godziny medycy próbowali pobudzić jego serce do pracy. Bezskutecznie. Na szczęście w tym momencie do szpitala przyjechał Zain Khalpey, lekarz ściągnięty w trybie pilnym z innej placówki - Banner-University Medical Center w Tucson. Miał ze sobą urządzenie, dzięki któremu udało się ocalić Cunninghama przy życiu.

Zanim przystąpił do akcji, poinformował matkę, jak ciężki jest stan jej syna. - Nikt wcześniej chyba tego nie zrobił. Była niesamowicie opanowana - przyznał. Następnie lekarz zastosował ECMO - specjalistyczną metodę pozaustrojowego wspomagania oddychania, którą wykorzystuje się w sytuacjach krytycznych.

W trakcie zabiegu ponownie konieczna była resuscytacja, ale największe zagrożenie udało się opanować. Stan Cunninghama określano jako krytyczny, ale stabilny. Hokeista pozostawał w śpiączce. Przeszedł kilka następnych zabiegów. Serce, które początkowo w ogóle nie funkcjonowało, zaczęło pracować w 45 procentach. Po dziewięciu dniach Craig wybudził się ze śpiączki, ale początkowo cierpiał na zaniki pamięci.

- Nie pamiętam niczego z tamtego dnia. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, to poprzedni mecz, tydzień wcześniej - miał powiedzieć. Jego matka dziękowała lekarzom, którzy wykazali się ogromną determinacją. - Jedyny powód, dla którego mój syn tutaj jest, to fakt, że ci ludzie nie chcieli się poddać i przerwać akcji w - wydawało się - beznadziejnej sytuacji. Będę pamiętać o darze, jaki od nich otrzymałam, za każdym razem, gdy spojrzę na syna - podkreślała Heather Cunningham. - Bez nich nie byłoby mnie tutaj - dodawał zawodnik.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., DLACZEGO LEKARZE AMPUTOWALI CUNNINGHAMOWI NOGĘ I W JAKIEJ ROLI BYŁY HOKEISTA ZAMIERZA POZOSTAĆ W SPORCIE
[nextpage]21 grudnia 2016 r. na konferencji prasowej w szpitalu ogłoszono, że Craig Cunningham zostaje wypisany do domu. - Jego serce odzyskało pełną sprawność - mówił dr Khalpey. Sportowca czekała długa i intensywna rehabilitacja. Padały wprawdzie pytania o ewentualny powrót do hokeja, ale nie był to najlepszy moment do takich rozważań. Lekarze nie ustalili bowiem, dlaczego doszło u Kanadyjczyka do zatrzymania akcji serca.

A przede wszystkim nie był to koniec dramatu.

Wybór między kończyną a życiem

Trzy dni później - w Wigilię Bożego Narodzenia - Craig Cunningham ponownie trafił na oddział szpitalny. Jego stan gwałtownie się pogorszył. Doszło do infekcji. Układ odpornościowy hokeisty był mocno osłabiony (w ciągu kilku tygodni zawodnik przeszedł ok. dziesięciu operacji), a jego lewa łydka spuchła tak mocno, że lekarze - w obawie przed tym, że infekcja będzie mieć wpływ na pracę serca - nie mieli wyjścia. Musieli mu zadać pytanie: "Czy zgadza się pan na amputację?".

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica ponownie za kierownicą F1. Kulisy wielkiego powrotu Polaka

- Wybór między kończyną a życiem - tak ujęła to stacja BBC, która niedawno wyemitowała reportaż o kanadyjskim hokeiście. - Myślałem przede wszystkim o przeżyciu. Nie zrobiłem przecież jeszcze wielu rzeczy, których naprawdę chcę dokonać, zanim mój czas minie. Zdecydowałem, że mogę tego dokonać z jedną nogą. I że "wymienię" za to wszystko moją drugą nogę - wspominał 26-latek.

W tym momencie definitywnie stracił szanse na powrót do gry. W hokeju zakochał się jako kilkuletnie dziecko. - W Kanadzie hokej jest tym samym co piłka nożna w Anglii. Każdy dzieciak chce zostać zawodnikiem - stwierdził w rozmowie w BBC. - Gdy w końcu dotarłem w to miejsce, w którym chciałem być, i było kapitalnie, nagle wszystko się na mnie zwaliło. Tak szybko, jak szybko się zaczęło - dodał.

Pogodził się już z utratą kończyny. W trudnych momentach zawsze przypomina sobie, że zakończenie tej historii mogło być znacznie gorsze. - Za każdym razem, gdy myślę o tym, że nie mogę już grać w hokeja, powracam pamięcią do wypadku. Jestem szczęśliwy, że nie leżę trzy metry pod ziemią - powiedział w rozmowie z ESPN. - To dla mnie ciężka pigułka do przełknięcia. Hokej był całym moim życiem, odkąd skończyłem cztery lata. Ale jeżeli muszę poświęcić grę w hokeja, by żyć, to czas iść naprzód.

Oferta od "Kojotów"

Cunningham został w 2010 r. wybrany w drafcie przez Boston Bruins. W latach 2013-14 występował w barwach "Niedźwiadków", zaś w latach 2015-16 w Arizona Coyotes. Łącznie w NHL zagrał w 63 spotkaniach, w których strzelił trzy gole i zanotował pięć asyst.

"Kojoty" nie zapomniały o swoim byłym zawodniku. Niedawno wyciągnęły do niego pomocną dłoń. Cunningham dostał ofertę pracy w roli skauta. Będzie mógł dzięki temu pozostać przy ukochanej dyscyplinie.

- Craig dołącza do nas jako zawodowy skaut. Był mądrym, ciężko pracującym zawodnikiem z niewiarygodną pasją do tej gry. Jesteśmy pewni, że te same wartości towarzyszyć mu będą w nowej roli w "Kojotach" - mówił menedżer generalny Arizona Coyotes John Chayka. - Jestem podekscytowany tym, że zaczynam nowy rozdział z "Kojotami". Nie mogę się doczekać rozpoczęcia pracy w nowej roli - dodał Cunningham.

Założył protezę i wrócił na lód

Kanadyjczyk wrócił do hokeja w nowej roli, ma już także za sobą powrót na lód. Pod koniec marca założył protezę lewej nogi, a następnie łyżwy. 26-latek wspierany był przez jednego z kolegów z drużyny i fizjoterapeutkę.

- W sferze mentalnej to był kolejny krok w mojej rehabilitacji. Nie miałem wielkich oczekiwań, gdy wszedłem na lód, wiedziałem, że to nie będzie coś niesamowitego. Ale dla mnie i moich kolegów z drużyny to było ważne. Także dla ludzi, by zobaczyli mnie znów na lodzie - mówił Cunningham, który w symboliczny sposób - rzucając krążek - rozpoczynał spotkania Tucson Roadrunners, a także Arizona Coyotes. Fani zgotowali mu owację na stojąco.

Choć od dramatu minęło pół roku, lekarze nadal nie wiedzą, dlaczego w listopadzie 2016 r. serce Cunninghama przestało bić. Jak informują amerykańskie media, być może przyczyna nigdy nie zostanie ustalona. - Staram się teraz żyć dzień po dniu. Nie wiem, co się wydarzy, co będzie w przyszłości, ale jestem strasznie szczęśliwy, ze żyję - kończy Craig Cunningham.

Komentarze (0)