Grand Prix Australii miało otworzyć nowy sezon Formuły 1. Zawody były zaplanowane na 15 marca, mimo sprzeciwu kierowców, którzy obawiali się zarażenia koronawirusem. - Gdyby zawodnicy mieli prawo głosu, to nas by tu nie było - mówił jeszcze w Melbourne Kimi Raikkonen.
Wyścig F1 został ostatecznie odwołany, po tym jak koronawirusa wykryto u jednego z pracowników McLarena. Doszło do tego w atmosferze skandalu, po nocnym głosowaniu zespołów ws. kontynuacji weekendu wyścigowego. Sami kierowcy też nie chcieli, by rywalizacja na Albert Park doszła do skutku.
- Plotki pojawiły się już w czwartkowy wieczór. Tej nocy nie spałem zbyt dobrze. O godz. 3 nad ranem rozmawiałem z Vettelem na WhatsAppie. Pomyślałem sobie "cholera, czemu ty nie śpisz?". Odpisał mi, że leci na lotnisko, bo Grand Prix będzie odwołane - zdradził Romain Grosjean, kierowca Haasa, w rozmowie z dziennikarzem Kymem Illmanem.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- Odpowiedziałem mu, że ja oficjalnie nic nie wiem, więc zostaję w Melbourne. Vettel zdradził mi, że otrzymał zapewnienie od Ferrari, że wyścig nie dojdzie do skutku, dlatego dostał zgodę na lot. Dlatego ja już o godz. 3 czy 4 nad ranem wiedziałem, że w Melbourne nie będziemy mieć ścigania - dodał Grosjean.
Sebastian Vettel nie był jedynym kierowcą, który nie czekał na oficjalną decyzję o odwołaniu Grand Prix Australii. Razem z nim do samolotu miał wsiąść Kimi Raikkonen. Również Robert Kubica opuścił Antypody w piątkowy poranek i nie pojawił się już na torze.
Organizatorzy Grand Prix Australii długo nie dopuszczali do siebie myśli o odwołaniu wyścigu, bo oznaczało to dla nich straty finansowe. Dlatego jeszcze o poranku otworzyli bramy toru i zaczęli wpuszczać do padoku pracowników wybranych ekip. Pod wejściami zaczęli też się gromadzić kibice. Ostatecznie o godz. 10 podano do wiadomości, że wyścig anulowano.
Formuła 1 od tego momentu nie rozegrała ani jednej rundy. Pandemia koronawirusa sprawiła, że odwołano już 8 z 22 tegorocznych wyścigów.
- Musimy zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie. Trzeba patrzeć na szerszą perspektywę. Są teraz ważniejsze sprawy niż wyścigi. Nawet jeśli to dziwne, że o tej porze roku siedzę tyle w domu. Czuję się jakby był styczeń w kalendarzu. Nie dopuszczam do siebie myśli, że to prawie kwiecień. Bo zwykle to w styczniu siedzę w domu, trenuję we własnych pokojach, a potem w lutym przychodzą zimowe testy, a w marcu pierwsze wyścigi - zakończył Grosjean.
Czytaj także:
Toto Wolff coraz bliżej opuszczenia Mercedesa
Formuła 1 może zmienić właściciela