29. kolejka PLH była określana przez wielu jako kolejkę gry o jeden punkt. Spotkanie w Sosnowcu wpasowało się w to twierdzenie. Zagłębie od bardzo długiego czasu boryka się z problemami kadrowymi, które wpływają na kłopoty z ustaleniem trzech piątek. Mimo wielu młodzieżowców w składzie, sosnowiecka drużyna zdołała doprowadzić do dogrywki. Dzięki niemalże pokerowej zagrywce szkoleniowców Zagłębia, którzy ściągnęli bramkarza, Tomasz Kozłowski doprowadził do remisu 3:3.
- Wiadomo, że w takich sytuacjach jak nasza nie jest łatwo. Graliśmy z przeciwnikiem, który sąsiaduje z nami w tabeli (Zagłębie zajmuje ósme miejsce, a KTH dziewiąte - przyp. red.) Trzeba się cieszyć z jednego punktu, który udało nam się wywalczyć w ostatnich minutach trzeciej tercji - optymistycznie stwierdził Bartłomiej Nowak, bramkarz Zagłębia.
Szkoleniowcy mieli problem z ustaleniem zestawienia trzech trójek. Jednak udało im się to, ale pociągnęło to za sobą konsekwencje - ich podopieczni już pod koniec pierwszej tercji zaczęli podupadać na siłach. - Nie wiem jak z tymi siłami fizycznymi, trzeba zapytać chłopaków - ocenił z uśmiechem Nowak.
Dogrywka była wielką szansą dla gospodarzy na wywalczenie dwóch punktów. Jednak po 22 sekundach było już po meczu, katem sosnowiczan okazał się Karel Horny, który skierował gumę pod poprzeczkę. - To był rykoszet. Krążek poleciał do góry... Cóż, takie jest życie - wyjaśnił.
Młody sosnowiczanin miał bardzo długą przerwę w występach na ektraklasowym lodzie. Mimo to oraz niekorzystnego wyniku zaprezentował się z bardzo dobrej strony między słupkami Zagłębia. Jednak sam nie jest zadowolony ze swojej postawy podczas meczu z KTH. - Ja nie oceniam. Od tego są dziennikarze i trenerzy. Ale zawsze może być lepiej - przyznał Bartłomiej Nowak.