Williams mierzy się z kryzysem, jakiego nigdy wcześniej nie doznał. Zespół ma na swoim koncie 16 tytułów mistrzowskich w Formule 1, ale ten ostatni zdobył w roku 1997, a więc w zupełnie innych realiach. Potwierdzeniem fatalnej dyspozycji Brytyjczyków był ubiegły sezon, kiedy to Robert Kubica zdobył dla ekipy jeden jedyny punkt. I to w warunkach mocno szczęśliwych, bo w większości wyścigów Williams zamykał stawkę.
Problemy Williamsa sprawiły, że rok 2019 zamknął on ze stratą rzędu 13 mln funtów. Dlatego rodzina Williamsów podjęła decyzję o sprzedaży zespołu. Obecnie trwają rozmowy w tej sprawie.
- To nie jest decyzja negatywna, ani pozytywna. To jest decyzja, która ma zapewnić rozwój zespołowi i to akurat w momencie, gdy zmienia się krajobraz F1. Nowe przepisy sprawiają, że przed Williamsem nie lada szansa. Jako rodzina stawiamy zespół na pierwszym miejscu. Nowy inwestor pomoże nam w osiągnięciu sukcesu - powiedziała w "Guardianie" Claire Williams, która od kilku la zarządza ekipą założoną przez jej ojca - Franka.
ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"
Williams ma w swoich szeregach "perełkę", o którą jednak powinien dbać. Mowa o George'u Russellu, który w zeszłym roku regularnie ogrywał Roberta Kubicę. Jeśli zespół nie poprawi swojej sytuacji, ani nie przedstawi lepszych perspektyw na przyszłość, rok 2020 może być dla Russella ostatnim w stajni z Grove.
- Moim zadaniem jest jak najszybsze prowadzenie bolidu F1, muszę jak najlepiej wykorzystać to, co zaoferuje mi zespół. To się nie zmieni. Ufam Claire Williams i wiem, że jako szefowie tej firmy robią wszystko, co w ich mocy, aby sprostać obecnym wyzwaniom - powiedział Russell.
22-latek twierdzi, że mimo słabego sezonu 2019 i decyzji o sprzedaży Williamsa, w firmie panuje optymizm. - Atmosfera się nie zmieniła. Chłopacy w fabryce są zmotywowani, ciężko pracują. Mamy moralny obowiązek, by pokonać wszelkie problemy i wycisnąć maksimum z bolidu - dodał Russell.
Russell już w zeszłym roku zaskarbił sobie sympatię zespołu. Wielokrotnie, mimo fatalnych wyników, chwalił wysiłek mechaników. Tym różnił się od Kubicy, który wychodził do mediów i mówił to, co myślał w danej chwili. To kilkukrotnie doprowadziło do zgrzytów na linii Williams-Kubica.
- Chodzi o docenienie pracy, tego jaką rolę może mieć kierowca w zespole, jak może wpływać na morale. Zostałem tak nauczony, że jeśli konstruktywnie skrytykuję zespół i poprowadzę go w lepszym kierunku, to rozwiąże on swoje problemy. Jeśli powiem "bolid jest do bani" i do tego dorzucę kilka przekleństw, to mechanicy obudzą się w poniedziałek z wątpliwościami dotyczącymi swojej pracy - skomentował Russell.
Młody Brytyjczyk ma jednak ten luz, że należy do programu juniorskiego Mercedesa. Niemcy są świadomi jego talentu i nie pozwolą mu przepaść w F1. Zwłaszcza że już kilkukrotnie Toto Wolff nazywał go naturalnym następcą Lewisa Hamiltona. Dlatego Russell sobie poradzi. Czy Williams też? Tu odpowiedź nie jest już tak jednoznaczna.
Czytaj także:
Licytacja o Williamsa. Miliarder z Izraela jest chętny
Magnussen może stracić miejsce w F1