Nikt nie odbiera Kimiemu Raikkonenowi zasług dla historii Formuły 1, ale też wyniki i jazda Fina w sezonie 2021 pozostawiają sporo do życzenia. Dlatego też nie było zaskoczeniem, gdy kilka miesięcy temu ogłosił on zakończenie kariery i pożegnanie królowej motorsportu.
GP Abu Zabi jest dla 42-latka ostatnim występem w F1 i w piątek przysporzył on spory ból głowy mechanikom Alfy Romeo. Na zakończenie drugiej sesji treningowej kierowca z Finlandii stracił panowanie nad bolidem i doszczętnie rozbił maszynę. Reakcja sędziów była natychmiastowa. Wywieszono czerwoną flagę i przedwcześnie przerwano jazdy.
- Przepraszam, straciłem tył - mówił przez radio mistrz świata F1 z sezonu 2007.
W późniejszym komunikacie prasowym zespołu, Raikkonen nie był w stanie wyjaśnić przyczyny wypadku. - To był normalny piątek, aż do ostatniego okrążenia. Sprawdzaliśmy różne rzeczy, tak jak to zawsze robimy. Gdy już praktycznie skończyliśmy naszą pracę, doszło do wypadku. Straciłem przyczepność w miejscu, gdzie akurat nie ma żadnego pobocza i stało się to, co się stało - powiedział Fin.
Wcześniej w identycznym miejscu przygodę miał Valtteri Bottas, czyli kierowca, który już za kilka miesięcy zajmie miejsce starszego rodaka w Alfie Romeo. W przypadku 32-latka skończyło się jednak na strachu i lekkim otarciu bokiem samochodu o bandy.
Rozbicie bolidu Raikkonena jest złą wiadomością dla Alfy Romeo z jeszcze jednego powodu. Ekipa już kilka dni temu skarżyła się, że po różnych przygodach kierowców w ostatnim okresie, ma niedobór części zamiennych. Jako że mamy już końcówkę sezonu, to wstrzymano produkcję nowych elementów. Tym bardziej że w sezonie 2022 czeka nas rewolucja techniczna i nie można będzie ich zastosować w kolejnej generacji bolidów.
Czytaj także:
Kierowca F1 wraca do domu. Czeka go dwutygodniowa kwarantanna
Robi się gorąco w F1. "Jestem traktowany inaczej niż inni"